Wtedy cała radość, która we mnie buzowała, uszła niczym powietrze w
przedziurawionym balonie. Kto umarł? Siostra Bartka. Na białaczkę. Za szybko.
Zdecydowanie za szybko. Odeszła od nas niesłusznie. Miała dopiero 17 lat. Mimo,
że spotkałam ją może z trzy razy w życiu, była mi bliską osobą. Bartek musiał
teraz tak bardzo cierpieć… A jak On cierpiał, cierpiałam i ja. Wiedziałam, że
muszę polecieć do Polski na pogrzeb. Muszę być wtedy obok Bartka. Wspierać go.
Pokazać, że nie jest sam. Nie mogłam sobie wyobrazić co on czuje. On był tak
bardzo z nią zżyty… Jak ja to tak boleśnie przyjęłam, to co musiało dziać się teraz
w jego głowie? Nie potrafiłam sobie nawet tego wyobrazić.
Dwa dni później:
Przed
wyjazdem postanowiłam odwiedzić mamę. W końcu nadszedł czas najwyższy. Miałam
wrażenie, że mama jest nawet trochę na mnie zła, że po przyjeździe do Austrii,
zaniedbałam ją.
-Naprawdę jesteś gotowa aby tam jechać?- zapytała lekko
drżącym głosem, dowiedziawszy się o mojej podróży do Polski.
-Tak… Nie… - dukałam- Nie wiem…- jąkałam się- Muszę… Nie
mogę Bartka zostawić samego.
-Co jeśli ich tam spotkasz?- powiedziała stanowczo.
-Będę starała się nie spotkać- starałam się wykrzywić usta w
uśmiech, lecz nie udało mi się. Bartek był moim przyjacielem, jeszcze z
„tamtego życia”. Nawet kiedy się przeprowadziłam do Krakowa, spotykaliśmy się
regularnie. Był jedyną częścią, która została mi z tamtych czasów.
Przyjaźniliśmy się od przedszkola. On sam nie miał łatwo w domu, więc doskonale
rozumieliśmy się i pomagaliśmy sobie nawzajem.
-Będę się zbierać- powiedziałam- niedługo mam samolot.
-Kiedy wracasz?
-Jak najszybciej się da- odpowiedziałam i wtuliłam się w
mamę. Dla niej to też było trudne, mimo że wyjeżdżałam ja, nie ona. Bała się
mojej reakcji. Przecież do niedawna nie potrafiłam nawet o tym mówić. Pierwszą osobą,
której wszystko wyznałam był właśnie Gregor. Uważałam, że dzięki niemu miałam
więcej siły spotkać się z przeszłością twarzą w twarz. Chociaż… Czego się
obawiam? Jestem innym człowiekiem, oni są innymi ludźmi. Co do tego drugiego,
miałam taką nadzieję. Może spotkam też moją siostrę. Również to tylko nadzieja,
ale to czasem właśnie ona potrafi trzymać przy życiu. Przez te wszystkie lata,
praktycznie każdego dnia, zastanawiałam się co u Niej. Co o mnie myśli… Czy
mnie jeszcze w ogóle pamięta… Była przecież wtedy dzieckiem, ale z drugiej
strony ja również byłam dzieckiem a musiałam zachowywać się jak dorosły.
Wysiadłam
w końcu na lotnisku w Warszawie. Bartek- jak obiecał- czekał tam na mnie.
Wyglądał naprawdę mizernie. Miałam wyrzuty sumienia, że robię mu kłopot, polegający
na tym, że musi po mnie przyjechać, ale patrząc
na to z innej strony wiedziałam, że lepiej, żeby akurat wyszedł bardziej do
ludzi, niż siedział sam w domu, nie wiedząc co ze sobą robić. Stał, obok
swojego srebrnego auta, ubrany cały na czarno, a jego oczy były tak bezdennie
smutne… Nigdy jeszcze nie widziałam go w takim stanie. Moje serce zaczęło
płakać.
-Hej- odezwałam się pierwsza, podeszłam do chłopaka i
przywitałam się uściskiem- jak się trzymasz?
-Dobrze- powiedział. A co mógł innego odpowiedzieć?- Jedźmy
już, bo się spóźnimy. Za godzinę zaczyna się pogrzeb- wykrztusił ostatnie
słowo.
Nic nie odpowiedziałam. Kiwnęłam tylko ponuro głową i
wsiadłam do samochodu. Serce krajało mi się na tysiące drobnych kawałków.
Czułam jak Bartkiem szarga czarna rozpacz. Ta najgorsza… Czarna rozpacz. W
końcu to on zastępował Weronice- bo tak miała na imię siostra Bartka- ojca, bo
ten umarł, gdy chłopak był jeszcze małym chłopcem, a Weronika była dopiero „w
drodze”. Dlaczego to zawsze spotyka takich bezradnych wobec losu ludzi? Przez
całą drogę nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Chciałam się odezwać, ale bałam
się, że mój głos będzie się łamał, gdyż sama wstrzymywałam się od uronienia łzy
a czy to by pomogło mojemu przyjacielowi? Nie. Wręcz mogło by to pogorszyć całą
sytuację. Kiedy po raz pierwszy od ponad 10 lat znalazłam się w tej
miejscowości, poczułam jak serce podchodzi mi do gardła. Tyle lat, a tutaj
wszystko praktycznie zostało po staremu. Każde miejsce posiadało swoją
historię, która dokładnie pamiętałam.
Tyle złych, jak i dobrych wspomnień z dzieciństwa, których jednak było
nie za wiele. Wracając tutaj, miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Znów
byłam tą zagubioną dziewczynką, która miała dosyć życia. Znała tylko dwie
barwy: czarny i biały. Uważała, że żadne uczucia nie istnieją. Jest tylko
płacz, rozpacz i ból.
-Zdziwiona?- odezwał się Bartek.
-Tak…- powiedziałam z zadumą- Nie za wiele się tu zmieniło…
-Bo cały świat idzie do przodu, a my stoimy w miejscu-
oznajmił pewny swego- A to miejsce poznajesz?- zapytał, zatrzymując się przy
starym, drewnianym kościele.
-No tak- odpowiedziałam i wysiadłam z auta, po czym
obydwoje, ramię w ramię powędrowaliśmy do środka. Kościół był pełen ludzi.
Rozpoznałam parę twarzy, które spoglądały na mnie jak na intruza. Nie czułam
się komfortowo. Msza trwała około godziny, a kazanie, które wygłosił ksiądz, było
naprawdę bardzo wzruszające i wprost zmuszające do uronienia chociaż jednej łzy.
Na cmentarzu również panował tłok. Ja stałam tuż obok Bartka, trzymając go za
ramię. Czułam się okropnie. Miałam wrażenie, że każdy przechodzień patrzy na
mnie złowrogim wzrokiem.
-Drżysz- powiedział martwym głosem.
-Zimno- odpowiedziałam. Chłopak, wiedząc o co chodzi,
przytaknął a ja zauważyłam szklące się łzy w jego oczach. Wkrótce, moją uwagę
przykuła pewna dziewczyna, która stała naprzeciwko nas. Wyglądała niemal jak
kopia mnie. Oczy miała tak samo niebieskie; kręcone, brązowe włosy. Drobna
dziewczyna niewielkiego wzrostu. Nie mogłam oderwać od niej wzroku. Serce
zaczęło dudnić mi niczym dzwon. Miałam podejrzenia, kim mogła być owa
dziewczyna, lecz sama przed sobą bałam się do nich przyznać.
-Tak, to ona- powiedział Bartek, widząc, że nie spuszczam
dziewczyny z oka.
Zamurowało mnie. Zawróciło mi się w głowie i gdyby nie fakt,
że trzymałam się Bartka, upadłabym. Dziewczyna, zawiesiła na mnie swe
niebieskie oczy. Czy była szansa, że wie kim jestem? Pogrzeb dobiegał powoli
końca, a ja nie wiedziałam, czy podejść do mojej siostry i zagadać, czy też
zostawić wszystko tak jak było.
-Bartek…- wyszeptałam cichutko.
-Nie. Ich tutaj nie ma- chłopak czytał mi w myślach. Skoro
nie było tutaj moich „rodziców” mogłam podejść do Marysi, gdyż tak właśnie
miała na imię moja siostra. Ceremonia pogrzebowa w końcu dobiegła końca. Szłam
razem z moim przyjacielem wąską ścieżką do domu chłopaka. Był strasznie blady.
Teraz to ja czułam, jak on drży. Jednocześnie cały czas plułam sobie w brodę,
że nie poszłam za dziewczyną, a ściślej mówiąc moją siostrą, której tak bacznie
przyglądałam się na cmentarzu.
-Dobrze się czujesz?- zapytałam z troską- może usiądziemy
tutaj na ławce na chwilę, co?
-Ok- rzucił.
Usiedliśmy, jednakże żadne z nas nic do siebie nie mówiło. Chyba
nie potrafiliśmy naszych uczuć ubrać w słowa. Wówczas pojawiła się przed nami
dziewczyna, której wygląd znałam już na pamięć. Po raz kolejny dzisiaj
zamarłam. Nie znałam Jej zamiarów, a co najgorsze-sama nie wiedziałam jak się
zachować.
-Bartek, tak mi przykro- powiedziała, po czym uścisnęła
chłopaka czule- Przepraszam, że się spóźniłam, ale szef nie chciał mnie
wcześniej wypuścić z pracy- powiedziała ze smutkiem- Przyszłam od razu po
nocnej zmianie.
-Dziękuję, że w ogóle przyszłaś-powiedział Bartek z
wdzięcznością.
- Przecież to była moja przyjaciółka- w oczach dziewczyny
zabłysły łzy.
-Maruś…- nerwowo spojrzał na mnie, a potem na Marysię- Znasz
tę dziewczynę siedzącą obok mnie?- zapytał nieoczekiwanie Bartek. Przyznam, że strasznie
mnie zaskoczył. Mógł chociaż mnie do tego przygotować! A tak to błądziłam tylko
nerwowo wzrokiem po wszystkim co się dało, lecz brakowało mi odwagi spojrzeć na
dziewczynę.
-Tak- powiedziała, spoglądając na mnie- Wiem kim jest,
chociaż wolałabym nie- odpowiedziała nieco zgorzkniale i odeszła szybkim
krokiem. Ja zaś ruszyłam pędem za nią, sama zaskoczona swoją reakcją.
-Czekaj!- krzyczałam- Błagam Cię zatrzymaj się!- szła
naprawdę bardzo szybko.
-Czego chcesz ode mnie?!- zatrzymała się w końcu i właściwie
krzyczała mi w twarz. Ja z kolei nie mogłam złapać oddechu oraz sama nie
wiedziałam co mam powiedzieć. Tyle razy układałam sobie gotowy scenariusz w
głowie, ale gdy doszło co do czego, tak jak dziś, żaden z niego pożytek.
-Jesteś moją siostrą- wyjąkałam i mimo jej niechęci
przytuliłam ją najmocniej jak się dało. To również było niekontrolowanym odruchem.
-Co z Ciebie niby za siostra? Zostawiłaś mnie…- powiedziała
już nieco spokojniej, ale tak zgorzkniale, że jeszcze nigdy w życiu z czymś
takim się nie spotkałam. Zasłużyłam na taki ton…
-Ale to było inaczej…- próbowałam znaleźć jakieś sensowne
słowa, ale naprawdę nie potrafiłam.
-Ty żyłaś sobie tam jak księżniczka. Pławiłaś się w
luksusach, a ja? A ja musiałam od najmłodszych lat pracować. Nie tyle, że dla
siebie, ale dla rodziców na wódkę! Czekałam na Ciebie odkąd tylko wyjechałaś.
Czekałam na jeden nic nie znaczący list, jeden telefon. Wiedziałam od Weroniki,
że utrzymujesz kontakt z Bartkiem, ale o swojej siostrze już nie pomyślałaś.
Zapomniałaś. Dlatego też, ja zapomniałam o Tobie. Jak ja jestem dla Ciebie nic
nie znaczącym śmieciem, tak Ty jesteś dla mnie tym samym, mimo że masz wszystko
czego zapragniesz- powiedziała, niemal tak jakby wyuczyła się tego na pamięć.
Zamarłam. Nie sądziłam, że ona ma o mnie takie zdanie. Może
faktycznie byłam potworem… Nawet nie może, ale na pewno. Jeden głupi list mógł
tyle zmienić… Ona tak cierpiała. Faktycznie, myślałam tylko o sobie. O tym, że
ja się boję, ale o Marysi już nie myślałam… Stałam na środku dróżki, ze świstem
wciągając powietrze w płuca.
-I co?- zaczęła, widząc, że ja już raczej nic dziś nie
powiem- Już nie masz mi nic do powiedzenia?- zapytała. Wtedy zobaczyłam, że
jakaś kobieta w średnim wieku zbliża się do nas. Jej oczy… Pełne złości,
nienawiści, obłędu… To była ONA. Rozpoznałabym je wszędzie. W najgorszych
koszmarach ludzkich. Chciałam uciekać, ale nie mogłam, gdyż nogi miałam jak z
waty.
-Maryśka!- dziewczyna odwróciła się, a na jej twarzy
zauważyłam przerażenie.
-Mamo…- powiedziała nieco skrępowana- Chodźmy do domu. Nie
tutaj…- jąkała się Marysia.
-Daj pieniądze!- szarpała ją. Odskoczyłam na bok. Marysia,
nic nie mówiąc, wyciągnęła z torebki 50 złotych i dała je pijanej kobiecie,
która nawet nie spojrzała na mnie, ani na nic innego tylko od razu dostając
pieniądze pogalopowała niemal w podskokach przed siebie, a gdzie, i po co poszła już mogłam się domyślać.
-Widzisz?!- odwróciła się do mnie Marysia ze łzami w oczach-
Tak jest za każdym razem kiedy braknie pieniędzy! Nie ważne czy jesteśmy sami,
czy jest wokół nas tłum ludzi! Nie masz pojęcia jakie upokorzenia musiałam
przeżywać! Więc zostaw mnie teraz! I tak już nic nie zmienisz! Nie potrzebuję
Cię!
Wykrzyczała mi prosto w twarz, po czym obróciła się na
pięcie i pobiegła w stronę wyjścia, szlochając. Czułam się jak bestia. Jak
skończona egoistka. Stałam bez ruchu pośrodku wąskiej uliczki, nadal nie mogąc
uwierzyć w to wszystko.
-Wszystko dobrze?- podszedł do mnie Bartek, po czym objął
mnie w pasie.
-Zabierz mnie stąd- wyjąkałam tylko. Chciałam znaleźć
schronienie na te 2 dni w hotelu w Warszawie. Nie wyobrażałam sobie ponownego
spotkania z moją matką, czy siostrą, która nie chce mnie widzieć już do końca
swojego życia. Która mnie nie cierpi. Wsiedliśmy do samochodu Bartka. Chłopak
widział, że ze mną coś nie tak, więc był nieco rozmowniejszy. Zadawał pytania,
opowiadał, ale ja nie potrafiłam słuchać. Byłam daleko myślami już w Austrii.
Marzyłam by teraz Gregor przytulił mnie do siebie i powiedział: „Wszystko
będzie dobrze”.
Dojazd do Wa-Wy i zarezerwowanie
pokoju w jednym z warszawskich hoteli zajęło nam około 2 godzin. Mój pokój był
mały, ale na te dwa dni mi wystarczył.
-Wreszcie- powiedziałam sama do siebie, kładąc się na
ogromnym łóżku z ulgą, że już jestem bezpieczniejsza.
-Na pewno jesteś pewna, że nie chcesz zostać u mnie?-
zapytał, niosąc w jednej ręce mój bagaż.
-Tak- odpowiedziałam nieśmiało. Wtedy Bartek usiadł obok
mnie na łóżku. Usiadłam i ja. Wtedy zauważyłam, że chłopak zbliża się do mnie
coraz bliżej. Był niebezpiecznie blisko. Po chwili złączyliśmy się w pocałunku.
Próbowałam się wyrwać, lecz Bratek mi to uniemożliwiał. Chciałam to jak najszybciej
przerwać. Szarpałam się jak mogłam, ale uścisk chłopaka, którym mnie splótł był
tak mocny, że moja siła nic tutaj nie zdziałała. Co to miało w ogóle znaczyć?
-Mela, kocham Cię- wyszeptał odrywając się od moich ust. Po
raz kolejny dziś, nie wiedziałam co powiedzieć. Tego było już za dużo. Już nie
miałam siły na nic. Po raz kolejny znienawidziłam swoje życie.
-No powiedz coś- naglił Bartek, kiedy zwlekałam z
powiedzeniem czegokolwiek.
-Yyy…- błądziłam w słowach- Bartek… Jedyną rzeczą, którą
jestem w stanie Ci zaproponować to tylko przyjaźń…
-Tylko tak się składa, że to mi nie wystarcza- zerwał się-
Ja jestem jakiś dziwny…
-Nie! Bartek, wcale nie!- zaprzeczałam rozpaczliwie.
-Pamiętasz?- powiedział, po czym wyciągnął z kieszeni
kawałek kory, na którym wyryte było „A i B na zawsze razem”. Pamiętam doskonale
co to oznaczało i w jakich okolicznościach powstało. „Amelia i Bartek na zawsze
razem”. Wyryliśmy to jako dzieciaki. Mieliśmy po dziesięć lat.
-Cały czas czekałem na Ciebie- powiedział zgorzkniale-
pamiętasz co mi powiedziałaś przed wyjazdem?
Pokiwałam przecząco głowy. Naprawdę nie pamiętałam. Starałam
się wszystko usunąć z pamięci, kiedy rozpoczęłam moje „nowe życie”.
-Że wrócisz- powiedział krótko- Wrócisz do mnie i będziemy
zawsze razem.
-Bartek…- zaczęłam pocierając swe skronie- byliśmy dziećmi.
-Ale ja czekałem. Myślałem, że jak dojrzejesz do tego
wszystkiego będziemy razem- kontynuował.
-Przecież ja nigdy nie dawałam Ci żadnych znaków… Ja nie
rozumiem…
-Daj znak, jak zmienisz zdanie. Ja będę czekał- powiedział i
wyszedł, trzaskając drzwiami. To wszystko skomplikowało. Właściwie po raz
kolejny moje życie obrócono o 180 stopni. Co to w ogóle było? Nic z tego nie
rozumiałam. Jak On mógł to przez tyle czasu pamiętać, wierzyć… Kochałam go, ale
miłością, którą kocha się przyjaciela. Może ta śmierć Weroniki tak na niego
wpłynęła, że bredził? Nie mogłam dłużej zostać w Warszawie. Zabrałam bagaż,
odniosłam klucze do recepcji i poszłam szukać swojej szansy na wyjazd na
lotnisku. Jeśli nie będzie biletów, zostaje autobus. Wiedziałam jedno- muszę
jak najszybciej stąd wyjechać.
Wepchałam
się na siłę do samolotu lecącego właśnie do Austrii. Gdybym zwlekała godzinę
bądź dwie, już nie miałabym szansy się
załapać. Przyznam, że przez cały czas trwania lotu, płakałam. Straciłam
kolejnego przyjaciela. Wiedziałam bowiem, że po tej sytuacji nie będziemy mogli
się przyjaźnić. Przynajmniej Bartek, aczkolwiek dla mnie też byłaby to trudna
sytuacja. Każdy nasz kontakt, byłby niezręczny. Po 2 godzinach byłam już w Innsbrucku. Swój
bagaż podrzuciłam do Natana, gdyż było mi to po drodze, i udałam się do
pobliskiego baru. Tam- piłam drinka, po drinku. A z racji, że miałam słabą
głowę do picia alkoholu, długo czasu nie minęło, kiedy byłam już kompletnie
pijana.
-Hej Mela- usłyszałam znajomy głos- jesteś sama?
-Hej. No sama, a co?- odpowiedziałam chłopakowi, stojącemu
przede mną. I na tym mój film się urwał. Próbowałam zmusić się do przypomnienia
chociaż najdrobniejszego szczegółu, ale nie przyniosło to żadnych rezultatów.
Po prostu niczego nie pamiętałam…
***
Zastałem
ją w barze praktycznie kompletnie pijaną. Pomyślałem, że jest w tym szansa dla
mnie. A może jeszcze lepiej- dla nas. Przysiadłem się do dziewczyny, wypiłem z nią jednego
drinka, a potem wziąłem ją do hotelowego pokoju.
________________________________________________
Hej! ;* I jest w końcu piątka. :D Jakoś nie podoba mi się ten rozdział, więc przepraszam Was od razu za niego... ;/ Taki dziwny jakiś. o_O
Kolejny rozdział w niedzielę :]
PS. Życzę udanych ferii dla mieszkańców małopolski, województwa świętokrzyskiego, kujawsko-pomorskiego, lubuskiego oraz wielkopolski. :D
Czytasz=komentuj. : 3