To miał być przełomowy dzień w moim życiu. Właśnie MIAŁ.
Czas przeszły. To właśnie dziś mieliśmy lecieć do Austrii. Do Innsbrucka. Po
„nowe życie”, jak twierdziła moja mama.
Skrycie w sobie wiedziałam, że to „nowe życie” będzie jej. Tto ona
chciała zacząć wszystko od nowa po odejściu swojego partnera. Nie chciałam się
przeprowadzać. W Krakowie było mi wspaniale. Rodzina, przyjaciele, szkoła i ON.
On, czyli Kacper, mój chłopak. Nie chciałam jednak robić mamie wyrzutów i
udawałam nawet, że cieszę się z owego wyjazdu. Tak samo postąpił mój starszy
brat Natan. Nie chcieliśmy hamować mamy. To ona wyciągnęła nas z „tamtego
życia”…
Stałam
na boso, na balkonie, opierając się o zimną balustradę i mocno wciągając zimne
powietrze, patrząc –może po raz ostatni- na widok Krakowa z tej perspektywy. Co
dalej będzie z moim życiem? Nie wiem. Bałam się ludzi, którzy tam na mnie
czekali. W mojej głowie panował kompletny chaos. Łzy napływały mi do oczu. Nie
cierpłam takiego stanu, jakim znajdowałam się w tej chwili. Ta cholerna
bezradność, niemoc… Dlaczego to akurat dziś musiano odwołać wszystkie loty? Był
to zawsze o jeden dzień więcej tego beznadziejnego uczucia, które potrafi
zniszczyć człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz