piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 17.



                Próbowałam krzyczeć, lecz ręka nieznajomego na moich ustach uniemożliwiała mi to. Próbowałam wyrwać się, lecz napastnik okazał się zbyt silny.  Byłam kompletnie bezsilna. Ciągnął mnie w stronę ciemnej uliczki. Tam poczułam, że coś mocno uderzyło mnie w głowę. Straciłam przytomność. Obudziłam się na drugi dzień w jakiejś ruderze, w której unosił się odór wilgoci. Wszystko mnie bolało. Czułam się podobnie, jak wtedy kiedy obudziłam się w szpitalu. Chciałam się ruszyć, ale moje nogi i ręce były związane. Leżałam na starym, potarganym materacu. Wokół panowało przerażające zimno.
-Obudziłaś się już- usłyszałam męski gruby, męski głos. Słyszałam kroki, które zmierzały coraz bliżej mnie. Przeszły mnie dreszcze. Nie tyle, co zimna, lecz strachu. Straszliwie się bałam. Nie mogłam złapać oddechu. Dławił mnie ten obrzydliwy zapach wilgoci. Byłam głodna, ale wiedziałam, że gdyby przyszło co do czego, nie przełknęłabym nic. To było straszne. Chciałam coś powiedzieć. Nie potrafiłam. Język stanął mi w gardle kołkiem. Wreszcie usłyszałam dźwięk własnego telefonu. Ktoś dzwonił i wysyłał ciągle smsy.
-Dobijają się do Ciebie cały czas- powiedział wysoki i dobrze zbudowany brunet. Jego czarne oczy pełne były nienawiści. Kto to był? Nigdy nie widziałam tego człowieka na oczy. Za co mógł mnie tutaj więzić? Może to jakaś pomyłka?
-Jak nie Maciek pisze, to Marysia, w jakimś dziwnym języku. Potem Gregor, Stefan, Thomas- mówił patrząc na mój telefon-  Po prostu telefony się urywają. Ciekawe, co powiedzą kiedy się dowiedzą, że ich mała przyjaciółeczka nie żyje.
Usłyszawszy to, zaczęłam się dławić. Zachłysnęłam się powietrzem. Co On powiedział?!
-Konsekwencją życia, jest śmierć- mówił odkładając mój telefon-  Co Ci zależy, czy umrzesz teraz czy potem?- powiedział zimnym tonem- dlaczego nie płaczesz?- zdziwił się- Chce widzieć jak cierpisz! Jak nie możesz  nabrać powietrza w swe płuca!
Faktycznie. Nie uroniłam ani jednej łzy. W duszy- czarna rozpacz, lecz na zewnątrz nie wyrażałam tego. Byłam twarda jak stal.
-Co ja Ci takiego zrobiłam? Nie znam Cię nawet- wykrztusiłam, po czym ponownie zaczęłam się krztusić.
-A znasz Kasię?- zapytał, a imię dziewczyny wypowiadał z czcią- Znasz. Wiesz jak ją potraktowałaś? Wiesz. Nazwałaś ją złodziejką? Tak, nazwałaś. Wiesz jak ją upokorzyłaś? Nie wiesz. Więc ja Ci to wszystko uświadomię. Będziesz umierała z dnia na dzień coraz bardziej. Każdego dnia, będę wyrywać ci po jednym palcu- mówił bezwzględnie.
-Nic nie rozumiem… Jak mam już umrzeć…- przerwał mi dźwięk przychodzącego sms- możesz mi przeczytać te smsy, które przyszły? Błagam.
-Czego jeszcze? Frytki do tego?!- zirytował się.
-Proszę- szepnęłam- jeden sms od Maćka- teraz nie miałam już nic do stracenia a chciałam chociaż wiedzieć, co takiego napisał mi w odpowiedzi Maciek. Wczoraj przecież wyznałam mu miłość, a dziś nie odpisywałam. To musiało z boku wyglądać okropnie.
-Który?- zgodził się.
-To ile ich jest?
-Około trzydziestu- rzucił-  Szybko, nie mamy całego dnia.
-Ten pierwszy, który przyszedł wczoraj- powiedziałam zdecydowanie. Musiałam wiedzieć, jak chłopak zareagował na moje wczorajsze wyznanie.
Mężczyzna podszedł do mnie z telefonem w ręku i pokazał mi wiadomość o treści:
„Czuję to samo… Kocham Cię. ;*”
A więc wszystko w tej chwili zrobiło się dla mnie jasne. Maciek mnie kocha. Wyznał mi miłość. A ja? Ja mu nie odpisałam, nie oddzwoniłam. Zero. Co mógł sobie pomyśleć? Co napisał w reszcie smsów? To była wielka niewiadoma. Prawdopodobne już nigdy się tego nie dowiem. Kim jestem teraz w Jego myślach? Jasna natomiast była moja przyszłość. Umrę z ręki mężczyzny, który siedział obok mnie. Za coś, czego właściwie nie rozumiałam…
Tydzień później:
-Gregorek, zastanawia się czemu nie ma Cię w pracy- powiedział pewnego ranka. Byłam uwięziona tutaj już tydzień. Cała w siniakach, głodna, opadnięta z sił, zmarznięta. Mężczyzna pierwszego dnia miał rację. Czułam jak umieram. Jak najprędzej chciałam zakończyć te męczarnie. Już nie miałam sił. Tak cholernie miałam dosyć. Chwilowo pragnęłam śmierci.
-Cały czas dzwonią- mówił. Widząc Go dzisiejszego dnia był jakiś inny. Coś jakby przygnębiony, smutny. Nie odpowiadałam mu. Nie miałam na to sił. Towarzyszyło mi jedynie wrażenie, że moja dusza z każdą sekundą coraz bardziej opuszcza moje ciało. Czekałam na śmierć jak na wybawicielkę. Nie mogłam doczekać się jej przyjścia.
-Pół miliona- odezwał się po chwili milczenia.
-Myślałam, że Kaśka jest dla Ciebie bezcenna- powiedziałam wykrzesując z siebie resztki sił na dodatkowy sarkazm. Teraz było mi już wszystko jedno. Miałam nadzieję, że uderzy mnie, bądź zada ostateczny cios, a moje cierpienia zakończą się.
-Zostawiła mnie!- warknął urażony wstając z krzesła, które po chwili rzucił z impetem o ścianę. Potem spojrzał na mnie wściekłym wzrokiem i zbliżał się coraz bliżej mnie. Skurczyłam się. Nie wiedziałam czego się spodziewać.
***
                -Dzień dobry- przedstawiłem się- Jestem Gregor, przyjaciel Meli. Czy jest ona może u Pani?- powiedziałem widząc kobietę w wieku mojej mamy, która przed sekundą otwarła mi drzwi. W środku zastałem brata Amelii i jeszcze jakąś dziewczynę, która była nawet dosyć podobna do Meli. Martwiłem się o Nią. Nie odzywała się, nie było Jej w domu. Działo się coś niedobrego -Przyszedłem do Pani, bo nie ma jej w pracy ani w domu, ani nigdzie. Nie wiem co się dzieje…
-My też nie wiemy- odezwał się wysoki brunet ze zrezygnowaniem w głosie brat dziewczyny. Siedząca obok niego dziewczyna schowała twarz w dłoniach i prawdopodobnie zaczęła płakać.
-Policja już o tym wie?- zapytałem głupio.
-Tak. Zgłosiliśmy zaginięcie już przedwczoraj- odpowiedział chłopak. Wydawać się mogło, że tylko On potrafił zachować resztki zimnej krwi. Mama Meli- patrzyła nieprzerwanie w podłogę, a –jak podejrzewałem- Jej siostra, nadal  skrywała twarz w dłoniach i płakała.
-I co?- pytałem bezradnie.
-Właśnie nic. Wiedzą tyle co my teraz…- przyznał ponuro chłopak.
-Dzwoniłem do niej wczoraj i ktoś widocznie przez przypadek musiał odebrać, bo słyszałem same szmery, jakby ktoś gdzieś szedł, a odblokowany telefon miał w swojej kieszeni- opowiedziałem.
-Czyli, że Ona chyba… Została uprowadzona?- ledwo co wypowiedział te słowa.
Wtedy obydwie kobiety zaczęły jeszcze bardziej płakać. Były załamane. Chciałem je jakoś pocieszyć, ale nie potrafiłem. Tutaj nie dało się nikogo pocieszyć w żaden sposób. Ja sam byłem sparaliżowany na samą myśl, że ktoś robi krzywdę mojej Amelce. Zaraz… Czy ja… MOJEJ?
-Może gdyby się dało jakoś zlokalizować jej komórkę- poddałem propozycję, szukając jakiegokolwiek rozwiązania.
-Zaraz… zaraz… Gregor, nie wiesz jaki ona miała telefon?- zapytał z nadzieją chłopak.
-Taki biały- odpowiedział.
-Ten telefon miała ode mnie, a ja miałem w nim aplikację namierzającą go- wstał gwałtownie od stołu. Pojawiła się nadzieja.
Obydwie kobiety podniosły wzrok z nadzieją.
***
                -Nie mam pół miliona-powiedziałam- po co Ci te pieniądze? Tyle jest warta Twoja miłość do Kaśki?- przesadziłam i dobrze sobie z tego zdawałam sprawę, ale chciałam żeby w końcu zadał ostateczny cios. Powoli już zaczęłam się niecierpliwić. Miałam dosyć tego co tutaj przeżywałam. Widziałam jak mężczyzna się zezłościł.
-Robisz wszystko dla Niej, a ona co?- postanowiłam wziąć chłopaka pod włos- Zostawiła Cię. Ryzykujesz dla niej swoją wolność. Przecież w końcu kiedyś ktoś się dowie, że nie żyję. I myślisz, że co? Że nie dojdą do Ciebie? Dojdą jak po sznurku.
-Przestań!- wrzasnął z przerażeniem.
-Taka jest prawda. Pogodziłam się ze swoją śmiercią. Umrę tutaj przy Tobie. Długo nie pociągnę- drążyłam dalej.
Wtedy poczułam, że dolałam oliwy do ognia. Już czułam pięść mężczyzny na swoim ciele, kiedy ktoś wszedł do budynku, gdzie się znajdowaliśmy. Moje oczy ujrzały oddział policji uzbrojonej aż po zęby. Obok nich dumnie maszerowały psy. Zaraz za nimi szedł Natan i… Gregor. Mój oprawca próbował jeszcze uciec przez okno, ale nie przyniosło to żadnych rezultatów i ostatecznie złapano go. Zobaczyłam go potem ostatni raz, kiedy wyprowadzano go skutego w kajdanki. Spoglądał na mnie przepraszającym i błagalnym wzrokiem. Zdawał sobie sprawę, jaki los go teraz czekał.
-Amelka!- krzyknął Natan i wraz z Gregor pobiegli  do mnie. Mój brat już chciał mnie przytulić, kiedy ja odsunęłam się jak oparzona ze strachem w oczach.
-Nie!- krzyknęłam głośniej niż się spodziewałam, podczas próby przytulenia mnie, Natana. Po chwili podszedł do mnie Gregor. Jego się nie obawiałam. Utonęłam w Jego ciepłych objęciach, ciesząc się, że doczekałam takiej chwili, mając zarazem nadzieję, że to nie tylko piękny sen. Ta cała sytuacja wywołała coś dziwnego we mnie… Bałam się własnego brata. Co dalej? Nie działo się za dobrze…
___________________________________
Łapcie siedemnastkę! ;*
Miało być bardziej dramatycznie, ale jakoś tak nie miałam serca…
Komentujcie. :)
Ściskam. ;**

wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział 16.



              -Dziś idę na bal- pochwaliłam się siostrze przy śniadaniu.
-Naprawdę?!- zdziwiła się-  Ale fajnie! Gdzie? Z kim? W co masz się zamiar ubrać?- wybuchła z pytaniami Marysia.
-No właściwie to nie bal, ale taka gala sportowców- wyjaśniłam szybko- Po ceremonii będzie taka zabawa. Wiesz tańce i te sprawy. Stefan  mnie wczoraj zaprosił.
-Oooo, Stefan?- zapytała podejrzliwie.
-Wiem o czym myślisz- posłałam jej groźne spojrzenie- To tylko przyjaciel.
-Zawsze się tak mówi- nie uwierzyła mi do końca- To idziemy dziś na zakupy? Musisz wyglądać szałowo.
-Nie dzięki- zaprzeczyłam szybko- Nie lubię zakupów; wygrzebię coś z szafy. A co do Stefana, to naprawdę przyjaciel. Idę z nim po to, żeby nie musiał być tam sam, pośród tych wszystkich par.
-To co jest grane? Wczoraj pół dnia z kimś pisałaś; ciągle się uśmiechasz. Tak jakoś dziwnie rozpromieniona jesteś… A dziś? Dziś idziesz na bal ze Stefanem. Wszystko mi pasuje.
-A no pojawił się taki Maciek- przyznałam nieśmiało- znam go zaledwie parę dni, ale czuję, że jest dla mnie ważny.
-Jak go zobaczyłaś, poczułaś takie uniesienie w sercu?- zapytała, tym razem poważnie.
-Tak. Dokładnie!- przyznałam.
-Mela…- wpadła w małe zakłopotanie- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
-Szczerze mówiąc nie wiem- powiedziałam chociaż tak naprawdę wierzyłam. To właśnie ona spotkała mnie w przypadku Gregora- a czemu tak dopytujesz?
-Tak po prostu- dziewczyna wyraźnie się zmieszała. Coś musiało być na rzeczy, gdyż Marysia momentalnie wstała od stołu i zaczęła sprzątać po śniadaniu.
-Mam prośbę- przemówiłam, przerywając dziewczynie sprzątanie- poszłabyś ze mną do kosmetyczki, na manicure i takie tam?  Wszystkie koszty pokrywam ja.
-Nie chcę Cię ciągle wykorzystywać- powiedziała stanowczo.
-A czy ja Ci się skarżę? Nie.- odpowiedziałam na własne pytanie- To chodźmy się przebrać i ruszamy!
-A wiesz… Bo ja bym chciała wyjechać na parę dni do Polski- wyznała niespodziewanie.
-Ale jak to?- zapytałam zdziwiona.
-Muszę zobaczyć co tam w domu- wstałam od stołu, jakby ktoś poraził mnie prądem- Ale spokojnie. Nie jadę sama, tylko z Twoją mamą. Właściwie to razem to wymyśliłyśmy. Ona też chce poznać rodziców.
-Ale czy to… no wiesz… bezpiecznie?- zapytałam lekko wystraszona. Nie wiedziałam jak ubrać swoje uczucia w słowa.
-Duże z nas dziewczynki. Poradzimy sobie. Dziś wieczorem jedziemy- oznajmiła.
Chciałam wyciągnąć Marysię za wszelką cenę z domu. Coś było nie tak od kiedy wróciłam z Zakopanego. Nie starałam się na nią naciskać. Wiedziałam bowiem, że gdy przyjdzie właściwy moment, ona sama powie mi co tak naprawdę się dzieje.
                Po udanym, spędzonym dniu z siostrą, po powrocie przyszła pora na wybranie odpowiedniej sukienki na wieczór.
-Nadal nie rozumiem dlaczego nie chciałaś iść na jakieś zakupy- powiedziała w nieco lepszym nastroju Marysia, która właśnie oglądała moje sukienki.
-Nie lubię zakupów- rzuciłam- A co sądzisz o tej?- zapytałam, przykładając do swojego ciała kremową, krótką sukienkę na jedno ramię, przez którą w pasie przechodził gruby, srebrny, cekinowy pasek.
-Nieee- odpowiedziała zdecydowanie, kiwając przecząco głową- nie czuję tego. To raczej nie w Twoim stylu. Łap to!- rzuciła mi wąską, czarną sukienkę, której góra była koronkowa, z głębokim wycięciem na plecach.
-O nie… Chyba sobie żartujesz- powiedziałam niepewnie patrząc na ubranie.
-Nie marudź już- puściła moje słowa mimo uszu- Idź się ubrać, zaraz znajdę Ci jakieś fajne buty- rozkazała, a ja posłusznie wykonałam rozkaz. Wcisnąwszy się w sukienkę przypomniałam sobie czemu nigdy jej jeszcze nie miałam na sobie. Powód był jeden. Była strasznie krótka. A przynajmniej dla mnie. Zdecydowanie za krótka.
-Daj szybko jakąś inną sukienkę- rzuciłam wychodząc z łazienki- w niej wyglądam jak…
-Księżniczka?- powiedziała bacznie mi się przyglądając- spójrz tylko jak Ci w niej ślicznie- rzekła, po czym zaprowadziła mnie do lustra, które znajdowało się w garderobie. Wyglądałam jak nie ja. Wydawać by się mogło, że ta sukienka wyeksponowała wszystko moje atuty, a zakryła niedoskonałości.
-No dobrze- przystałam niepewnie- zostawię ją na sobie.
-Wiedziałam, że tak będzie jak siebie zobaczysz- mówiła z uznaniem- Siadaj. Zrobimy teraz coś z włosami.
Zanim się obejrzałam byłam już gotowa. Marysia w ciągu krótkiej chwili zrobiła mi delikatny makijaż i fryzurę wprost idealną. Jeszcze potem szybki wybór biżuterii i… niezdecydowanie w sprawie butów. W końcu wybrałyśmy razem  wysokie, czarne szpilki, na których z boku umieszczona były złote cyrkonie. Czułam się wyjątkowo, tak jak już dawno się nie czułam. Dziewczyny potrzebują czasem takiego poczucia, że są jak księżniczki.
                O 19.30 byliśmy na miejscu. Tam- tłum ludzi. Mężczyźni w eleganckich garniturach; dziewczyny tak samo, tylko z tą różnicą, że w eleganckich sukienkach. Gala, to było dla mnie niesamowite przeżycie. Byłam tak bardzo wdzięczna Stefanowi, że mnie tutaj zaprosił. To wspaniałe przeżycie. Szkoda tylko mi było, że sam nie zdobył nagrody w żadnej z kategorii,  gdyż większość z jego kolegów zgarnęło chociaż jedną statuetkę. Po gali- zapowiadany bal. Dawno już tak dobrze się nie bawiłam. Nawet nie przeszkadzał mi widok Gregora, który widocznie genialnie bawił się ze swoją dziewczyną. Nie zwracałam na nich większej uwagi. Postanowiłam udowodnić Jemu i sobie, że potrafię bawić się świetnie bez Niego. Przynajmniej stwarzać pozory, bo nie potrafiłam śmiać się bez Niego szczerze i z czystym sercem.
Tańczyłam akurat ze Stefanem, kiedy właśnie wspominana przeze mnie przed chwilą para, również tańczyła i właściwie trzymała się bardzo blisko nas. Wtedy stało się coś, za co miałam ochotę udusić mojego towarzysza. Chłopak puścił mnie i krzyknął „odbijany”, po czym wyrwał „blondynkę Gregora” z jego objęć. Staliśmy obydwoje, jak dwa kołki, zarówno ja, jak i Gregor, patrząc się na siebie zdezorientowanie i z zakłopotaniem. Czułam, że ludzie gapią się na nas, więc obydwoje w tym samym czasie zrobiliśmy krok w swoją stronę. Mieliśmy już zacząć tańczyć, kiedy szybkie i wesołe tempo muzyki, przerodziło się w powolną i melancholijną melodię. Delikatnie kołysaliśmy się w rytm spokojnej muzyki. Czas jakby się zatrzymał. Było zupełnie tak jak kiedyś. Na parkiecie były tylko dwie osoby. Ja i On. Znów patrzyłam w jego bezdenne czekoladowe oczy. Serce znów biło jak oszalałe. Zdałam  sobie jedną z najbardziej boleśniejszych prawd. Ja Go nadal kocham. Chyba tylko nauczyłam się bez Niego żyć. Przynajmniej na chwilę. Musiałam przerwać ten stan. Wyrwałam się z objęć chłopaka, na co On również nie krył swego zaskoczenia; wzięłam swoje rzeczy i wyszłam, chwiejąc się na nogach. Jeszcze czułam tę magię, która między nami była. Postanowiłam wrócić do domu pieszo. Spacer dla ochłonięcia dobrze mi zrobi. W drodze wysłałam smsa do Stefana, przepraszając za wyjście, tłumacząc się, że źle się poczułam a nie chciałam przerywać mu zabawy. Wierzyłam, że po rozkręceniu imprezy, już nie będzie tam samotny.
„Maciek… Muszę Ci coś wyznać… Nie jesteś mi do końca obojętny. Chyba wiesz, co to znaczy.”
Wystukałam na klawiaturze telefonu, po czym z ciężkim sercem wcisnęłam przycisk „wyślij”. Było mi głupio, że tak to wszystko załatwiłam, tak pokonuję własne słabości, ale jakoś musiałam się jakoś uporać sama ze sobą. Po chwili przyszła odpowiedź, lecz ja nie zdążyłam jej przeczytać, gdyż poczułam, że ktoś łapie mnie od tyłu za ramiona i zatyka usta ręką.
__________________________________
I tak znaleźliśmy się dokładnie na półmetku tej historii. :D
Mam nadzieję, że dotrwacie ze mną jeszcze kolejne 16 rozdziałów i nie będziecie się aż tak nudzić. :)
Komentujcie! : 3
Do następnego, tradycyjnie w piątek! :D ;*

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 15.



                 Nadeszła w końcu sobota, godzina 15.00. O 17.30 miał odbyć się konkurs drużynowy. Już z samego rana dało się poczuć tę zakopiańską atmosferę. Pogoda dopisywała, a i humor każdy miał jakiś lepszy. Jedna rzecz mnie lekko dobijała- spotkanie z Klarą. Czułam się jakoś nieswojo. Nie wiedziałam co powiedzieć dziewczynie, kiedy już ją spotkam. Próbowałam wymyślić jakiś racjonalny plan działania, ale coś mi to nie wychodziło. Kiedy szłam na miejsce spotkania, nogi miałam jak z waty. W ostatnim czasie uświadomiłam sobie, że jest mi ona niezwykle potrzebna. Ale to nie była jedyna rzecz, do której doszłam wniosku. Jak bardzo ona mnie zraniła, wiem tylko ja. Kiedy rani ktoś bliski, to właśnie boli najbardziej. Gdy zobaczyłam to zdjęcie, które wysłała mi już pierwszego dnia pobytu w Austrii,  czułam jakby ktoś wbił mi nóż prosto w plecy. Nie łatwo jest zapomnieć. Teraz potrafiłam zrozumieć Gregora, po tym kiedy dowiedział się o mojej „zdradzie”.
-Cieszę się, że przyszłaś- powiedziała na wstępie dziewczyna, gdy już dotarłam na miejsce naszego spotkania, a ona- widocznie była cała w skowronkach.
-Umówiłyśmy się w końcu- powiedziałam stanowczo.
-Amelio…- jej optymizm pękł jak bańka mydlana, gdy usłyszała ton mojego głosu- Nie oczekuję wiele. Wiem, że nie chcesz mnie już pewnie widzieć do końca życia, ale chcę byś mi wybaczyła albo przestała chociaż trochę nienawidzić- przyznała ze skruchą- potrzebuję cię- szepnęła.
-Amelio?- zapytałam- nie za oficjalne?
Klara spojrzała na mnie nieco wyblakłymi oczami. To mówiło wszystko samo za siebie. Naszła mnie taka myśl, że chyba odzyskałam moją przyjaciółkę.
-Posłuchaj…- zaczęłam swój monolog-  Przemyślałam wszystko. Owszem, to co zrobiłaś jest niewybaczalne; przyznam, że cierpiałam, bolało, ale do wczoraj nie wiedziałam, że aż tak mi Cię brakuje… Nie udawajmy, że nic się nie stało, ale ja nie chcę przerywać naszej przyjaźni. Pewna sytuacja uświadomiła mi, że każdy zasługuje na drugą szansę.
Dziewczyna nic nie powiedziała. Spojrzała na mnie, a jej oczy błysnęły i niemal w tym samym momencie stały się wesolutkie, jak oczy dziecka. Następnie rzuciła mi się na szyję i mocno do siebie przytuliła. Potem czułam się, jakby nic się między nami nie zmieniło. Rozmawiałyśmy, rozmawiałyśmy i jeszcze raz rozmawiałyśmy… Zupełnie tak jak za dawnych czasów. Nie wiem jak to było, ale chwila rozmowy z dziewczyną sprawiła, że humor od razu mi się poprawił.
-Muszę iść- powiedziałam nieco ze smutkiem. Co jak co, ale rozmowy z Klarą, moją Klarą, były niezastąpione. Teraz mogło się dziać co tylko chciało. Miałam przy sobie przyjaciółkę, która była ze mną- Za pół godziny zaczną się zawody.
-Trybuny czy jesteś tam ze skoczkami gdzieś na boku?- zapytała.
-Tym razem trybuny- powiedziałam z podekscytowaniem zacierając ręce- Chcę poczuć tę cudowną atmosferę.
-Odprowadzę Cię- zaproponowała. Ja nie mogłam się nie zgodzić, więc szłyśmy już spacerkiem ulicami zatłoczonego Zakopanego, pełnego polskich kibiców. Odbyłyśmy prawie połowę drogi, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa. Nadawca- jakiś nieznajomy numer.  Otworzyłam z zaciekawieniem wiadomość, by przeczytać jej treść i moim oczom ukazał się tekst:
„Hej ;* Tu Maciek. Jak obiecałem, tak piszę. Jak przed dzisiejszym konkursem?”
Czytając, śmiałam się do telefonu, jak jakaś zakochana gimnazjalistka. Widząc to Klara, natychmiastowo zareagowała:
-Ejjj! Co jest?- zapytała wścibsko- co to za uśmieszki do telefonu? Skądś to chyba znam.
-To Maciek- odpowiedziałam z uśmiechem- znajomy.
-Czy jak piszesz ze mną też uśmiechasz się do telefonu?- zapytała podejrzliwym tonem.
-To zależy jakie głupoty mi piszesz, kochana- odpowiedziałam nadal się uśmiechając.
-Dobra, dobra- odpowiedziała, bacznie się mi przyglądając- no odpisz mu, już- ponagliła, również z uśmiechem na ustach.
„Hej. No już myślałam, że o mnie zapomniałeś. :) A konkurs? Hmm… Nerwy są, chociaż to nie ja będę skakać. :D Już trzymam kciuki za Ciebie!”- odpisałam. Ani się obejrzałam, a byłyśmy obok hotelu.
-O 20.00 mam pociąg do Krakowa- powiedziała Klara.
-Nie będzie Cię na konkursie?- zapytałam zawiedziona- miałam nadzieję, że razem pokibicujemy, poznam Cię ze skoczkami i takie tam. Pełno tam ciach, które tylko czekają na swoją księżniczkę- palnęłam bezmyślnie.
-Ale Maciek jest Twój!- wrzasnęła, a jak się potem okazało, obok nas przechodziła kadra polskich skoczków. Co prawda bez uroczego szatyna, z którym wymieniałam smsy, ale i tak czułam jak robię się czerwona niczym truskawka.
-Szczerze mówiąc, to krucho u mnie z kasą…- wyjaśniła smutno, po tym kiedy skończyłyśmy się śmiać z zaistniałej sytuacji-  Na pociąg wydałam połowę swoich oszczędności i nie mogę sobie pozwolić na większe rozrywki, bo wiesz…
-Ale… Co się stało?- zapytałam zdezorientowana.
-Rodzice nie dają mi pieniędzy. Pokłóciliśmy się… Padło parę słów za dużo… Wiesz jak to jest… A do Zakopca musiałam przyjechać, po co już sama wiesz. Bartek mi powiedział, że pracujesz ze skoczkami, więc myśl była jedna- jechać do Zakopanego. Chciałam jechać do Ciebie do Austrii, ale… pieniądze…
-No rozumiem- powiedziałam-  Wspominałaś o Bartku…- zawiesiłam głowę w dół- Co z Nim?- zapytałam nieśmiało.
-Dobrze, dobrze- pokiwała głową- z tego co wiem znalazł sobie jakąś dziewczynę.
-Tęskniłam za Tobą- rzuciłam się z uściskiem na przyjaciółkę, by nie widziała łez i zawiedzenia, które malowało się na mojej twarzy. Cieszyłam się, że Bartek jakoś stawał na nogi, ale po co była ta szopka przede mną? To zniszczyło naszą relację…
-Ja za Tobą też. Bardzo- odwzajemniła uścisk- Mela… Ten chłopak, z którym rozmawiałam, żeby Cię odnaleźć… Kto to?- nie wytrzymała i zapytała z ciekawości.
-Gregor- rzuciłam-TEN Gregor- dodałam.
-Wiedziałam!- znowu wybuchła- Patrzyliście na siebie w taki niesamowity sposób, że nie mogłam się na Was napatrzeć.
Nic nie odpowiedziałam. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, który już jakiś czas temu dawał znak, że przyszedł sms.
-Maciek- powiedziałam, usprawiedliwiając się dlaczego wyciągam telefon. Jednak nie było tak naprawdę. Wspomnienie o miłości, którą darowałam Gregora, sprawiała ból. Ból, że to już wszystko przeminęło… Nie wróci… Nie zdarzy się drugi raz…
-Aaaa… Rozumiem- powiedziała-  Dobra Mela, mam nadzieję że się niebawem spotkamy. Muszę już lecieć. Dokrędki przed wyjazdem, sama rozumiesz.
Pożegnałyśmy się, a ja miałam wrażenie, że już tęsknię za przyjaciółką. Ledwo co ją odzyskałam, a ja już musiałam się z Nią żegnać… Ale wróciła.  Czułam, jakby ktoś zdjął z mojego serca stukilogramowy głaz. Z tego wszystkiego o mały włos, zapomniałabym o wiadomości od Maćka.
Maciek: „Nie dziękuję, bo nie chcę zapeszyć, ale chciałbym podziękować po konkursie. Co powiesz na spotkanie?”
Mela:  „Z miłą chęcią. :) Ale nie będziesz zmęczony po zawodach?”
Maciek: „Nie. :D Spacerek robi dobrze każdemu. To 21.00 pod skocznią, może być?”
Mela:  „Tak, oczywiście. :) Już się nie mogę doczekać. :D”
Maciek: „Ja również. :D To do zobaczenia. ;*”
                Zawody wygrali Polacy, drudzy byli Austriacy, a trzeci- Słoweńcy. Na trybunach- szał, zwłaszcza przy skokach Polaków. Byłam już kilkakrotnie na zawodach skoków narciarskich, ale mogę przyznać z czystym sercem, że w Polsce atmosfera była najlepsza; najbardziej wyjątkowa i niepowtarzalna. Wybawiłam się świetnie, skoki były świetne a na dodatek za niedługo miałam spotkać się z Maćkiem. Wszystko było pięknie. Pięknie do tego stopnia, że bałam się przez chwilę, że ktoś zbudzi mnie z tego cudownego snu.  Zawsze, gdy coś zaczynało się układać, musiało się nagle zepsuć. Od razu po powrocie do hotelu, pobiegłam do swojego pokoju, by przygotować się do spotkania, wcześniej oczywiście gratulując triumfatorom.
                -A gdzie się Pani wybiera?- usłyszałam, gdy miałam wychodzić już z hotelu.
-Stefan, nie strasz ludzi- przestraszyłam się - gratuluję dobrych skoków- powiedziałam, po czym stanęłam na palcach i cmoknęłam chłopaka w policzek, tak po przyjacielsku.
-Mogło być lepiej- powiedział z niedosytem- drugie miejsce, to nie to samo co pierwsze. Tu nie ma się co kłócić, ale dziękuję za buziaka. Mam motywację, żeby lepiej skakać- zażartował- a tak serio gdzie idziesz? Późno już.
-Idę się przejść. Za dużo pozytywnych emocji jak na jeden dzień.
-A chyba, że tak- pokiwał głową- to leć już. Nie będę Cię zatrzymywał. Do zobaczenia jutro.
To jak bardzo lubiłam Stefana, nie dało się opisać słowami. Sama jego obecność poprawiała mi humor. Od samego początku nasze relacje były w bardzo dobrym stanie. Kiedy dotarłam na miejsce, zobaczyłam czekającego już Maćka. Przeraziłam się, że się spóźniłam. Nie najlepsze pierwsze wrażenie.
-Spóźniłam się. Przepraszam.
-Nie spóźniłaś się- rzucił zdecydowanie- To ja przyszedłem za wcześnie- pocieszył mnie- Jak Ci się podobał konkurs?
I zaczęłam zdawać mu pełną relację. Ciągle gadałam i gadałam, i gadałam, lecz miałam poczucie, że chłopak uważnie mnie słucha. Niedługo musiałam czekać na rewanż, gdyż okazało się, że z Maćka też niezła gaduła. Wystarczyło tylko zapytać o jedno- sport.
***
                Widziałem ich przez hotelowe okno. Mela- ciągle się uśmiechała, patrzyła na Niego jak na jakiegoś greckiego boga; wyraźnie Jej na nim zależało. Z kolei On- wyrażał to samo każdym swym gestem. Nie potrafiłem przyznać się przed samym sobą, że jestem zazdrosny. Bo byłem. I to cholernie zazdrosny. Ale czego ja się spodziewałem? Że wskoczy w habit i nigdy nie pozna żadnego innego faceta, którym nie jestem ja? Nasza wczorajsza rozmowa widocznie nie zraniła jej aż tak bardzo, jak mnie. Tak. Wczoraj sam siebie zraniłem, kłamiąc Meli, w żywe oczy, że jej nie kochałem… Nie kocham…  Jest dla mnie najważniejsza na całym świecie. Bez Niej, nie ma mnie. Czemu tak wczoraj powiedziałem? Mówiłem to, jak chciałem, żeby było. Kochałem Ją do tego stopnia, że powoli zacząłem tracić zmysły. To co się ze mną działo, przerażało mnie. Sądziłem, że jak skłamię Amelce, głos w mojej głowie, który tak bardzo domagał się dziewczyny, uspokoi się. Myliłem się, gdyż jeszcze bardziej odczuwałem jej brak.
-Miałaś być na zawsze- powiedziałem sam do siebie, tracąc powoli z oczu Amelię i Maćka, trzymając w ręce Jej bransoletkę, którą zostawiła ostatnio u mnie.
***
                Po trzech wspaniałych dniach w Polsce, nadszedł czas na powrót do Austrii. Droga powrotna minęła mi zdecydowanie szybciej. Większość czasu spędzałam z Michaelem, Thomasem Diethartem oraz Stefanem. Morgi i Gregor natomiast rozmawiali bardziej między sobą. Żaden z nich nie zamienił ze mną ani jednego słowa. Czułam się niezręcznie, owszem, ale jak mogło być inaczej? Po powrocie do domu, pierwsze co zrobiłam to odstawiłam walizkę i od razu pojechałam po Marysię. Byłam niezwykle ciekawa jak ona i mama się razem dogadywały.
-Ty już wróciłaś?- tak właśnie przywitała mnie mama.
-Cześć mamo. Również Cię miło widzieć i także bardzo tęskniłam- powiedziałam sarkastycznie.
-Mela!- przywitała mnie Marysia, rzucając mi się na szyję z uściskami.
-Chociaż jedno porządne powitanie- powiedziałam uśmiechając się- Jak Wam się mieszkało razem?
-Świetnie- zabrała głos mama- Amelko, rozbierz się. Zrobię obiad. Zjemy razem, we trójkę.
-Nie dziś, mamo. Dosłownie przed chwilą wróciłam do Austrii. Teraz marzę tylko o tym, żeby zażyć gorącej kąpieli i położyć się na chwilę- musiałam odmówić.
-No dobrze- zgodziła się bez protestów.
Po chwili zobaczyłam przed sobą gotową do wyjścia Marysię, trzymającą w ręce swoją torbę.
-Już?!- zdziwiłam się. Zaśmiała się tylko i wyszła, a ja pożegnałam się krótko z mamą i podążyłam śladami siostry. W taksówce, Marysia ciągle coś opowiadała. Zdawać by się mogło, że jest szczęśliwa. Wreszcie się odnalazła. Cieszyłam się i ja, ale nie umiałam tego wykazać, gdyż byłam naprawdę padnięta. Większość słów, które wypowiadała dziewczyna nie do końca do mnie docierały. Będąc w domu byłam pewna, że nic mnie nie powstrzyma przed zrealizowaniem swoich marzeń na tę chwilę- kąpiel, potem sen. Jednak nie potrafił tego zrozumieć mój telefon, który jak na złość ciągle dzwonił. Jak się okazało dzwonił Stefan. Oddzwoniłam, bojąc się, że coś się mogło stać coś niedobrego. Dziesięć  nieodebranych połączeń- to musiało coś znaczyć… Albo wyrażało wybuchowy charakter chłopaka.
-No wreszcie!- usłyszałam zniecierpliwiony głos przyjaciela- Dzwonię i dzwonię, i nie mogę się dodzwonić- odebrał już po pierwszym sygnale.
-Oj tam… Pali się czy coś?
-Tak jakby- powiedział śmiertelnie poważnie chłopak. Przeraziłam się.
-Co się stało? Nic Ci się nie jest?!- szybko zareagowałam.
-Jest jakaś gala dla sportowców; każdy musi iść, również i ja. A jest taki problem. Nie mam z kim iść. Więc chcę Cię poinformować, że jutro idziemy na bal!- oznajmił mi wesoło.
-Ciesz się, że przez telefon nie można zabić- powiedziałam wkurzona. Omal serce nie wyskoczyło mi gardłem, a ten przejmuje się, że nie ma z kim iść na galę. No jak nie zrobić coś takiemu człowiekowi?!
-Będę u Ciebie o 19.00- poinformował- Idź sobie jakieś ziółka zaparz czy coś, bo coś kochana za bardzo nerwowa jesteś- rzucił żartobliwie.
I tyle z nim rozmawiałam. Bal to było teraz ostatnie, co mi było potrzebne. Nie lubiłam tego typu imprez, ale wiedziałam, że Stefan też nie. Jako dobra koleżanka nie miałam wyjścia i musiałam z Nim iść. Może nie będzie tak źle. Z tyłu głowy, towarzyszyło mi poczucie, że zdarzy się coś niezwykłego, magicznego, niepowtarzalnego.
__________________________________
Piętnastka ląduje w Waszych rękach. :)
Oczywiście, nie muszę przypominać chyba o komentowaniu. :D
Do wtorku! ^^

czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 14.

            

               Zbliżałam się co do Niego coraz bliżej i bliżej. Bez żadnego planu działania. Bez niczego. Na spontana, tylko z jedną myślą w głowie- poznać go. Za bardzo mnie zaintrygował ten chłopak, żeby stchórzyć. Za dużo razy w życiu odmawiałam sobie różnych przyjemności. Za dużo niewykorzystanych szans. To wszystko było za dziwne. Wręcz nie do pojęcia dla mnie, jak i zapewne dla człowieka, który przyglądałby się na to z boku. Nie rozumiałam własnego postępowania, zachowania, reakcji.  Już nawet  przestałam się denerwować. Gdy znaleźliśmy się obok siebie dostatecznie blisko, specjalnie (choć niby „przypadkiem”) wpadłam na chłopaka. Oczywiście, tak delikatnie by nikomu nic się nie stało, a tym bardziej Maćkowi. Przecież za parę godzin miały się odbyć kwalifikacje do niedzielnego konkursu indywidualnego, bo jutro –w sobotę- drużynówka.
- Przepraszam Cię bardzo- powiedziałam delikatnie z udawanym żalem w głosie- nie chciałam. Nic Ci nie jest?- zapytałam troskliwie.
-Nie, jest spoko- powiedział, po czym ruszył przed siebie w dosyć szybkim tempie, kompletnie mnie ignorując. A niech to! Po drugiej, zakończonej niepowodzeniem próbach, postanowiłam iść za chłopakiem. Do trzech razy sztuka.
-My się chyba dziś widzieliśmy, prawda? Na treningu- zaczęłam, nadganiając chłopaka.
-No tak, tak- rzucił obojętnie, obecny tylko ciałem, lecz na pewno nie duszą.
-Tak w ogóle to Mela jestem- powiedziałam zatrzymując się i wyciągając rękę w stronę chłopaka. Ten widać było, że niechętnie zrobił to samo. Czułam, że się narzucam, jednak miałam to gdzieś. Będę dążyć do swego celu po trupach. Muszę próbować do końca.
-Maciek- powiedział- wiesz co, ja musze lecieć- przyznał zakłopotany- Mamy zaraz spotkanie, a nie mogę się znów spóźnić.
-No dobrze, dobrze- odpowiedziałam, patrząc na chłopaka, który był już dobry metr ode mnie. Spławił mnie. Po prostu, najzwyczajniej mnie spławił. Szczerze powiedziawszy, nie sądziłam, że tak się stanie. A na dodatek ja zachowałam się jak jakaś narwana fanka. Próbować dalej? Nie… Teraz zaczęłam się wstydzić swojego zachowania. Byłam zbyt honorowym człowiekiem. Co pozostaje? Zapomnieć. W końcu mam już na tym polu pewne doświadczenie. Szybko wróciłam do hotelu. Miałam teraz ochotę położyć się na łóżku i zapaść w głęboki sen. Buzowała we mnie złość. To właśnie ona napędzała mnie tak, że nie szłam, a wręcz biegłam. Na domiar złego  w drzwiach przywitał mnie Morgi, który wesoło uśmiechał się do mnie.
-Hej kochanie- usłyszałam na wstępie- gdzie byłaś? Mogłaś mi dać znak, że idziesz na spacer. Poszedłbym z Tobą- powiedział, wyciągając ręce tak, aby mógł mnie przytulić, lecz ja natychmiastowo odsunęłam się od chłopaka.
Ciśnienie, po raz kolejny już dzisiaj, podniosło mi się. To słowo na „K”... Wydawało mi się, że dałam mu już parę razy dostatecznie dobrze do zrozumienia, że nigdy nic do Niego nie czułam i nie będę czuć. To nie to. To się czuje a ja czułam to od samego początku. Pewność, która została mi po próbie poznania się z Maćkiem, została we mnie do teraz. Na dodatek złość, którą nie miałam na kim wyładować, stworzyła mieszankę wybuchową. Wzięłam głęboki wdech i wydech, wiedząc, że Thomas może stać się zaraz moją ofiarą.
-Thomas, błagam Cię przestań to robić!- przerwałam ciszę, która nam przez chwilę towarzyszyła i wykrzyczałam chłopakowi prosto w twarz, to co miałam mu już wcześniej powiedzieć.
-Ale co takiego?- zapytał zdziwiony chłopak.
-No właściwie sama nie wiem jak to nazwać!  To jak zwracasz się do mnie, typu „kochanie” i tak dalej.  Czy Ci dawałam jakieś znaki, że możemy być razem?!- nadal krzyczałam- Czy dawałam kiedykolwiek nadzieję? Jeśli tak, to przepraszam. Musiałam robić to nieświadomie, a Ty źle to odczytałeś.
Blondyn popatrzył na mnie. Ja patrzyłam na Niego. Milczeliśmy. Niemiarowo oddychałam, nie mogąc złapać oddechu. Zrobiło mi się trochę szkoda blondyna, że to on stał się moim kozłem ofiarnym. Nie mogłam nic wyczuć  z  wyrazu jego twarzy. Cóż… Ale jak nie teraz, to kiedy miałam mu to powiedzieć? Przecież ta chwila kiedyś musiała nadejść. Miałam to chociaż za sobą.
-No ładnie, ładnie- usłyszałam elektryzujący mnie głos, którego właściciel powoli wyłaniał się zza framugi drzwi. Niezauważalnie podskoczyłam, razem z moim szalejącym sercem.
-Podsłuchiwałeś?- zapytałam lekko niedowierzając. Właścicielem owego głosu, był oczywiście Gregor. Tylko jego głos wprowadzał mnie w taki stan.
-Jakoś tak samo wyszło- odpowiedział twardo. Cały czas patrzyliśmy sobie głęboko w oczy-Thomas idź do siebie- zwrócił się do osłupiałego Morgiego. Zraniłam go. To było widać. Mogłam chociaż delikatniej… Zero taktu z mojej strony.
-I co?- zaczęłam rozmowę z Gregorem- Teraz urządzisz mi wykład jaka to ja jestem zła i bez serca?- zapytałam sarkastycznym tonem.
-Nie- rzucił krótko- Podziwiam tylko Twoje łupy.
-Jakie łupy?- zapytałam, nic z tego wszystkiego nie rozumiejąc a zarazem bojąc się co chłopak ma na myśli.
-No, serca zakochanych w Tobie po uszy chłopców. Najpierw ten Kacper, teraz Thomas, po drodze jeszcze Bartek. Cieszę się, że nie dałem się w to wplątać. Nie dałem się Twoim maślanym oczkom- odrzekł, cały czas, nieprzerwanie patrząc mi w oczy.
-Ty się w ogóle słyszysz?- zapytałam piskliwe, przy czym nie wiedziałam co powiedzieć dalej, a nawet myśleć- nie wiem czy pamiętasz, ale to Ty złamałeś mi serce. Ja nie miałam dwóch facetów, będąc z Tobą.
-Ty mnie zdradziłaś- powiedział pewnie.
-Nie zdradziłam Cię!- krzyknęłam niemal na całe gardło, nie zważając na to czy ktoś usłyszy, czy też nie. Naszczęście nikogo nie było w pobliżu, komu mogło by to wpaść w ucho, więc może mój wyskok obejdzie się bez większych konsekwencji.
-Sama mówiłaś, że byłaś kompletnie pijana- mówił tak pewnym tonem, że przerażało mnie to- Nie wiesz tego.
-Wiem!- czułam, jak zbiera się we mnie fala płaczu. Cała się trzęsłam.
-Myśl co chcesz. Naszczęście mnie to nie obchodzi, ani nigdy nie obchodziło- spojrzał na mnie srogim wzrokiem- patrzysz teraz na mnie wzrokiem pytającym „czemu?”. To ja Ci odpowiem- mówił bawiąc się moimi włosami, bo w tak szybkim tempie zbliżył się do mnie, że ja nawet nie zdążyłam się odsunąć. A może nawet nie chciałam?- Nie kochałem Cię.
-Nie wierzę!- wyrwałam się z płaczem- powiedz mi to teraz głośno i wyraźnie, patrząc prosto w oczy.
- NIGDY CIĘ NIE KOCHAŁEM-  powiedział, podkreślając każde słowo głośno i wyraźnie, według mojego rozkazu.
-Przecież mówiłeś…- wydukałam, nie wierząc, że to co się dzieje jest prawdą.
-To co mówię, to jedno, a to co myślę i jak jest, to drugie- ciągnął dalej swoje.
Nie wytrzymałam. Wybiegłam szybko z hotelu. W oddali usłyszałam tylko: „ Mówię Ci to po to, żebyś się opamiętała”. Czy On tak naprawdę uważa? A co jak to ja jestem potworem? Po co pytam… Jestem! Chciałam się rozpłakać, ale już chyba nie umiałam. Moje ciało tak bardzo się przed tym wzbraniało, że nawet nie pozwoliło uronić ani jednej łzy. Chociaż ja tak bardzo chciałam się wypłakać.  Istniała bowiem szansa, że wówczas zrobiło by mi się lepiej. I jeszcze to jak wypominał mi tę zdradę… Nie zapomniał. Mimo wszystko zadałam mu cios, którego skutki można odczuć do dziś. Znienawidził mnie. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas. Zapobiec temu wszystkiemu. Okazać się mądrzejsza. Nie upić się wtedy aż tak bardzo. Nie poznać Kaśki. Nie posłuchać Morgiego. Ale to wszystko się już stało. Już nie odwrócę czasu. Tak bardzo bym chciała dostać drugą szansę… Obiecałam sobie, że nie będę oglądać się w tył, ale nie dało się. Przeszłość sama do mnie wracała, zadając kolejne, coraz boleśniejsze ciosy. W tej chwili przyszła mi na myśl Klara. Może znajdowała się w takiej samej sytuacji jak ja teraz? Dosyć pochopnie, wyciągnęłam telefon z kieszeni i napisałam do Klary wiadomość o treści:
„Przemyślałam to wszystko. Spotkajmy się, żeby porozmawiać. Też mi Ciebie brakuje…
                                                                                                                                        Amelia. :) „
Błąkałam się dalej po mieście. Z Klarą umówiłam się jutro, dwie godziny przed konkursem drużynowym. Nie wiedziałam, jak to wszystko wyjdzie. Bałam się. W głębi duszy, tęskniłam za moją starą dobrą Klarą. Moją siostrą- bo za nią, ją właśnie uważałam. Była jednym z puzzli, które układały moje życie. A Kacper? Idiota. Inaczej nie można było go nazwać, jeśli to co mówiła Klara, było prawdą. Na chwilę obecną, to co przeżyłam z Gregorem, czy nawet ta nic nie znacząca więź z Thomasem, wydawała mi się trwalsza niż ten nasz ówczesny „związek”. To było coś w rodzaju przedszkolnej miłości. Dostrzegłam również szczęście w nieszczęściu. To, że Gregor wszystko mi wygarnął, popchnęło mnie do przodu w sprawie Klary. Mniej o tym myślałam, ale i tak bolało… On mnie nie… Nie potrafiłam nawet o tym pomyśleć. Byłam pewna… Obiecanki, cacanki, a głupiemu radość.
-Amelio!- usłyszałam za swoimi plecami, co wyrwało mnie ze swoich rozmyślań. Zdziwiłam się strasznie, gdyż nie znałam tego głosu. Przynajmniej tak mi się wydawało. Do czasu.
-Wybacz, że Cię tak dziś nieładnie potraktowałem- wysapał. Musiał przez krótką chwilę biec za mną. Kim był nieznajomy? Maciek. W duchu cieszyłam się jak mała dziewczynka, jednak by jeszcze bardziej się nie zbłaźnić, nie dałam tego po sobie poznać.
-Zrozumiałam, że nie miałeś czasu- odpowiedziałam, siląc się na obojętny ton.
-Głupio to wyszło- przyznał, drapiąc się bezradnie po głowie.
-Mną się nie przejmuj- powiedziałam.
-Może wymienimy się numerami? Zadzwonię do Ciebie jutro, czy pojutrze… Jeśli chcesz… Wiesz nic na siłę…- dukał, a ja widziałam jak chłopak robił się lekko czerwony.
-Pewnie, że chcę- odpowiedziałam z radością i zdecydowanym ruchem wyciągnęłam telefon z kieszeni i dałam go chłopakowi, by wystukał swój numer na klawiaturze. On zrobił to samo co ja. Potem niestety musieliśmy się rozstać, gdyż robiło się już ciemno. Maciek musiał wracać do domu, a ja- do hotelu. Ale najważniejsze było to, że zadzwoni! A przynajmniej obiecał… Czułam się przez chwilę  znów jak nastolatka. W brzuchu mogłam dostrzec lekkie łaskotanie. Nie sprawiło to jednak, że całkiem zapomniałam o słowach Gregora, które raniły gorzej niż sztylet wbity w serce. Zrozumiałam jedynie, że jakaś historia musi się skończyć, by mogła rozpocząć się nowa.
______________________________________
Hej! ;* Jak obiecałam pojawić się z nextem, tak jestem. :D Ufff… Całe szczęście, moja pechowa czternastka już za mną. -.-‘
Jeśli czytacie, oczywiście komentujcie. ^^ Czekam na Wasze opinie. ;**