niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 3.



         Stałam bezruchu, wpatrując się w wysokiego i brązowookiego chłopca. Wyglądał on według mnie na około 17 lat. Uśmiechał się, a ja jak idiotka nie potrafiłam odwzajemnić się tym samym gestem.
-Hej- powiedział pierwszy- wiem, my się nie znamy. Lukas jestem, mieszkam domu tuż obok.
-Cześć. Wejdź do środka- powiedziałam i odsunęłam się z przejścia.
-Sory za to najście, ale dziś odwalam robotę komitetu powitalnego- powiedział- dlatego w imieniu moich rodziców, a także i moim, chcę Cię zaprosić na obiad do nas. Jutro, bądź pojutrze. Jak Ci lepiej.
-O- zdziwiłam się- siadaj proszę- wskazałam na kanapę- Zaproponowałabym coś do picia, ale dopiero dziś się wprowadziłam i jeszcze się nie urządziłam.
-Spoko, może nie uschnę z pragnienia- uśmiechnął się- Skąd jesteś?
-Z Krakowa- odpowiedziałam- takie miasto w Polsce. Byłeś kiedykolwiek?
-Nie, ale jak tam macie takie ładne dziewczyny, to chyba przejadę się kiedyś- ponownie się  zaśmiał.
-Bardzo śmieszne. A Ty co? Rdzenny mieszkaniec Innsbrucka?
-Tak. Mieszkam tu całe 16 lat- odpowiedział. Wynikało, więc z tego, że chłopak ma 16 lat, czyli o wiele się nie pomyliłam- Jeśli chodzi o ten obiad, to moja mama Cię tu jeszcze odwiedzi, żebyś nie myślała, że jesteśmy jakimiś psychopatami.
-O to świetna wiadomość- przyznałam- naprawdę jesteście hm…- nie mogłam znaleźć słowa.
-Porządną rodziną i dbającymi sąsiadami? Wiem.
- O właśnie. Wyjąłeś mi to prosto z ust.
-Zawsze tak było, od kąt tylko pamiętam, że zapraszaliśmy sąsiadów na obiad, kiedy się jacyś wprowadzili, czy była jakaś uroczystość. Tradycja, czy coś…
-Aż tylu ludzi się tutaj wprowadzało i wyprowadzało?- zapytałam.
-No sporo ich było, ale niekoniecznie mieszkali  tutaj naprzeciwko- odpowiedział- Dobrze, skoro już Cię powiadomiłem o wszystkim, będę się zbierał.
-Wybacz za to chłodne powitanie, na początku. Zamurowało mnie, jak ktoś zadzwonił do drzwi, a już tym bardziej, jak ktoś za nimi stał. Wiesz- nie znam tu nikogo.
-Spoko. To do zobaczenia- powiedział i wyszedł.
Porządny chłopak z tego Lukasa. Cieszyłam się na wieść, że poznam wreszcie sąsiadów. Nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo. Uradowana, zasiadłam na kanapie i wybrałam numer Klary. Nie odbierała, chociaż dzwoniłam nie raz. Wydało mi się to trochę dziwne. Potem następnym w kolejce był Kacper. Też nie odbierał. Nie wiedziałam co jest grane. Przecież mówiłam im, że zadzwonię, po przylocie. Cóż, postanowiłam zadzwonić do równie bliskiego mi przyjaciela- Bartka. Ten, odebrał już po pierwszym sygnale.
-Halo, cześć Bartek.  Co tam?
-Ty mnie pytasz co tam?! To Ty sobie podróżujesz po wielkim świecie, więc najpierw czekam na relację z Twojej strony- usłyszałam głos chłopaka.
Opowiedziałam zatem Bartkowi, jak minął mi pierwszy dzień w Innsbrucku, zaczynając od przylotu, do wizyty Lucasa. Po tej rozmowie, ulżyło mi. Bartek, był osobą, z którą zawsze dobrze mi się rozmawiało, a on- potrafił zawsze dobrze doradzić, jak i wysłuchać. Znałam go od małego dziecka i mimo mojej wyprowadzki do Krakowa, nadal utrzymywałam z nim bliski kontakt. Czułam zarazem zawód ze strony Klary i Kacpra. Ten dzień był jednym z najważniejszych w moim życiu, a oni zawiedli. Nie chciałam myśleć w ten sposób, według mnie samolubnie, ale czasem niektóre sytuacje są gorzką pigułką do przełknięcia. Rozmyślając w ten sposób, zaczęłam rozpakowywać swoje rzeczy. Poczęłam od kuchni, zaopatrując go najpierw w mój ulubiony kubek, sztućce i parę talerzy, bo w większość przyborów kuchnia była już zaopatrzona. Potem przyszła pora na łazienkę- kosmetyki itp., potem salon- postawiłam na półki różne pamiątki oraz wypełniłam szafkę książkami. I wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, iż nie byłam jeszcze na następnym piętrze domu, co wydało mi się dziwne. Roztargnienie, ot co. Na górze- duża sypialnia, jeden pokój gościnny, garderoba i łazienka. I to nie byle jakie! Ten dom był naprawdę doskonały! Zdałam sobie sprawę, że wreszcie mam coś co jest naprawdę moje. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ponownie zabrałam się do zadomowiania się w nowym domu. Byłam, aż tak zajęta, ze straciłam poczucie czasu i nie wiedziałam, że nadeszła już tak późna godzina. Miałam w planach na dziś jeszcze zakupy, bo przecież coś jeść trzeba, ale ostatecznie musiałam poczekać z tym do jutra. Zażyłam więc gorącej kąpieli i poszłam się położyć. Najdziwniejsze było to, że  ciągle myślałam o tym chłopaku, na którego dziś wpadłam. Bezczelnie wziął ze sobą krzesło i bezczelnie siedział mi cały czas w głowie. Jego oczy… Czekoladowe, błyszczące… Uzależniające. To dziwne, ale gdy nasze ciała dotknęły się poczułam jakby przez moje ciało przeleciał prąd… Poszperałam trochę w Internecie, pooglądałam zdjęcia. Miałam pewność kim jest. Skoczkiem narciarskim. Nie byle jakim. Pamiętam jak zawsze byłam pełna podziwu, gdy patrzyłam na jego skoki, liczne osiągnięcia. Może moja reakcja była taka dlatego, że nie był byle kim? Tak… To pewnie dlatego. Musiałam się jakoś usprawiedliwić, chociaż to nie miało zazwyczaj żadnego sensu. Zasypiałam, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącego sms-a. Spojrzałam przez zaspane oczy na wyświetlacz telefonu. To była Klara. Nie miałam jednak ani ochoty, ani siły jej dziś odpisywać. Skoro było by to coś ważnego na pewno zadzwoniłaby, zamiast pisać. Z taką myślą, zamknęłam oczy i wtedy zapadłam w mocny sen.
                Tej nocy miałam okropny sen. Śniło mi się, że jestem uwięziona w jakimś ciasnym i czarnym pomieszczeniu, a zza drzwi dochodziły głosy ludzi, którzy kpili i śmiali się ze mnie. Wśród nich rozpoznałam dwa charakterystyczne głosy. Klary i Kacpra. Sen przerwałam dopiero o 8.00. Dosyć energicznie udałam się do łazienki, a potem do sklepu, by kupić coś do jedzenia. W drodze przypomniałam sobie o wczorajszej wiadomości od Klary, której nie odczytałam. Jak najszybciej zrobiłam zakupy, potem je rozpakowałam i popędziłam na górę po telefon. To jednak nie był sms, tylko mms. Zamarłam. Nie wiedziałam, co myśleć. Szargała mną nienawiść i czarna rozpacz. Dlaczego? Jak mogła? Co to miało znaczyć? Co zrobiłam nie tak? Moja głowa zapełniona była pytaniami, na których nie miałam odpowiedzi. Wtedy opętał mnie nie opanowany gniew, którego ofiarą stał się mój telefon, którym  mocno uderzyłam o podłogę, a ten rozleciał się na kilka części. Po wyładowaniu złości- zaczęłam płakać. Dwie najbliższe mi osoby… Nie, nie… To nie może być prawda. Znowu wybuchłam straszliwym płaczem. Po chwili usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. O nie… Na złamanie karku popędziłam schodami w dół.
-Zaraz otworzę- krzyknęłam, wpadając do łazienki. Musiałam bowiem ogarnąć się trochę. Nie mogłam w takim stanie pokazać się nikomu. W błyskawicznym tempie doprowadziłam się do porządku, co prawda nie całkowitego, ale jednak to było zawsze coś, i otworzyłam drzwi. Za nimi stała wysoka, blond włosa kobieta z uśmiechającymi się do mnie niebieskimi oczami.
-Dzień dobry- przywitała się- jestem sąsiadką. Mój syn, Lukas był wczoraj u Ciebie.
-Witam, witam- powiedziałam lekko łamiącym się głosem- tak, Lukas mnie wczoraj odwiedził i zapowiedział Pani wizytę. Proszę wejść, zapraszam.
-Napije się może Pani herbaty, kawy, wody, soku?- zapytałam siląc się na uśmiech.
-To może wody, jeśli by to nie był kłopot- odpowiedziała siadając na kanapie w moim salonie- Widzę, że już się Pani urządziła.
-Tak. Wczoraj- odpowiedziałam, stawiając szklankę wody na szklanej ławie- I jeszcze chciałam powiedzieć, że nie jestem Pani, tylko Amelia. Dla przyjaciół Mela, Nela i jak kto chce.
Kobieta uśmiechnęła się.
-Miło mi poznać- powiedziała- Mam nadzieję, że przyjdziesz dziś do nas na obiad. Będę ja i dwóch moich synów. Mąż niestety wyjechał w delegację.
-Ależ oczywiście, że wpadnę- odpowiedziałam.
-To mogła by być godzina 14.00?- zapytała.
-Tak, oczywiście. I tak nie mam żadnych planów.
Rozmawiałyśmy ze sobą dobre dwie godziny. Uważałam, że znalazłyśmy wspólny język. Cieszyłam się, że mam takich sąsiadów. To naprawdę mili i ciepli ludzie.
-Dziękuję- powiedziałam, kiedy kobieta zmierzała w stronę drzwi.
-Ale za co?
-Za wszystko. Za zaproszenie na obiad, za miłą rozmowę, a nawet za przysłanie tutaj wczoraj do mnie Lukasa. Naprawdę dziękuję, to wiele dla mnie znaczy.
Kobieta znowu uśmiechnęła się.
-Lukas po wizycie u Ciebie sam mi dziękował, że go przysłałam- zdradziła.
-Ma Pani świetnego syna- powiedziałam
- Moja starsza pociecha, to też dobry chłopak. Tylko szczerze mówiąc czasem przytłacza go rzeczywistość, w której żyje- wyznała- To do zobaczenia.
-Do zobaczenia- odpowiedziałam.
                Ta rozmowa, wzbudziła we mnie poczucie, że jednak jestem silniejsza niż myślałam. W ciągu ułamka sekundy wymyśliłam pewien plan. Znałam Kacpra i wiedziałam jaki jest, co zrobi a co nie. Znałam jego słabości. Znałam mocne strony. Moją wiedzę mogłam umiejętnie wykorzystać. Odpłacę się pięknym za nadobne. Nie dam mu uczucia triumfu. Niech nie myśli, że wygrał. Niech nie żyje złudzeniami. Teraz zaczęłam gorzko żałować, że mój telefon leżał w mojej sypialni, roztrzaskany w drobny mak. Na myśl przyszedł mi Natan. Ubrałam więc tylko buty i kurtę, złapałam taksówkę i pojechałam do brata. Co sobie uświadomiłam w drodze? Nie kochałam Kacpra. Właściwie nie wiedziałam kim on dla mnie był. W ogóle dlaczego ja z nim byłam?
***
                Obudził mnie telefon od mamy.
-Halo- powiedziałem zaspany.
-Cześć Gregor. Wpadniesz dziś do nas na obiad?- zapytała mama- Będzie nasza nowa sąsiadka.
-Nie błagam, mamo. Mam dosyć obiadków z jakimiś nieznajomymi ludźmi.
-Ale ona jest inna. To całkiem fajna dziewczyna. Nawet w Twoim wieku. Lukas ją bardzo polubił, ja z resztą też. No proszę.
-Lukas lubi każde dziewczyny- powiedziałem żartobliwie- Będzie Gloria?- zapytałem.
-Nie. Twojego taty też. Delegacja.
-Dobrze. Przyjdę- coś we mnie drgnęło. Przeczuwałem, że na tym obiedzie coś niezwykłego się stanie. Ale przeczucia są zgubne. Pójdę głównie ze względu na mamę. Nie ma Glorii, taty… Ja będę i nie zawiodę jej. Zawsze chciałem, żeby czuła, że jestem z nią.
-O bardzo się cieszę! To bądź przed 14.00.
-Dobrze, będę.
***
                -No, no ładnie się urządziłeś, braciszku- powiedziałam, stojąc w trochę ciasnym, ale przytulnym przedpokoju mieszkania Natana.
-Wiem- odpowiedział szczerząc się- to jakaś inspekcja?
-Nie. Mógłbyś dać mi jeden z twoich telefonów, bo wiem, że masz ich nieźle w zapasie, a mój się dziś no… zepsuł- powiedziałam.
-A co się stało? Może dasz go do naprawy?- powiedział, kiedy siadaliśmy na twardej kanapie w jego salonie.
-Nie. To może być trochę kosztowne- próbowałam jakoś się wyplątać- spadł mi ze schodów i pewnie się domyślasz jakie z tego zostały skutki.
-Poczekaj chwilę- wstał i poszedł do sąsiedniego pokoju, lecz po chwili wrócił z dwoma telefonami w rękach- ten, albo ten.
-Ten- powiedziałam, biorąc w swoje ręce biały, dotykowy telefon- Dobrze, że Ty aż tak jesteś od nich uzależniony, że masz ich chociaż dwa w zapasie.
-No, ale to się przynajmniej przydają się moje cudeńka- odpowiedział.
-Dzięki jeszcze raz- powiedziałam rzucając się chłopakowi na szyję- naprawdę ładnie się urządziłeś. Ja już będę lecieć. Pa!- powiedziałam w biegu i szybko, prawie, że wybiegłam z mieszkania.
-Rodzina- usłyszałam sarkastyczny głos Natana, już na klatce.
                Kiedy wróciłam do domu, nawet nie ściągnęłam kurtki, tylko od razu popędziłam, by wygrzebać wśród szczątków mojego starego telefonu kartę SIM.
-Jest- powiedziałam na głos. Usiadłam na łóżku i włożyłam kartę na swoje miejsce, zastrzegłam sobie numer, by nie wiedział, że dzwonię akurat ja, po czym wybrałam numer Kacpra.
-Halo- usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.
-Hej Kacper- powiedziałam z entuzjazmem- To ja Mela. Mam Ci tyle do powiedzenia!
-Nela, nie mam za bardzo czasu by rozmawiać- powiedział, a w jego głosie czułam skrępowanie.
-Ale czekaj! Powiem Ci najważniejsze! No proszę, proszę- powiedziałam przekonująco.
-Dobrze. Słucham.
-Przyjedź do mnie do Austrii, chociaż na weekend. Mam swój własny dom. To taki prezent od mamy i jest naprawdę cudowny.
-Pisała do Ciebie Klara?- zapytał.
-Nie- skłamałam- ale wracajmy do tematu. Przyjedziesz? Ufunduję Ci nawet bilet.
-Tak, przyjadę. Bilet nie jest konieczny- powiedział, a ja w jego głosie poczułam zrezygnowanie.
-To super! Będę czekać. Pa kochanie- rzuciłam i rozłączyłam się. Byłam dumna z siebie. A zarazem trochę się wstydziłam tej mojej ukrytej przebiegłości… Ale jeśli ja tego nie zrobię, on nadal będzie w taki sam sposób dawał nadzieję innym dziewczynom… Złudną nadzieję… Uśmiechnęłam się promiennie i poszłam się ubierać, gdyż niedługo miałam iść na obiad do moich sąsiadów. Teraz następny problem. W co się ubrać? Nie miałam zielonego pojęcia, bo wcześniej nie miałam problemu z takimi rzeczami. Nie chciałam ubierać sukienki, bo nie cierpiałam chodzić w różnych rodzaju sukienkach, czy też spódnicach. W końcu ubrałam czarne spodnie, dżinsową koszulę, a na to bordowy sweter. Następnie rzęsy lekko musnęłam tuszem, usta bezbarwnym błyszczykiem, ubrałam buty, kurtkę i wyszłam, zamykając za sobą drzwi na klucz.
                W domu moich sąsiadów, od razu jak weszłam, poczułam atmosferę hm… rodzinną? Nie wiem, jak to dokładnie opisać, ale była ona cudowna i sprawiała, że też chciałabym w swoim domu kiedykolwiek utworzyć taką samą atmosferę. Kiedy weszłam najpierw przywitał mnie Lukas, który potem zaprowadził do jadalni. Tam, zasiadłam przy wielkim stole z białym obrusem, nakrytym już po części oraz rozmawiałam w gadatliwym ( bo tej cechy mu odmówić nie można) Lukasem.
-Danie już gotowe- usłyszałam wchodzącą zza drzwi mamę Lukasa, która trzymała w ręce szklane naczynie, a w nim- spaghetti.
-Lubisz?- zapytał Lukas wskazując na naczynie.
-Tak i to bardzo. Zastanawia mnie tylko jedno. Skąd wiedzieliście, że mam ochotę akurat na spaghetti?- przyznałam z uśmiechem.
-A co by miała dziewczyna innego powiedzieć?- wtrącił się pewien wysoki mężczyzna, z którym już raz spotkałam się w Austrii. To był właśnie Gregor Schlierenzauer Czyli wychodziło na to, że ja teraz znajdowałam się w domu Schlierenzauerów.  O matko… Zawsze miałam szczęście do sąsiadów. W Krakowie mieszkałam bowiem tuż obok jednego z moich nielicznych wrogów. Anka miała na imię. Ciągle miała o coś do mnie pretensje. Dziewczyny powtarzały mi, że zazdrości, jednakże ja nie rozumiałam dlaczego ja padłam jej ofiarą.
-To nieprawda. Naprawdę mam ogromną ochotę na spaghetti- powiedziałam, aby nie wyszła z tego jakaś niezręczna sytuacja- Jeśli można to podwójną porcję poproszę- uśmiechnęłam się.
Wkrótce kobieta nałożyła każdemu danie, które było naprawdę genialne.
-Mela, czego się napijesz?- zapytał Lukas, pomagając zbierać talerze ze stołu swojej mamie- może być sok?
-Tak, oczywiście- odpowiedziałam. Wtedy Lukas razem ze swoją mamą poszli do kuchni, by zanieść naczynia oraz przygotować coś do picia. Ja zostałam przy stole razem ze starszych synów mojej sąsiadki. Siedzieliśmy na przeciwo siebie. Raz na jakiś czas spoglądaliśmy sobie w oczy. Moje serce dudniło jak oszalałe. Panowało tylko niezręczne milczenie. On patrzył się na mnie, ja na niego. Chciałam coś powiedzieć, ale kompletnie nie miałam pojęcia co. Wydawał się być inny niż swój brat, czy mama. Chłodny i niedostępny. Jednakże w głębi czułam, że jest inny, bardziej wyjątkowy od wszystkich innych facetów. Zastanawiało mnie co mnie tak do niego przyciągało. Była jakaś niewytłumaczalna siła, która sprawiała wrażenie, że czułam, iż znam go bardzo dobrze. Wręcz na pamięć… A było przecież całkowicie inaczej.
 Wkrótce ku mojemu szczęściu, Lukas wraz ze swoją mamą wrócili.
-Ktoś umarł?- zapytał Lukas- taka tu cisza.
-Tak jakoś wyszło- odpowiedział chłopak.
-Mela, a Ty jakie masz plany na przyszłość?- zapytała kobieta.
-No właśnie żadnych- przyznałam skrępowana- przydałby mi się teraz staż, ale nie wiem w ogóle jak zacząć się o niego starać.
-Jako kto?
-Psycholog sportowy- odpowiedziałam krótko, po czym łupnęłam łyk soku.
-Czyli koniecznie musisz pracować ze sportowcami?- drążyła dalej.
-Nie. Mogę również na przykład z aktorami.
-Możesz zgłosić się do naszego psychologa z kadry- zabrał w końcu głos Gregor- może Ci się uda.
-Naprawdę?- ucieszyłam się.
-No tak. O ile jeszcze wiesz, czym się zajmujemy.
-Wiem więcej niż Ci się wydaje- odpowiedziałam.
-To interesujesz się sportem?- zapytał Lukas.
-Tak. Kocham sport. Grałam nawet w drużynie żeńskiej w piłkę nożną.
-To czemu przestałaś?- zainteresował się Lukas.
-Szkoła- odpowiedziałam krótko.
-Skokami też się interesujesz?- zapytał Gregor.
-Tak. Od małego. Byłam na praktycznie każdych zawodach, jakie odbywały się gdzieś w naszej okolicy.
-Ale fajnie- powiedział z entuzjazmem Lukas.
-To skąd Ty pochodzisz?- zapytał ponownie starszy z braci.
-Z Krakowa. Takie miasto w Polsce, może znasz- posłałam mu uśmiech.
-Znam. Mamo, a co z Glorią? Wiadomo już kiedy przyjedzie?
-Nie. Rozmawiałam z nią ostatnio, ale ona sama właściwie nie wie co dalej- odwróciła się w moja stronę- Gloria, to moja najstarsza córka. Jest na swojej „życiowej misji”.
-Pomaga dzieciom z trudnych rodzin- powiedział Lucas.
-I przez to zaniedbuje swoje własne życie. Zawaliła szkołę, dobrą pracę – udzielił się Gregor.
-Takim dzieciom należy pomagać. One same są bezbronne- powiedziałam w końcu ja.
- Ale wszystko z umiarem- odpowiedział- Nie może być tak, że ona żyje życiem pewnej ośmiolatki maltretowanej w domu przez rodziców. Pomagać należy i naprawdę szkoda mi z całego serca tych dzieciaków, ale… Mam o tej działalności Glorii złe zdanie.
W tym czasie wróciły wszystkie wspomnienia. Czułam jak w moich oczach gromadzą się łzy.
-Ciekawe co byś powiedział, gdybyś to Ty był w takiej sytuacji. Nie miałbyś nic. NIC- dokładnie podkreśliłam to słowo- Kiedy każdego dnia musiałbyś się zajmować sobą, rodzicami i siostrą. Przeżywał ciągle upokorzenia i poniżenia. Gdyby Twoja własna matka każdego dnia wypominała Ci, że przez Ciebie zmarnowała sobie życie. Wbrew pozorom, dzieci także potrafią czuć!- powiedziałam nieco głośniejszym tonem niż zwykle- Przepraszam, ja już się będę zbierać. Dziękuję bardzo za pyszny obiad. Mam nadzieję, że kiedyś się odwdzięczę-  zwróciłam się do kobiety i wyszłam a wręcz wybiegłam, nie ubierając nawet kurtki.
                Głupio się zachowałam, wiem. Staram się być silna, ale na wspomnienie z tamtych lat nie potrafię. Ponownie zaczęłam przeżywać to wszystko od początku. Pomimo tego, że minęło wiele lat, byłam starsza, dojrzalsza; miałam prawdziwą rodzinę i nie było możliwości, żeby jeszcze kiedyś je spotkać, nadal bolało… Tego nie da się zapomnieć. Przynajmniej ja nie potrafiłam. Ta drzazga każdego dnia dawała się we znaki. Czasem bardziej, czasem mniej, ale jednak…
 Po dwóch godzinach spędzonych sam na sam w domu, uspokoiłam się. Wytłumaczyłam sobie, że to już było, że już nigdy nie wróci, że już jestem innym człowiekiem. Ale zawsze było z tym trudno. I oczywiście zdawałam sobie sprawę, że tych tłumaczeń było naprawdę wiele i zawsze legły w gruzach kiedy przyszło co do czego…
-Przepraszam.
Usłyszałam męski głos, tuż za moimi plecami. Podskoczyłam ze strachu, zrywając się z kanapy.
-Nigdy nie dzwonisz, ani nie pukasz do drzwi?!
-Nie, kiedy chcę kogoś przeprosić. Zachowałem się jak palant.
-Nie zaprzeczę. Pewnie Twoja mama kazała Ci tutaj przyjść i mnie przeprosić. Uznajmy, że sprawy nie było i udawajmy, że się nie znamy.
-Nie chcę- odrzekł- Przepraszam- usiadł na kanapie- reaguję tak na to, bo cholernie brakuje mi Glorii, wiem, jak mama cierpi, gdy jej nie ma. Lucasowi też jej brak. A o tacie nie wspomnę. Przepraszam.
Zrobiło mi się strasznie szkoda Gregora, mimo wszystko co powiedział, myślał. Był taką osobą, na którą nie potrafiłam być zła; mieć coś do zarzucenia. Wydawało mi się, że znam go doskonale. Na pamięć. Ze świstem wciągałam powietrze, którym również on oddychał.
-Dobrze. Nic się nie stało- powiedziałam przysiadając się- To, że tutaj przyszedłeś to już duży gest z Twojej strony- a przede wszystkim cholernie ogromna sprawa dla mnie.
-Ale wcześniej jednak zachowałem się jak dupek.
-Nie zaprzeczę- uśmiechnęłam się- Ale ja też zareagowałam zbyt emocjonalnie. Mam niemiłe wspomnienia- powiedziałam z lekko drżącym głosem, przybierając poważny ton głosu.
-Rozumiem- powiedział- To ja już nie chcę Ci zawracać głowy, będę się zbierał.
-Czekaj, Gregor. Chcę Ci powiedzieć, czemu tak zareagowałam- teraz albo nigdy. Teraz oddzielę przeszłość grubą kreską. Nigdy z nikim o tym nie rozmawiałam, wiem, lecz czułam, że teraz nadeszła odpowiednia chwila. Wzięłam głęboki wdech i wydech i zaczęłam swoją historię, zdajając sobie sprawę, że chłopaka to może wcale nie interesować. Jednakże jak raz o tym powiem, powiem drugi raz, natomiast jak powiem drugi, opowiem i trzeci, ucząc się z tym żyć.
_____________________________________________________
A oto jestem ja razem z trójeczką.! :D Mam nadzieję, że nie pośniecie czytając. :D
Chciałam jeszcze bardzo podziękować za pierwsze komentarze, które pojawiły się na blogu. :) To dla mnie naprawdę wielka sprawa i jeszcze raz bardzo dziękuję oraz zachęcam do dalszego komentowania. :3
Następny rozdział postaram się dodać we wtorek. ^^ 

7 komentarzy:

  1. WOW. Ile się tu dzieje :) No zaskoczyłaś mnie z tym Lucasem. Taki słodki chłopak z niego i widać, że Mela wpadła mu w oko. Ogólnie Lucas jego mama zachowywali się bardzo gościnnie. A Gregor. Hm, czemu nie dziwi mnie jego zachowanie? No ale przyszedł przeprosić. Co się może wydać dziwne, bo kto wchodzi komuś do domu bez pukania? I ciekawi mnie co było w tym MMSie od Klary. Pewnie Kacper w niedwuznacznej sytuacji.. Z niecierpliwością czekam na kolejny. Pozdrawiam i życzę dużo weny.

    done-with-the-wind.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. fajnie się zaczyna,czekam na nn.pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. uu Gregorowa rodzina sąsiadami?? Zapowiada się świetnie :)
    Bardzo ciekawy rozdział, jestem ciekawa co z tego wyniknie...:) Dobrze, że Gregor przyszedł przeprosić i Mela mogła się mu wyżalić...
    Pozdrawiam i zapraszam wieczorem na czternastkę:
    czy-to-jest-przyjazn.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. WOW, WOW, WOW! Jaki dłuuugaśny rozdział! <333 A ile się dzieje.
    Ojoj, ciekawe jaki 'niecny plan' przygotowała Amelia dla Kacpra, oj ciekawe! No i obiad u niejakich Schlierenzauerów, ach! A później te przeprosiny Gregora, omnomnom *-*
    Czekam na nexty! ^^

    http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawie :)
    Rodzinka Schlierenzauerów- świetna! Taki uroczy Lukas! A Gregor pomaga sąsiadce w stażu, ooo!
    A co do Klary i Kacpra to jakoś wiedziałam, że tak się skończy. Biedna Mela tak się zdenerwowała, ale ma pomysł.Świetny pomysł.
    I Natan taki pomocny. Dobry, straszy braciszek. Można pomarzyć.
    I bardzo ciekawie przedstawiłaś zdarzenia z przeszłości Amelii i to przepraszanie Gregora. Czekam na ciąg dalszy :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem ciekawa tego.. "niecnego planu" *o*
    Przeprosiny Gregora... No to było cudowne, dziewczyno! <3
    Postaram się czytać każdy następny rozdział i zapraszam do MNIE :))

    historia-milosna-od-poczatku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń