wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział 4.



-Nie mieszkałam od zawsze w Krakowie. Wcześniej zamieszkiwałam małą wieś na Mazowszu, 30 km od Warszawy. W domu, o ile mogę go tak nazwać, nie przelewało się. Rodzice byli alkoholikami. Pili każdego dnia, a potem… Potem swoją złość wyładowywali na nas. Na mnie i mojej siostrze- zaczęłam, nerwowo bawiąc się palcami u ręki- Była ode mnie o 2 lata młodsza. A ja byłam małym dzieckiem, a miałam na głowie małą siostrę, mamę, tatę, dom… Raz, mama naprawdę bardzo się na mnie wkurzyła, bo raz stanęłam w obronie siostry…- zrobiłam pauzę- biła… Niemiłosiernie mocno. Biła cały czas. Aż w końcu straciłam przytomność. Obudziłam się dopiero w szpitalu, naprawdę zmasakrowana. Wtedy zainteresowała się tym policja i zostałam oddana do adopcji. Miałam wtedy 10 lat. Przez cały ten czas obwiniałam o to wszystko siebie. Uważałam, że to moja wina; że to ja postąpiłam niesłusznie, bo w końcu to ja sprzeciwiłam się „mamie”- wzięłam głęboki wdech-  Zaadaptowała mnie właśnie ta kobieta, z którą przyjechałam do Austrii. Wszystko co dotychczas mam i co dotychczas osiągnęłam, zawdzięczam właśnie jej. Tak samo, jak mój brat Natan, który również jest adoptowany. Dlatego właśnie, aż tak  emocjonalnie zareagowałam na te słowa, które mówiłeś o tych dzieciach z trudnych rodzin. Sama to przeżyłam i mimo, że minęło już ponad  10 lat odkąd jestem od tego odizolowana, na samą myśl o tym, chce mi się płakać. Mówię Ci to po to, abyś nie wziął mnie za jakąś psychopatkę, po tym jak się zachowałam- powiedziałam, a chłopak wysłuchał każdego słowa wypowiedzianego przeze mnie.
-Tym bardziej przepraszam- powiedział.
-Już przeprosiłeś, ja wybaczyłam. Jest spoko- uspokoiłam.
-Zdążyłaś zwiedzić już całe miasto?- zapytał, zmieniając temat, przy czym jego czekoladowe oczy błyszczały.
-Nie. Tylko tyle co wczoraj poszłam się przejść kawałek, ale po kraksie z Tobą, wróciłam do domu- posłałam uśmiech.
-Więc ubieraj się- powiedział wesoło, w tej samej chwili wstając z kanapy.
-Nie mam ochoty.
-Masz- powiedział, podając mi moją kurtkę, a ja nawet nie spostrzegłam się kiedy On w ogóle zdążył ją wziąć.
                Błąkaliśmy się po Innsbrucku już od dobrych dwóch godzin. Ale nie żałuję tego. Gregor dokładnie oprowadził mnie po praktycznie całym mieście. Miasto mogło wydawać się małe, ale znajdowało się tu wszystko co było potrzebne do szczęścia. Spacerując wąskimi uliczkami rozmawialiśmy właściwie o wszystkim. Bardzo dobrze rozmawiało mi się z Gregorem. Właściwie tak dobrze, jak mało z kim.
-Lubisz jeździć na nartach?- zapytał chłopak.
-Baaa, uwielbiam. Wręcz kocham. Dlatego też nie mogę się już doczekać wizyty na tutejszych stokach- przyznałam.
-A co byś powiedziała na łyżwy?- zapytał z uśmiechem na ustach.
-Nie, nie, nie! Nie umiem jeździć. Próbowałam parę razy, ale nie za dobrze mi się to udawało.
-To się dobrze składa- powiedział i obrócił mnie o 180 stopni, gdyż za moimi plecami znajdowało się właśnie lodowisko.
-Nie, nie! Jak będę chciała być cała w siniakach, to dam Ci znak- próbowałam się jakoś wymiksować.
-Idziemy- chwycił mnie za rękę i powędrowaliśmy razem w stronę lodowiska. Miałam przez chwilę  nadzieję, że nie będzie mojego rozmiaru łyżew, ale na moje nieszczęście, były. W dość ślamazarnym tempie zapięłam łyżwy i ruszyłam w stronę lodowiska z duszą na ramieniu. Pierwszy mój kontakt z lodem, nie okazał się upadkiem, co było dla mnie wielkim zaskoczeniem a zarazem osiągnięciem. Zaliczyłam upadek może około pięciu razy, ale to i tak było moje największe osiągnięcie w tej dziedzinie sportu. Gregor- oczywiście perfekcyjnie jeździł na łyżwach. Przyznam, że często zatrzymywałam się obok buli, by popatrzeć sobie na wyczyny chłopaka, które mnie wręcz hipnotyzowały.
-Jeździsz jak łamaga- kpił lekko a po chwili chwycił mnie za rękę, po czym poczułam, jak jakaś siła ciągnie mnie mocno przed siebie, a ja nie mam pojęcia jak się zatrzymać. Zamknęłam oczy, będąca pewną, że zaraz poczuję mocne i bolesne spotkanie z lodem.
-Możesz już otworzyć oczy- usłyszałam. Tak też zrobiłam i wtedy pierwsze co ujrzałam były  duże, brązowe oczy Gregora. Wcześniej nie dostrzegłam, że są one aż tak piękne. Nie mogłam powstrzymać się od podziwiania jego czekoladowych tęczówek. Wpatrywaliśmy się w siebie dłuższą chwilę, milcząc. Moje serce jakby zatrzymało się, kiedy dopiero uświadomiłam sobie, że leżę okrakiem na chłopaku. Zrobiło mi się strasznie niezręcznie. Po tym wszystkim chciałam zapaść się pod ziemię. Nie wiedziałam gdzie wlepić wzrok.
-Przepraszam- powiedziałam, wstając z lodu- może już dosyć tych łyżew na dziś?- zapytałam z nadzieją i błaganiem w głosie.
-No dobrze, ale tak łatwo się nie wywiniesz. Następna lekcja już niebawem.
                Dzisiejszy dzień był naprawdę cudny. Po łyżwach wstąpiliśmy jeszcze do kawiarni, aby napić się gorącej czekolady, a później- zmusił mnie do zjedzenia dużej kremówki. Następnie chłopak odprowadził mnie do domu i tak oto zakończył się nasz spacer po mieście. Czułam się, jakbym była pod wpływem jakiegoś silnego narkotyku. Już dawno się tak nie czułam. Nie przejmowałam się niczym. Tylko na samą myśl spotkania z Gregorem, uśmiechałam się. Czemu wcześniej postrzegałam Austrię jako zło? Jestem tu dopiero dwa dni, a wydarzyło się tyle cudownych rzeczy. Na dodatek jutro miało się okazać, czy dostanę ten staż, o którym rozmawiałam z Gregorem podczas rozmowy na obiedzie. Jutrzejszy dzień będzie ważnym, też dlatego, że przyjeżdża Kacper, a mój plan zostanie w końcu zrealizowany. Szybko kręci się wokół mnie to życie… Oj szybko.
Następnego dnia:
                Po raz pierwszy od miesiąca spałam naprawdę dobrze. Zjadłam szybko śniadanie, potem ubrałam się i wyszłam na umówione spotkanie z psychologiem kadry austriackiej. Na miejscu byłam po około 10 minutach jazdy taksówką. Weszłam do dużego budynku i podążając wskazówkami danymi mi przez Gregora, podążyłam w stronę pokoju numer  37. Zapukałam.
-Proszę wejść- usłyszałam zza drugiej strony drzwi. Jak usłyszałam, tak zrobiłam.
-Dzień dobry- przywitałam się. Moje oczy ujrzały szczupłego, wysokiego mężczyznę z krótkimi brązowymi włosami- Ja w sprawie stażu.
-A tak wiem, wiem. Siadaj proszę.
Rozmowa nie należała do łatwych, ale tuż po niej mogłam być zadowolona. Dostałam ten staż, a zacząć miałam już za tydzień, podczas konkursu w Lillehammer, czyli już za dwa tygodnie. Przerażało, ale za razem ekscytowało mnie to. Kiedy szłam już w stronę domu, zobaczyłam, że pod drzwiami stoi Kacper.
-Cześć kochane- wyraźnie zaakcentowałam ostatnie słowo a gdy zobaczyłam wyraz twarzy chłopaka, trudno było powstrzymać się od śmiechu.
-Hej- odpowiedział. Ja zaś zaczęłam poszukiwania w torbie kluczy od domu. Jak na złość, nigdzie nie mogłam ich znaleźć. Diabeł ogonem nakrył. Staliśmy pod drzwiami około pięć minut, nic nie mówiąc do siebie.
-Wybacz, że się spóźniłam, ale miałam rozmowę w sprawie pracy i oczywiście mam tę pracę- pochwaliłam się- wejdź.
-To naprawdę Twój dom?- zapytał, starając ukryć się swoje zaskoczenie- myślałem, że wynajmujesz gdzieś tu pokój, a nie cały dom.
-Przecież mówiłam Ci jak jest. Ten cały dom jest mój i tylko mój. Usiądźmy- powiedziałam z triumfem w głosie.
-No to fajnie Ci tu- powiedział. Od samego początku był jakiś przymulony, według mnie.
-Kacper musimy porozmawiać. I błagam Cię, nie przerywaj mi, jak będę mówić- wzięłam w rękę telefon i otworzyłam zdjęcie, które niedawno przysłała mi Klara- to zdjęcie od Klary, drogi Kacperku. Chce to usłyszeć od Ciebie, nie wnioskować ze słit fotek, które wysyła mi Klara. No już powiedz- powiedziałam głośno i wyraźnie,  każde słowo, patrząc prosto w oczy chłopakowi, którego wyraźnie zamurowało- No dalej. Dawaj. Taki z Ciebie chojrak przed Klarą, a mi boisz się powiedzieć paru prostych słów?
-Mela, no… To…- wydukał.
-Czy to jest normalnie, że najpierw nie odbieracie ode mnie telefonów, a potem Klara wysyła mi zdjęcie, jak się całujecie? No dawaj. Mów. To nie jest żadna zasadzka, czy coś. Po prostu powiedz to, co miałeś powiedzieć w Krakowie. Chcę to załatwić, jak ludzie.
Chłopak nic nie powiedział. Wyszedł jedynie szybko, trzaskając drzwiami. Wiedziałam, że to się tak skończy. Znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że on mi wprost nie powie, że z nami koniec. On nie potrafił otwarcie mówić o uczuciach. Bał się. A co miał na celu mój plan? Uświadomienie mu, że dziewczyn nie traktuje się jak zabaweczki.  To będzie dla niego nauczka na przyszłość. Bo jak można tuż po wyjeździe dziewczyny, nie odbierać od niej telefonów, a potem kazać Klarze powiedzieć o tym, że oni są razem. A Klara? Nie jest wcale lepsza. Gdyby powiedziała, czy normalnie napisała, było by inaczej, ale nie. Ona wolała wysłać do mnie mmsa, w którym ona i Kacper całują się. A może postąpiłam za ostro? Może nie powinnam tego wszystkiego tak rozstrzygać i stawiać chłopaka w niezręcznej sytuacji? Ale fakt, że tutaj przyjechał, świadczy o tym, że nie ma jaj. Nie potrafił nawet odmówić przyjazdu… Nie było mi go szkoda. Od kiedy byłam w Innsbrucku czułam, że to co nas łączyło, to właściwie nie było nic. Co najwyżej jakieś chwilowe omamienie. Zobaczywszy Go dzisiaj w tej sytuacji, kiedy błądził gdzieś nerwowo wzrokiem, czerwienił się, zastanawiałam się jak mogłam z nim kiedykolwiek być. Jedynie szkoda mi przyjaźni z Klarą. Straciłam przyjaciółkę… Znałam ją od samego początku, kiedy zjawiłam się w Krakowie. Pamiętam dzień kiedy się poznałyśmy. Miałyśmy obydwie po 11 lat i poznałyśmy się będąc na pobliskim placu zabaw. Potem żadna ludzka siła nie była w stanie nas oderwać… Do teraz. To był cios, ale starałam się nie myśleć o tym i skupić się na teraźniejszości i przyszłości, która stała przede mną otworem. Chcąc oderwać się od rzeczywistości zabrałam się do przyrządzania obiadu.
-Co gotujesz?- usłyszałam znajomy głos.
-Czy Ty naprawdę nigdy nie pukasz?!- wysapałam przestraszona, gdy zobaczyłam stojącego obok mnie Gregora.
-Poczekaj- powiedział i wyszedł. Po chwili usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi.
-Proszę!- rzuciłam, po czym wybuchłam śmiechem. Zaczęłam uwielbiać te jego nieoczekiwane wizyty. To był jego urok, który jakże bardzo mi się podobał.
-Odejdź na chwilę od garów i idziemy- oznajmił.
-Gdzie?
-No słyszałem, że zdobyłaś tę pracę u nas, więc pora najwyższa poznać skoczków- powiedział szczerząc się- a tak w ogóle to gratulacje- powiedział po czym uściskał mnie mocno. Mogłam pozostać w jego ramionach już na zawsze. Naszła mnie taka myśl, że to tutaj jest moje miejsce.
-Serio?!- ucieszyłam się- to poczekaj, tylko się przebiorę- powiedziałam i rzuciłam wszystko.
-Wyglądasz ślicznie. Nie musisz się przebierać- powiedział z uśmiechem.
Nie posłuchałam jednak chłopaka, a tylko spojrzałam na Niego spojrzeniem, które mówiło „Myślisz, że Cię posłucham?” i  po około 10 minutach byłam już  gotowa, a wtedy ruszyliśmy w drogę do kafejki, gdzie miałam poznać skoczków. Kafejka, była mała, ale za to przytulna. Ściany były koloru brązowego, a przez wąskie, ale długie okna, wpadało do pomieszczenia mnóstwo światła. Na ścianach wisiały obrazy, a na każdym stoliku stał wazon żółtych kwiatów. Uroczo.  W stoliku pod ścianą zauważyłam siedzącą grupkę chłopaków. Od razu wiedziałam, gdzie podążyć, spoglądając na Gregora raz na jakiś czas z promiennym uśmiechem.
-To jest Stefan Kraft- powiedział Gregor- to Michael Hayböck, to Thomas Diethart, to Manuel Fettner, a to drugi Thomas z tą różnicą, że to Thomas Morgenstern- przedstawił-  Ale Ty już pewnie o tym wiesz- powiedział. Zaraz po tym przywitałam się z każdym ze skoczków. To byli naprawdę mili, zabawni chłopcy. Rozmawiało się z nimi świetnie. Chociaż ja praktycznie cały czas się śmiałam. Każdym swoim słowem, potrafili w ciągu sekundy mnie rozbawić.
W końcu Stefan, Michael, Manuel, Thomas oraz  Gregor musieli lecieć na  umówione spotkanie z trenerem i zostałam tylko ja i Thomas Morgenstern. Chciałam się jakoś wykręcić, by nie być sam na sam z nieznajomym, ale jakoś nie potrafiłam. Było mi głupio, zwłaszcza, że sam chłopak zaproponował mi, żebym została po tym jak reszta chłopaków pójdzie, byśmy „się lepiej poznali”. Siedząc naprzeciwko chłopaka, dopiero teraz uświadomiłam sobie jak oczy chłopaka są niebieskie. Piękne. I była w nich jakaś iskierka, która tliła się za każdym razem, kiedy patrzyłam na skoczka.
-To więc mówisz, że pochodzisz z Krakowa?- zaczął rozmowę blondyn.
-Tak. Byłeś kiedyś?- zapytałam, wiedząc jaką odpowiedź usłyszę. Dziwnie mi było jednak odpowiadać mu zdawkowo, by nie pomyślał sobie czegoś, co nie jest prawdą.
-Nie. Jeszcze nie- oznajmił- Podkreślam, jeszcze- dodał.
-To zapraszam. Bardzo ładne miasto- powiedziałam-  A czemu Ty nie masz spotkania z trenerem?
-Bo ja już je odbębniłem i teraz mogę z Tobą tutaj rozmawiać. I powiem więcej- nie żałuję.
-Przygotowany do inauguracji sezonu?
-Tak. Myślę, że nie jest tak źle- odpowiedział,  a ja ciągle czułam jego wzrok na swojej osobie. Było mi strasznie niezręcznie. Nie miałam pojęcia gdzie podziać wzrok. Odnosiłam wrażenie, że każdy mój ruch, dygot chłopak dokładnie obserwuje.  Uratowała mnie dopiero wiadomość, którą przysłał mi Gregor. Wibracje były tak dostateczne głośne, że usłyszał je Morgi i  od razu domyślił się wszystkiego.
-Odczytaj- powiedział- Na mnie się nie oglądaj.
 Dostałam szybko telefon z kieszeni i przeczytałam:
„Czekam tuż za rogiem. Wiem, że ratuję Cię z opresji, więc
będziesz musiała się odwdzięczyć-  musisz dać porywać się na  małą wycieczkę.
Gregor. :)
Ucieszyłam się. Przyznam, że kamień spadł mi z serca. W brzuchu poczułam delikatne łaskotanie. Miałam wrażenie, że się unoszę.
-Wiesz, ja muszę już niestety uciekać- powiedziałam ze sztucznym smutkiem w głosie- Do zobaczenia- pożegnałam się i niemal w podskokach opuściłam lokal. Jak było zapowiedziane- Gregor czekał tuż za rogiem. Cel naszej wycieczki? Pokazanie mi jednego ze szlaków turystycznych. Ucieszyłam się niezmiernie. Kochałam takie wycieczki. Mimo to, że byłam cała mokra, zmarznięta i zmęczona, nie żałowałam ani chwili. Zachowywaliśmy się przez chwilę jak dzieci, które uciekły z lekcji i poszły na wagary. Urządziliśmy sobie bitwę na śnieżki –i wcale nie było tak, jakby każdy przypuszczał, gdyż po żadnej kulce śniegu, która była skierowana w moją stronę, nie pozostawałam Gregorowi dłużna. A na koniec- żałowałam tylko, że nasza wyprawa trwała tak krótko. Było cudownie i  nawet romantycznie. Siedząc w domu z kubkiem gorącej herbaty w rękach, coś do mnie dotarło. Zakochałam się. Jeszcze nigdy nie czułam czegoś takiego, jak to uczucie, które towarzyszyło mi, gdy Gregor był obok mnie. Kochałam go. Matko, zakochałam się! Wiedziałam też, że ja Gregorowi też nie jestem tak do końca obojętna. Miałam wrażenie, że wszystko co robi, robi dla mnie. Nawet był dla mnie stworzony. Każdym swoim czynem, udowadniał mi, że mu na mnie zależy. A może się myliłam? Odepchnęłam od siebie wszystkie złe myśli. Kochałam tego chłopaka bardziej niż kogokolwiek, chociaż znałam go zaledwie parę dni. Nie wiedziałam nic więcej poza tym. Kocham go. Tyle. To było takie piękne uczucie. Moją sielankę, przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu. O nie, to mama! Miałam przecież do niej wpaść, a kompletnie o tym zapomniałam! Wytłumaczyłam się od razu, a potem obiecałam mamie obiad u mnie. Od razu, gdy zakończyłam rozmowę, dostałam smsa. Już miałam nadzieję, że to Gregor i z pośpiechem oraz szerokim uśmiechem na twarzy otworzyłam wiadomość, kiedy zobaczyłam na wyświetlaczu nadawcę wiadomości, czyli Bartka, który napisał:
„Mela… Ona umarła…”
___________________________________________________
Witam! A oto zapowiedziana przeze mnie czwóreczka. :) 
Jeśli czytacie, proszę komentujcie. :D To dodatkowe paliwo do dalszego pisania. ^^ 
Do zobaczenia w piątek! ;*

7 komentarzy:

  1. Ooo! Jakie to słodkie. Gregor tak się o nią troszczy, ona rozumie, że go kocha. I przedstawił jej wszystkich skoczków, a potem Morgi dziwnie się zachowywał.
    I tak ładnie podpuściła Kacpra. I w ogóle super rozdział!
    A na koniec pytanie: Kto umarł?
    Zapowiada się fantastycznie. Mam nawet swoją teorię. Pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
  2. O Boże, kto umarł? Nie no, wszystko ładnie, pięknie, ale ten sms? Yh. Dobra, od początku. Wszystko dzieje się strasznie szybko, ale to fajnie, mi się podoba. Ja Gregorowi za wchodzenie do domu bez pukania bym chyba zdzieliła, no ale jak kto lubi. Spotkanie ze skoczkami, super. Oj dałabym się pokroić za taką okazję. Mela sam na sam z Morgim? Dobra, to było dziwne. Chociaż w sumie urocze, no ale widać, że Mela nie padła ofiarą uroku Morgiego (ja bym padła). No i Gregor. Awww. Łyżwy, ratowanie z opresji.. No wszystko super. Cud, miód, orzeszki. Ale czy nie za wcześnie by mówić o miłości? Może ja się nie znam, może jestem stereotypowa, ale coś czuję, że nie będzie tu aż tak różowo. No ale to tylko moje przypuszczenia. Z niecierpliwością czekam na kolejny, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Umarła Klara czuję tooooo Pisz takie cudowne rozdziały szczęśliwe i niech będzie z Gregorem. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. AAA! AMELIA SIĘ ZAKOCHAŁA W GREGORZE,omg! <333 Tacy słodcy są, na przykład na tym lodowisku, awwwh *-* Tak myślałam, że prędzej czy później do tego dojdzie i nie myliłam się. Ale to zachowanie Thomasa w restauracji, gdy już zostali sami trochę mnie niepokoi, ale może to tylko złudne wrażenie? Tak, chyba tak.
    No dobra, ale ważniejsza sprawa! KTO UMARŁ!? :O
    Chcę już, szybciutko, teraz następny rozdział!

    http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Nieźle, nieźle... zakochała się, ciekawe co z tego wyniknie...:)
    na pewno Gregor też coś do niej czuje...ale obawiam się, że Thomas coś może namieszać.
    o właśnie? ta końcówka, zastanawia mnie to...
    czekam na następny.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Amelia i Gregor <3 Awwwww *.* Te łyżwy.. Co prawda Gregor, dostałby ode mnie po łbie, za takie wchodzenie bez pukania, ale co tam :)
    Tylko martwi mnie trochę Thomas... -,-" Chyba coś namiesza...

    PANIE BOŻE I WSZYSCY ŚWIĘCI - Kto umarł??? ;oo
    Dawaj następny, bo umrę z ciekawości! :PP
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;***

    historia-milosna-od-poczatku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Ej jedno pytanie KTO UMARŁ?! Mam złe przeczucia, ale pewnie się mylę....
    W każdym razie, Mela i Gregor, no co tu dużo mówić.... MIŁOŚĆ!!! <33
    Ale, te zachowanie Thomasa w restauracji..., mam nadzieję, że on im nie przeszkodzi... ;**

    OdpowiedzUsuń