Stałam bezruchu, wpatrując się w wysokiego i brązowookiego
chłopca. Wyglądał on według mnie na około 17 lat. Uśmiechał się, a ja jak
idiotka nie potrafiłam odwzajemnić się tym samym gestem.
-Hej- powiedział pierwszy- wiem, my się nie znamy. Lukas
jestem, mieszkam domu tuż obok.
-Cześć. Wejdź do środka- powiedziałam i odsunęłam się z
przejścia.
-Sory za to najście, ale dziś odwalam robotę komitetu
powitalnego- powiedział- dlatego w imieniu moich rodziców, a także i moim, chcę
Cię zaprosić na obiad do nas. Jutro, bądź pojutrze. Jak Ci lepiej.
-O- zdziwiłam się- siadaj proszę- wskazałam na kanapę-
Zaproponowałabym coś do picia, ale dopiero dziś się wprowadziłam i jeszcze się
nie urządziłam.
-Spoko, może nie uschnę z pragnienia- uśmiechnął się- Skąd
jesteś?
-Z Krakowa- odpowiedziałam- takie miasto w Polsce. Byłeś
kiedykolwiek?
-Nie, ale jak tam macie takie ładne dziewczyny, to chyba
przejadę się kiedyś- ponownie się
zaśmiał.
-Bardzo śmieszne. A Ty co? Rdzenny mieszkaniec Innsbrucka?
-Tak. Mieszkam tu całe 16 lat- odpowiedział. Wynikało, więc
z tego, że chłopak ma 16 lat, czyli o wiele się nie pomyliłam- Jeśli chodzi o
ten obiad, to moja mama Cię tu jeszcze odwiedzi, żebyś nie myślała, że jesteśmy
jakimiś psychopatami.
-O to świetna wiadomość- przyznałam- naprawdę jesteście hm…-
nie mogłam znaleźć słowa.
-Porządną rodziną i dbającymi sąsiadami? Wiem.
- O właśnie. Wyjąłeś mi to prosto z ust.
-Zawsze tak było, od kąt tylko pamiętam, że zapraszaliśmy
sąsiadów na obiad, kiedy się jacyś wprowadzili, czy była jakaś uroczystość.
Tradycja, czy coś…
-Aż tylu ludzi się tutaj wprowadzało i wyprowadzało?-
zapytałam.
-No sporo ich było, ale niekoniecznie mieszkali tutaj naprzeciwko- odpowiedział- Dobrze, skoro
już Cię powiadomiłem o wszystkim, będę się zbierał.
-Wybacz za to chłodne powitanie, na początku. Zamurowało
mnie, jak ktoś zadzwonił do drzwi, a już tym bardziej, jak ktoś za nimi stał.
Wiesz- nie znam tu nikogo.
-Spoko. To do zobaczenia- powiedział i wyszedł.
Porządny chłopak z tego Lukasa. Cieszyłam się na wieść, że
poznam wreszcie sąsiadów. Nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo. Uradowana,
zasiadłam na kanapie i wybrałam numer Klary. Nie odbierała, chociaż dzwoniłam
nie raz. Wydało mi się to trochę dziwne. Potem następnym w kolejce był Kacper.
Też nie odbierał. Nie wiedziałam co jest grane. Przecież mówiłam im, że
zadzwonię, po przylocie. Cóż, postanowiłam zadzwonić do równie bliskiego mi
przyjaciela- Bartka. Ten, odebrał już po pierwszym sygnale.
-Halo, cześć Bartek.
Co tam?
-Ty mnie pytasz co tam?! To Ty sobie podróżujesz po wielkim
świecie, więc najpierw czekam na relację z Twojej strony- usłyszałam głos
chłopaka.
Opowiedziałam zatem Bartkowi, jak minął mi pierwszy dzień w
Innsbrucku, zaczynając od przylotu, do wizyty Lucasa. Po tej rozmowie, ulżyło
mi. Bartek, był osobą, z którą zawsze dobrze mi się rozmawiało, a on- potrafił
zawsze dobrze doradzić, jak i wysłuchać. Znałam go od małego dziecka i mimo
mojej wyprowadzki do Krakowa, nadal utrzymywałam z nim bliski kontakt. Czułam
zarazem zawód ze strony Klary i Kacpra. Ten dzień był jednym z najważniejszych
w moim życiu, a oni zawiedli. Nie chciałam myśleć w ten sposób, według mnie
samolubnie, ale czasem niektóre sytuacje są gorzką pigułką do przełknięcia.
Rozmyślając w ten sposób, zaczęłam rozpakowywać swoje rzeczy. Poczęłam od
kuchni, zaopatrując go najpierw w mój ulubiony kubek, sztućce i parę talerzy,
bo w większość przyborów kuchnia była już zaopatrzona. Potem przyszła pora na
łazienkę- kosmetyki itp., potem salon- postawiłam na półki różne pamiątki oraz
wypełniłam szafkę książkami. I wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, iż nie byłam
jeszcze na następnym piętrze domu, co wydało mi się dziwne. Roztargnienie, ot
co. Na górze- duża sypialnia, jeden pokój gościnny, garderoba i łazienka. I to
nie byle jakie! Ten dom był naprawdę doskonały! Zdałam sobie sprawę, że
wreszcie mam coś co jest naprawdę moje. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ponownie zabrałam
się do zadomowiania się w nowym domu. Byłam, aż tak zajęta, ze straciłam
poczucie czasu i nie wiedziałam, że nadeszła już tak późna godzina. Miałam w
planach na dziś jeszcze zakupy, bo przecież coś jeść trzeba, ale ostatecznie
musiałam poczekać z tym do jutra. Zażyłam więc gorącej kąpieli i poszłam się
położyć. Najdziwniejsze było to, że ciągle
myślałam o tym chłopaku, na którego dziś wpadłam. Bezczelnie wziął ze sobą
krzesło i bezczelnie siedział mi cały czas w głowie. Jego oczy… Czekoladowe,
błyszczące… Uzależniające. To dziwne, ale gdy nasze ciała dotknęły się poczułam
jakby przez moje ciało przeleciał prąd… Poszperałam trochę w Internecie,
pooglądałam zdjęcia. Miałam pewność kim jest. Skoczkiem narciarskim. Nie byle
jakim. Pamiętam jak zawsze byłam pełna podziwu, gdy patrzyłam na jego skoki,
liczne osiągnięcia. Może moja reakcja była taka dlatego, że nie był byle kim?
Tak… To pewnie dlatego. Musiałam się jakoś usprawiedliwić, chociaż to nie miało
zazwyczaj żadnego sensu. Zasypiałam, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącego
sms-a. Spojrzałam przez zaspane oczy na wyświetlacz telefonu. To była Klara.
Nie miałam jednak ani ochoty, ani siły jej dziś odpisywać. Skoro było by to coś
ważnego na pewno zadzwoniłaby, zamiast pisać. Z taką myślą, zamknęłam oczy i
wtedy zapadłam w mocny sen.
Tej
nocy miałam okropny sen. Śniło mi się, że jestem uwięziona w jakimś ciasnym i
czarnym pomieszczeniu, a zza drzwi dochodziły głosy ludzi, którzy kpili i
śmiali się ze mnie. Wśród nich rozpoznałam dwa charakterystyczne głosy. Klary i
Kacpra. Sen przerwałam dopiero o 8.00. Dosyć energicznie udałam się do
łazienki, a potem do sklepu, by kupić coś do jedzenia. W drodze przypomniałam
sobie o wczorajszej wiadomości od Klary, której nie odczytałam. Jak najszybciej
zrobiłam zakupy, potem je rozpakowałam i popędziłam na górę po telefon. To
jednak nie był sms, tylko mms. Zamarłam. Nie wiedziałam, co myśleć. Szargała
mną nienawiść i czarna rozpacz. Dlaczego? Jak mogła? Co to miało znaczyć? Co
zrobiłam nie tak? Moja głowa zapełniona była pytaniami, na których nie miałam
odpowiedzi. Wtedy opętał mnie nie opanowany gniew, którego ofiarą stał się mój
telefon, którym mocno uderzyłam o
podłogę, a ten rozleciał się na kilka części. Po wyładowaniu złości- zaczęłam
płakać. Dwie najbliższe mi osoby… Nie, nie… To nie może być prawda. Znowu
wybuchłam straszliwym płaczem. Po chwili usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. O
nie… Na złamanie karku popędziłam schodami w dół.
-Zaraz otworzę- krzyknęłam, wpadając do łazienki. Musiałam
bowiem ogarnąć się trochę. Nie mogłam w takim stanie pokazać się nikomu. W
błyskawicznym tempie doprowadziłam się do porządku, co prawda nie całkowitego,
ale jednak to było zawsze coś, i otworzyłam drzwi. Za nimi stała wysoka, blond
włosa kobieta z uśmiechającymi się do mnie niebieskimi oczami.
-Dzień dobry- przywitała się- jestem sąsiadką. Mój syn,
Lukas był wczoraj u Ciebie.
-Witam, witam- powiedziałam lekko łamiącym się głosem- tak,
Lukas mnie wczoraj odwiedził i zapowiedział Pani wizytę. Proszę wejść,
zapraszam.
-Napije się może Pani herbaty, kawy, wody, soku?- zapytałam
siląc się na uśmiech.
-To może wody, jeśli by to nie był kłopot- odpowiedziała
siadając na kanapie w moim salonie- Widzę, że już się Pani urządziła.
-Tak. Wczoraj- odpowiedziałam, stawiając szklankę wody na
szklanej ławie- I jeszcze chciałam powiedzieć, że nie jestem Pani, tylko
Amelia. Dla przyjaciół Mela, Nela i jak kto chce.
Kobieta uśmiechnęła się.
-Miło mi poznać- powiedziała- Mam nadzieję, że przyjdziesz
dziś do nas na obiad. Będę ja i dwóch moich synów. Mąż niestety wyjechał w
delegację.
-Ależ oczywiście, że wpadnę- odpowiedziałam.
-To mogła by być godzina 14.00?- zapytała.
-Tak, oczywiście. I tak nie mam żadnych planów.
Rozmawiałyśmy ze sobą dobre dwie godziny. Uważałam, że
znalazłyśmy wspólny język. Cieszyłam się, że mam takich sąsiadów. To naprawdę
mili i ciepli ludzie.
-Dziękuję- powiedziałam, kiedy kobieta zmierzała w stronę
drzwi.
-Ale za co?
-Za wszystko. Za zaproszenie na obiad, za miłą rozmowę, a
nawet za przysłanie tutaj wczoraj do mnie Lukasa. Naprawdę dziękuję, to wiele
dla mnie znaczy.
Kobieta znowu uśmiechnęła się.
-Lukas po wizycie u Ciebie sam mi dziękował, że go
przysłałam- zdradziła.
-Ma Pani świetnego syna- powiedziałam
- Moja starsza pociecha, to też dobry chłopak. Tylko
szczerze mówiąc czasem przytłacza go rzeczywistość, w której żyje- wyznała- To
do zobaczenia.
-Do zobaczenia- odpowiedziałam.
Ta
rozmowa, wzbudziła we mnie poczucie, że jednak jestem silniejsza niż myślałam.
W ciągu ułamka sekundy wymyśliłam pewien plan. Znałam Kacpra i wiedziałam jaki
jest, co zrobi a co nie. Znałam jego słabości. Znałam mocne strony. Moją wiedzę
mogłam umiejętnie wykorzystać. Odpłacę się pięknym za nadobne. Nie dam mu
uczucia triumfu. Niech nie myśli, że wygrał. Niech nie żyje złudzeniami. Teraz
zaczęłam gorzko żałować, że mój telefon leżał w mojej sypialni, roztrzaskany w
drobny mak. Na myśl przyszedł mi Natan. Ubrałam więc tylko buty i kurtę,
złapałam taksówkę i pojechałam do brata. Co sobie uświadomiłam w drodze? Nie
kochałam Kacpra. Właściwie nie wiedziałam kim on dla mnie był. W ogóle dlaczego
ja z nim byłam?
***
Obudził
mnie telefon od mamy.
-Halo- powiedziałem zaspany.
-Cześć Gregor. Wpadniesz dziś do nas na obiad?- zapytała
mama- Będzie nasza nowa sąsiadka.
-Nie błagam, mamo. Mam dosyć obiadków z jakimiś nieznajomymi
ludźmi.
-Ale ona jest inna. To całkiem fajna dziewczyna. Nawet w
Twoim wieku. Lukas ją bardzo polubił, ja z resztą też. No proszę.
-Lukas lubi każde dziewczyny- powiedziałem żartobliwie- Będzie
Gloria?- zapytałem.
-Nie. Twojego taty też. Delegacja.
-Dobrze. Przyjdę- coś we mnie drgnęło. Przeczuwałem, że na
tym obiedzie coś niezwykłego się stanie. Ale przeczucia są zgubne. Pójdę
głównie ze względu na mamę. Nie ma Glorii, taty… Ja będę i nie zawiodę jej.
Zawsze chciałem, żeby czuła, że jestem z nią.
-O bardzo się cieszę! To bądź przed 14.00.
-Dobrze, będę.
***
-No, no
ładnie się urządziłeś, braciszku- powiedziałam, stojąc w trochę ciasnym, ale
przytulnym przedpokoju mieszkania Natana.
-Wiem- odpowiedział szczerząc się- to jakaś inspekcja?
-Nie. Mógłbyś dać mi jeden z twoich telefonów, bo wiem, że
masz ich nieźle w zapasie, a mój się dziś no… zepsuł- powiedziałam.
-A co się stało? Może dasz go do naprawy?- powiedział, kiedy
siadaliśmy na twardej kanapie w jego salonie.
-Nie. To może być trochę kosztowne- próbowałam jakoś się
wyplątać- spadł mi ze schodów i pewnie się domyślasz jakie z tego zostały
skutki.
-Poczekaj chwilę- wstał i poszedł do sąsiedniego pokoju,
lecz po chwili wrócił z dwoma telefonami w rękach- ten, albo ten.
-Ten- powiedziałam, biorąc w swoje ręce biały, dotykowy
telefon- Dobrze, że Ty aż tak jesteś od nich uzależniony, że masz ich chociaż
dwa w zapasie.
-No, ale to się przynajmniej przydają się moje cudeńka-
odpowiedział.
-Dzięki jeszcze raz- powiedziałam rzucając się chłopakowi na
szyję- naprawdę ładnie się urządziłeś. Ja już będę lecieć. Pa!- powiedziałam w
biegu i szybko, prawie, że wybiegłam z mieszkania.
-Rodzina- usłyszałam sarkastyczny głos Natana, już na
klatce.
Kiedy
wróciłam do domu, nawet nie ściągnęłam kurtki, tylko od razu popędziłam, by
wygrzebać wśród szczątków mojego starego telefonu kartę SIM.
-Jest- powiedziałam na głos. Usiadłam na łóżku i włożyłam
kartę na swoje miejsce, zastrzegłam sobie numer, by nie wiedział, że dzwonię
akurat ja, po czym wybrałam numer Kacpra.
-Halo- usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.
-Hej Kacper- powiedziałam z entuzjazmem- To ja Mela. Mam Ci
tyle do powiedzenia!
-Nela, nie mam za bardzo czasu by rozmawiać- powiedział, a w
jego głosie czułam skrępowanie.
-Ale czekaj! Powiem Ci najważniejsze! No proszę, proszę-
powiedziałam przekonująco.
-Dobrze. Słucham.
-Przyjedź do mnie do Austrii, chociaż na weekend. Mam swój
własny dom. To taki prezent od mamy i jest naprawdę cudowny.
-Pisała do Ciebie Klara?- zapytał.
-Nie- skłamałam- ale wracajmy do tematu. Przyjedziesz?
Ufunduję Ci nawet bilet.
-Tak, przyjadę. Bilet nie jest konieczny- powiedział, a ja w
jego głosie poczułam zrezygnowanie.
-To super! Będę czekać. Pa kochanie- rzuciłam i rozłączyłam
się. Byłam dumna z siebie. A zarazem trochę się wstydziłam tej mojej ukrytej
przebiegłości… Ale jeśli ja tego nie zrobię, on nadal będzie w taki sam sposób
dawał nadzieję innym dziewczynom… Złudną nadzieję… Uśmiechnęłam się promiennie
i poszłam się ubierać, gdyż niedługo miałam iść na obiad do moich sąsiadów.
Teraz następny problem. W co się ubrać? Nie miałam zielonego pojęcia, bo
wcześniej nie miałam problemu z takimi rzeczami. Nie chciałam ubierać sukienki,
bo nie cierpiałam chodzić w różnych rodzaju sukienkach, czy też spódnicach. W
końcu ubrałam czarne spodnie, dżinsową koszulę, a na to bordowy sweter.
Następnie rzęsy lekko musnęłam tuszem, usta bezbarwnym błyszczykiem, ubrałam
buty, kurtkę i wyszłam, zamykając za sobą drzwi na klucz.
W domu
moich sąsiadów, od razu jak weszłam, poczułam atmosferę hm… rodzinną? Nie wiem,
jak to dokładnie opisać, ale była ona cudowna i sprawiała, że też chciałabym w
swoim domu kiedykolwiek utworzyć taką samą atmosferę. Kiedy weszłam najpierw
przywitał mnie Lukas, który potem zaprowadził do jadalni. Tam, zasiadłam przy
wielkim stole z białym obrusem, nakrytym już po części oraz rozmawiałam w
gadatliwym ( bo tej cechy mu odmówić nie można) Lukasem.
-Danie już gotowe- usłyszałam wchodzącą zza drzwi mamę Lukasa,
która trzymała w ręce szklane naczynie, a w nim- spaghetti.
-Lubisz?- zapytał Lukas wskazując na naczynie.
-Tak i to bardzo. Zastanawia mnie tylko jedno. Skąd
wiedzieliście, że mam ochotę akurat na spaghetti?- przyznałam z uśmiechem.
-A co by miała dziewczyna innego powiedzieć?- wtrącił się
pewien wysoki mężczyzna, z którym już raz spotkałam się w Austrii. To był
właśnie Gregor Schlierenzauer Czyli wychodziło na to, że
ja teraz znajdowałam się w domu Schlierenzauerów. O matko… Zawsze miałam szczęście do sąsiadów.
W Krakowie mieszkałam bowiem tuż obok jednego z moich nielicznych wrogów. Anka
miała na imię. Ciągle miała o coś do mnie pretensje. Dziewczyny powtarzały mi,
że zazdrości, jednakże ja nie rozumiałam dlaczego ja padłam jej ofiarą.
-To nieprawda. Naprawdę mam ogromną ochotę na spaghetti-
powiedziałam, aby nie wyszła z tego jakaś niezręczna sytuacja- Jeśli można to
podwójną porcję poproszę- uśmiechnęłam się.
Wkrótce kobieta nałożyła każdemu danie, które było naprawdę
genialne.
-Mela, czego się napijesz?- zapytał Lukas, pomagając zbierać
talerze ze stołu swojej mamie- może być sok?
-Tak, oczywiście- odpowiedziałam. Wtedy Lukas razem ze swoją
mamą poszli do kuchni, by zanieść naczynia oraz przygotować coś do picia. Ja
zostałam przy stole razem ze starszych synów mojej sąsiadki. Siedzieliśmy na
przeciwo siebie. Raz na jakiś czas spoglądaliśmy sobie w oczy. Moje serce
dudniło jak oszalałe. Panowało tylko niezręczne milczenie. On patrzył się na
mnie, ja na niego. Chciałam coś powiedzieć, ale kompletnie nie miałam pojęcia
co. Wydawał się być inny niż swój brat, czy mama. Chłodny i niedostępny.
Jednakże w głębi czułam, że jest inny, bardziej wyjątkowy od wszystkich innych
facetów. Zastanawiało mnie co mnie tak do niego przyciągało. Była jakaś
niewytłumaczalna siła, która sprawiała wrażenie, że czułam, iż znam go bardzo
dobrze. Wręcz na pamięć… A było przecież całkowicie inaczej.
Wkrótce ku mojemu
szczęściu, Lukas wraz ze swoją mamą wrócili.
-Ktoś umarł?- zapytał Lukas- taka tu cisza.
-Tak jakoś wyszło- odpowiedział chłopak.
-Mela, a Ty jakie masz plany na przyszłość?- zapytała kobieta.
-No właśnie żadnych- przyznałam skrępowana- przydałby mi się
teraz staż, ale nie wiem w ogóle jak zacząć się o niego starać.
-Jako kto?
-Psycholog sportowy- odpowiedziałam krótko, po czym łupnęłam
łyk soku.
-Czyli koniecznie musisz pracować ze sportowcami?- drążyła
dalej.
-Nie. Mogę również na przykład z aktorami.
-Możesz zgłosić się do naszego psychologa z kadry- zabrał w
końcu głos Gregor- może Ci się uda.
-Naprawdę?- ucieszyłam się.
-No tak. O ile jeszcze wiesz, czym się zajmujemy.
-Wiem więcej niż Ci się wydaje- odpowiedziałam.
-To interesujesz się sportem?- zapytał Lukas.
-Tak. Kocham sport. Grałam nawet w drużynie żeńskiej w piłkę
nożną.
-To czemu przestałaś?- zainteresował się Lukas.
-Szkoła- odpowiedziałam krótko.
-Skokami też się interesujesz?- zapytał Gregor.
-Tak. Od małego. Byłam na praktycznie każdych zawodach,
jakie odbywały się gdzieś w naszej okolicy.
-Ale fajnie- powiedział z entuzjazmem Lukas.
-To skąd Ty pochodzisz?- zapytał ponownie starszy z braci.
-Z Krakowa. Takie miasto w Polsce, może znasz- posłałam mu
uśmiech.
-Znam. Mamo, a co z Glorią? Wiadomo już kiedy przyjedzie?
-Nie. Rozmawiałam z nią ostatnio, ale ona sama właściwie nie
wie co dalej- odwróciła się w moja stronę- Gloria, to moja najstarsza córka.
Jest na swojej „życiowej misji”.
-Pomaga dzieciom z trudnych rodzin- powiedział Lucas.
-I przez to zaniedbuje swoje własne życie. Zawaliła szkołę,
dobrą pracę – udzielił się Gregor.
-Takim dzieciom należy pomagać. One same są bezbronne-
powiedziałam w końcu ja.
- Ale wszystko z umiarem- odpowiedział- Nie może być tak, że
ona żyje życiem pewnej ośmiolatki maltretowanej w domu przez rodziców. Pomagać
należy i naprawdę szkoda mi z całego serca tych dzieciaków, ale… Mam o tej
działalności Glorii złe zdanie.
W tym czasie wróciły wszystkie wspomnienia. Czułam jak w
moich oczach gromadzą się łzy.
-Ciekawe co byś powiedział, gdybyś to Ty był w takiej
sytuacji. Nie miałbyś nic. NIC- dokładnie podkreśliłam to słowo- Kiedy każdego
dnia musiałbyś się zajmować sobą, rodzicami i siostrą. Przeżywał ciągle
upokorzenia i poniżenia. Gdyby Twoja własna matka każdego dnia wypominała Ci,
że przez Ciebie zmarnowała sobie życie. Wbrew pozorom, dzieci także potrafią
czuć!- powiedziałam nieco głośniejszym tonem niż zwykle- Przepraszam, ja już
się będę zbierać. Dziękuję bardzo za pyszny obiad. Mam nadzieję, że kiedyś się
odwdzięczę- zwróciłam się do kobiety i
wyszłam a wręcz wybiegłam, nie ubierając nawet kurtki.
Głupio
się zachowałam, wiem. Staram się być silna, ale na wspomnienie z tamtych lat
nie potrafię. Ponownie zaczęłam przeżywać to wszystko od początku. Pomimo tego,
że minęło wiele lat, byłam starsza, dojrzalsza; miałam prawdziwą rodzinę i nie
było możliwości, żeby jeszcze kiedyś je spotkać, nadal bolało… Tego nie da się
zapomnieć. Przynajmniej ja nie potrafiłam. Ta drzazga każdego dnia dawała się
we znaki. Czasem bardziej, czasem mniej, ale jednak…
Po dwóch godzinach spędzonych sam na sam w
domu, uspokoiłam się. Wytłumaczyłam sobie, że to już było, że już nigdy nie
wróci, że już jestem innym człowiekiem. Ale zawsze było z tym trudno. I
oczywiście zdawałam sobie sprawę, że tych tłumaczeń było naprawdę wiele i
zawsze legły w gruzach kiedy przyszło co do czego…
-Przepraszam.
Usłyszałam męski głos, tuż za moimi plecami. Podskoczyłam ze
strachu, zrywając się z kanapy.
-Nigdy nie dzwonisz, ani nie pukasz do drzwi?!
-Nie, kiedy chcę kogoś przeprosić. Zachowałem się jak
palant.
-Nie zaprzeczę. Pewnie Twoja mama kazała Ci tutaj przyjść i
mnie przeprosić. Uznajmy, że sprawy nie było i udawajmy, że się nie znamy.
-Nie chcę- odrzekł- Przepraszam- usiadł na kanapie- reaguję
tak na to, bo cholernie brakuje mi Glorii, wiem, jak mama cierpi, gdy jej nie
ma. Lucasowi też jej brak. A o tacie nie wspomnę. Przepraszam.
Zrobiło mi się strasznie szkoda Gregora, mimo wszystko co
powiedział, myślał. Był taką osobą, na którą nie potrafiłam być zła; mieć coś
do zarzucenia. Wydawało mi się, że znam go doskonale. Na pamięć. Ze świstem
wciągałam powietrze, którym również on oddychał.
-Dobrze. Nic się nie stało- powiedziałam przysiadając się-
To, że tutaj przyszedłeś to już duży gest z Twojej strony- a przede wszystkim
cholernie ogromna sprawa dla mnie.
-Ale wcześniej jednak zachowałem się jak dupek.
-Nie zaprzeczę- uśmiechnęłam się- Ale ja też zareagowałam
zbyt emocjonalnie. Mam niemiłe wspomnienia- powiedziałam z lekko drżącym
głosem, przybierając poważny ton głosu.
-Rozumiem- powiedział- To ja już nie chcę Ci zawracać głowy,
będę się zbierał.
-Czekaj, Gregor. Chcę Ci powiedzieć, czemu tak zareagowałam-
teraz albo nigdy. Teraz oddzielę przeszłość grubą kreską. Nigdy z nikim o tym
nie rozmawiałam, wiem, lecz czułam, że teraz nadeszła odpowiednia chwila.
Wzięłam głęboki wdech i wydech i zaczęłam swoją historię, zdajając sobie
sprawę, że chłopaka to może wcale nie interesować. Jednakże jak raz o tym
powiem, powiem drugi raz, natomiast jak powiem drugi, opowiem i trzeci, ucząc
się z tym żyć.
_____________________________________________________
A oto jestem ja razem z trójeczką.! :D Mam nadzieję, że nie pośniecie czytając. :D
Chciałam jeszcze bardzo podziękować za pierwsze komentarze, które pojawiły się na blogu. :) To dla mnie naprawdę wielka sprawa i jeszcze raz bardzo dziękuję oraz zachęcam do dalszego komentowania. :3
Następny rozdział postaram się dodać we wtorek. ^^
WOW. Ile się tu dzieje :) No zaskoczyłaś mnie z tym Lucasem. Taki słodki chłopak z niego i widać, że Mela wpadła mu w oko. Ogólnie Lucas jego mama zachowywali się bardzo gościnnie. A Gregor. Hm, czemu nie dziwi mnie jego zachowanie? No ale przyszedł przeprosić. Co się może wydać dziwne, bo kto wchodzi komuś do domu bez pukania? I ciekawi mnie co było w tym MMSie od Klary. Pewnie Kacper w niedwuznacznej sytuacji.. Z niecierpliwością czekam na kolejny. Pozdrawiam i życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuńdone-with-the-wind.blogspot.com
fajnie się zaczyna,czekam na nn.pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńuu Gregorowa rodzina sąsiadami?? Zapowiada się świetnie :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział, jestem ciekawa co z tego wyniknie...:) Dobrze, że Gregor przyszedł przeprosić i Mela mogła się mu wyżalić...
Pozdrawiam i zapraszam wieczorem na czternastkę:
czy-to-jest-przyjazn.blogspot.com
WOW, WOW, WOW! Jaki dłuuugaśny rozdział! <333 A ile się dzieje.
OdpowiedzUsuńOjoj, ciekawe jaki 'niecny plan' przygotowała Amelia dla Kacpra, oj ciekawe! No i obiad u niejakich Schlierenzauerów, ach! A później te przeprosiny Gregora, omnomnom *-*
Czekam na nexty! ^^
http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/
Jaki fajny i długi
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie :)
OdpowiedzUsuńRodzinka Schlierenzauerów- świetna! Taki uroczy Lukas! A Gregor pomaga sąsiadce w stażu, ooo!
A co do Klary i Kacpra to jakoś wiedziałam, że tak się skończy. Biedna Mela tak się zdenerwowała, ale ma pomysł.Świetny pomysł.
I Natan taki pomocny. Dobry, straszy braciszek. Można pomarzyć.
I bardzo ciekawie przedstawiłaś zdarzenia z przeszłości Amelii i to przepraszanie Gregora. Czekam na ciąg dalszy :D
Jestem ciekawa tego.. "niecnego planu" *o*
OdpowiedzUsuńPrzeprosiny Gregora... No to było cudowne, dziewczyno! <3
Postaram się czytać każdy następny rozdział i zapraszam do MNIE :))
historia-milosna-od-poczatku.blogspot.com