Kacper, nie strasz mnie. Po prostu powiedz wprost, co się
dzieje.
-Wyjeżdżasz- powiedział, a w jego głosie wyczułam lekkie jęknięcie.
-Tak. Już dziś- odpowiedziałam. Nadal miałam nadzieję, ze
Kacper się tylko ze mną żegna i zaraz zapowie wizytę u mnie w Innsbrucku.
-Tak wiem. Nasz związek tego nie przetrwa. Musisz jechać?
Masz przecież 20 lat! Możesz decydować sama o sobie.
-Kacper… Przecież wiesz, że to nie jest tak… Mama
powiedziała, że musi nas zabrać ze sobą chociaż na chwilę, żeby ani ona, ani my
nie żałowali, że zmarnowaliśmy jakieś nowe szanse, które tam na nas czekają,
bądź nie.
-Mama, mama, mama…- powiedział lekko oburzony.
-Ona chce dla nas dobrze! Nie masz pojęcia ile ona dla mnie
zrobiła. Nie chce jej ranić- tym razem z moich oczu pociekły słone łzy. Nie
potrafiłam ubrać w słowa tego co czułam.
-Dobrze, już dobrze, nie płacz- objął mnie ramieniem- Mela,
to raczej koniec, nie uważasz?
-Nie- odpowiedziałam zdecydowanie- jest Internet, są dłuższe
weekendy, wakacje, ferie… Będziesz mnie odwiedzać, ja Ciebie. Nie zamierzam
zostać tam na wieczność…
-Naprawdę, tak uważasz?
-Tak… Ale jeżeli chcesz się tak łatwo poddać, to ok-
powiedziałam, po czym wstałam z ławki i ocierając kapiące łzy, ruszyłam przed
siebie.
-Nie chce! Nigdy nie będę chciał się poddać! Jesteś tylko
TY- ostatnie słowo wyraźnie podkreślił.
Ukryłam twarz w dłoniach.
-Możesz się mnie spodziewać podczas przerwy świątecznej w Austrii- zmusił się do
uśmiechu.
Nic nie mówiąc rzuciłam mu się na szyję, on również
odwzajemnił uścisk.
Szliśmy
już do mojego domu. Musiałam się bowiem jeszcze spakować. Co prawda większość
rzeczy spoczywała już w walizkach, lecz parę rzeczy zawsze znajdzie się do
dopakowania.
-Pojedziesz ze mną na lotnisko?- zapytałam.
-Nie dam rady, niestety… Muszę iść no.. odebrać z
przedszkola brata- odpowiedział. Nie kryłam swojego rozczarowania, ale
uszanowałam decyzję Kacpra. Wiedziałam, ze to tylko wymówka. Nigdy nie odbierał
brata z przedszkola, nawet kiedy była konieczność, a już tym bardziej nie
wtedy, gdy jego starsza siostra przyjechała do Krakowa, a jego mama miała
urlop. Może po prostu nie chciał się ze mną żegnać?
-To do zobaczenia, Mel- powiedział.
-A buziaka na pożegnanie?- zapytałam, patrząc w jego zielone
oczy oraz obejmując go w pasie.
Chłopak zaśmiał się, pocałował mnie w czoło i odszedł bez
słowa. Było to dla mnie nieco dziwne. Nie miałam siły na nic więcej.
Dochodziła
godzina 12.00. Siedziałam już na swoim miejscu w samolocie, czekając na
nieznane.
-I jak? Jest stresik?- przysiadł się do mnie Natan.
-Nie wcale, nic, a nic…
-I kogo Ty okłamujesz młoda?- powiedział, po czym chciał
wstać, lecz ja chwyciłam go za kurtkę.
-Natan, a Ty po co jedziesz?- zapytałam.
- Po to samo, co Ty- odparł nieco ponuro i wrócił na swoje
miejsce.
Lot minął spokojnie. Lecieliśmy około półtorej godziny.
Jadąc po ulicach Innsbrucka, nie mogłam oderwać oczu od pięknych widoków. Miasto,
zewsząd otaczały góry.
-Jak na razie fajnie- szepnęłam, zachwycając się widokiem
gór. Kochałam góry. Nawet podczas wakacji, odmawiałam wyjazdu nad morze, czy
jakieś jezioro, tylko po to, aby móc pozwiedzać góry. Moje słowa, wychwyciło
czujne ucho, siedzącej obok mnie, mamy.
-Wiedziałam, że Innsbruck Ci się spodoba.
-Ciekawe, co powie jak się dowie, już co zaplanowałaś-
powiedział półgłosem Natan.
-Co?- zdziwiłam się.
-Oj Natan, bądź już cicho- rozkazała mama- spokojnie Mela,
spokojnie- powiedziała i promieniście się do mnie uśmiechnęła.
Nie wiedziałam, co o tym myśleć, ale dałam sobie z tym już
spokój. Co ma być to będzie. Tylko takie myślenie, trzymało mnie jakoś przy
życiu. Miasto nie wydawało się jakieś zimne, nieznane, chociaż w zasadzie wcale
go nie znałam, ale poczułam atmosferę tam panującą i odpowiadała mi ona. Mimo
to, bałam się, ale to chyba był normalny strach, przy takich wyprowadzkach.
Tylko, dlaczego akurat teraz zdałam sobie z tego sprawę?
-Jesteśmy już na miejscu- oznajmiła mama.
Wysiadłam z auta. Moim oczom ukazał się biały, dwupiętrowy
dom, w naprawdę ładnej okolicy.
-Jest jeszcze lepszy, niż mi opisywałaś- powiedział Nathan.
-Czy możecie mi to wszystko wytłumaczyć?- zniecierpliwiłam
się.
-No dobrze, dobrze. On- wskazała na dom- należy do Ciebie-
powiedziała po czym wręczyła mi klucze.
-To jakiś żart?
-Nie- wtrącił się Natan- zaprosisz nas do środka? Tylko tak
będziemy sterczeć na dworze?
Lekko naburmuszona zabrałam klucze z dłoni mamy, wzięłam
jedną ze swoich walizek i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się duży i jasny
przedpokój. Weszłam dalej. Zobaczyłam małą, ale wszechstronną kuchnię, a
jeszcze dalej- duży i również pełen światła salon. W nim- duża czarna kanapa,
drewniany regał na książki, szklana ława oraz ogromny telewizor plazmowy.
-A Wy gdzie będziecie mieszkać?- zapytałam, ukrywając swoją
radość oraz zaskoczenie.
-W miejscowości tuż obok. W Zirl- odpowiedziała łagodnie
mama.
-A Natan?
-A ja też w Innsbrucku. Zainwestowałem w mieszkanie.
-Ciekawe, skąd miałeś kasę na mieszkanie- zakpiłam lekko z
brata.
-Zarobiłem trochę, trochę ze stypendium muzycznego…
-I trochę mama- wtrąciła się właśnie mama.
-No też- zaśmiał się Natan.
-My już będziemy się zbierać. Ty idź się rozpakuj i co tam
jeszcze chcesz, a wpadnij jutro do mnie na obiad- powiedziała mama, po czym
mocno mnie uścisnęła i obydwoje z Natanem wyszli z mojego domu. Mojego domu.
MOJEGO domu. Jak to dziwnie, a zarazem wspaniale brzmiało. Nie czekając na nic,
powędrowałam do łazienki, wzięłam kąpiel, przebrałam się i wyszłam zwiedzić
miasto. Zwiedzając piękne i stare uliczki, mijąc dziesiątki ludzi, a na dodatek
obserwując piękny widok gór, zaczęłam… tęsknić. Co prawda minęło dopiero około
5 godzin od przyjazdu do Innsbrucka, ale już odczuwałam brak Klary i Kacpra.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni z zamiarem zatelefonowania do Klary. Wybierałam
już numer do przyjaciółki, kiedy poczułam, że weszłam w kogoś. Upadłam,
uderzając o zimną, wybrukowaną, ziemię.
-Przepraszam- usłyszałam i zobaczyłam chłopaka, który podaje
mi dłoń.
-Nic się nie stało- powiedziałam lekko oszołomiona. Upadek
naprawdę bolał. Spojrzałam wówczas na twarz mężczyzny. Wydała mi się dziwnie
znajoma, chociaż to było właściwie niedorzeczne.
-To dobrze. Jeszcze raz przepraszam- powiedział pomagając mi
wstać i ruszył dalej przed siebie.
-Dziwne- powiedziałam sama do siebie. Cóż, pierwsze koty za płoty. Pierwsza rozmowa niemieckojęzyczna z człowiekiem z tej okolicy, była już za mną. W takiej chwili nie żałuje się godzin, które spędziło się studiując język niemiecki. A było ich trochę, oj było… Szłam dalej, może nadal nieco oszołomiona, zastanawiając się kim był ten nieznajomy. Znałam go, wiedziałam to. Wydawało mi się, że to właśnie był Gregor Schlierenzauer.
Baaa, byłam wręcz tego pewna. Interesowałam się skokami nie
od roku, czy dwóch, lecz dziesięciu. To imię zna akurat każdy szanujący się fan
skoków narciarskich. Chyba, że powoli
traciłam zmysły. Cała chęć porozmawiania z Klarą, jakoś ode mnie odeszła i
zmogło mnie zmęczenie. Postanowiłam wrócić do domu, myśląc o tym co będę robić
dalej ze swoim życiem.
Po 10
minutach byłam w domu. Potem tylko położyłam się na miękką kanapę i włączyłam
telewizję. Niestety nie było nic interesującego, więc postanowiłam zadzwonić do
mamy, zapytać jak czuje się nie nowym miejscu. Rozmowa z mamą, jak zwykle
poniżej 30 minut się nie kończyła. Następnie wybrałam numer Natana, z którym
także przegadałam ładne 15 minut. Potem- zmogła mnie nuda, postanowiłam więc
coś ugotować. Zwlekłam się poczwarnie z kanapy i ruszyłam z stronę kuchni,
kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Przestraszyłam się. Nie miałam pojęcia kto
to mógł być. Nikogo tutaj nie znałam, a miałam gwarancję, że to nie mama, ani
Natan. Z duszą na ramieniu podeszłam do drzwi i zamiast najpierw zobaczyć kto
stoi za nimi, z impetem je otworzyłam.
Świetny rozdział, robi się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny i zapraszam
pomimowszystkokocham.blogspot.com
Dziękuję za komentarz u mnie:** Zostawiałaś linka do siebie i tak oto jestem. GREGOR SCHLIERENZAUER, hmm.. Jeśli to naprawdę okaże się on, co wszystko na to wskazuje, to wiesz, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz, prawda? I, czy tylko ja mam wrażenie bądź przeczucie, że tym kimś kto puka do drzwi może być ów skoczek? Bo to na pewno nie Natan, ani mama Amelii, więc może :-)
OdpowiedzUsuńA, i jeśli możesz pisz dłuższe rozdziały!^^
PS/ Blog już w czytanych, więc będę na bieżąco.
http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/
No ciekawe, kto stał za drzwiami ; D
OdpowiedzUsuńGregor ; D Lubię Gregora, więc lubię Twoje opowiadanie ; )
Zapraszam też do siebie, gdzie również znajdziesz skoczną historię ; ) http://fight-for-this-feel.blogspot.com/
Dzięki za poinformowanie mnie o Twoim blogu, bo nie dotarłabym do niego...:)
OdpowiedzUsuńRobi się coraz bardzie ciekawie. :) ciekawe kto stał za drzwiami...hmm za Gregorem nie przepadam, ale opowiadania o nim lubię czytać, więc na pewno będę dalej śledzić losy Amelii :)
Pozdrawiam i zapraszam na 13:
http://czy-to-jest-przyjazn.blogspot.com/
Jejku jakie świetne opowiadanie. Bardzo dziękuję za linka. Ciekawie się zaczyna, mi się podoba. Yh kim może być ten niespodziewany gość? Może to Gregor z ciastem, by przywitać nową sąsiadkę? Zaciekawiłaś mnie. Czekam na dalszą część. Pozdrawiam i życzę dużo weny :*
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajne opowiadanie. Zapowiada się bardzo ciekawie i interesująco. I znowu Gregor. Coś czuję, że to on czeka za drzwiami. Bardzo mi się podoba.
Wpadnij do mnie, też o Gregorze :D
http://iskra--nadziei.blogspot.com/