-Amelko, wyjdziesz za mnie?-
zapytał w końcu zdecydowanie i przyklęknął obok mojego łóżka. To były
oświadczyny. Co do tego nie miałam najmniejszych wątpliwości. Oświadczyny!
Dopiero teraz to do mnie dochodziło. Patrzyłam na chłopaka, zwlekając z odpowiedzią,
a iskierki w jego oczach widziałam iskierki, które gasły z każdą sekundą
zwlekania z udzieleniem odpowiedzi. Nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów,
by powiedzieć co czuję… Język stanął mi kołkiem w gardle. Zdałam sobie sprawę,
że nie kocham go w taki sposób, żeby z nim być… Poza tym to i tak teraz nie
miało sensu. Niedługo i tak umrę… Miałam sobie za złe, że tak długo z tym zwlekałam, tylko dawałam złudną
nadzieję… Nie powinnam. Zabawiłam się uczuciami niewinnego człowieka, który
mnie pokochał. Jestem okropna… Może gdzieś głęboko wewnątrz siebie chciałam,
żeby inni też cierpieli tak samo jak ja po stracie Gregora?
-Maciek… Nie rób czegoś, czego będziesz potem żałował…-
wydukałam.
-Nie będę żałować. Nigdy.- odpowiedział z zaskakującym
zdecydowaniem w głosie.
-Maćku, wstań…- kazałam.
-Czy zostaniesz moją żoną?- drążył dalej, nie słuchając
mojej prośby. Był tak strasznie zdeterminowany… Na dodatek dostrzegałam takie
uczucie, iż chłopak jest właściwie pewien, że usłyszy pozytywną odpowiedź.
-Nie!- odpowiedziałam a zaraz po
tym rozpłakałam się jak małe dziecko. To jedno słowo, które wydostało się z
mojego gardła paliło jak silnie żrący kwas. Przez łzy widziałam jeszcze jak
zrezygnowany chłopak siada na krzesełku tuż przy moim łóżku. Jak teraz miałam
spojrzeć mu w oczy? Byłam zaskoczona, że chce jeszcze widzieć mnie na oczy…
-Nigdy nie będę dostatecznie dobry jak on?- zapytał gorzko,
wyraźnie wypowiadając z obrzydzeniem ostatnie słowo.
-Problem tkwi we mnie!- powiedziałam ocierając ręką łzy
kapiące ciągle z moich oczu, których napływu nie mogłam powstrzymać.- Ja nie
potrafię żyć z nim i bez niego! To beznadziejne, wiem…
-Kim byłem dla ciebie przez ten cały czas?- spojrzałam na niego
wzrokiem wyrażającym „Za kogo mnie masz?”.- Teraz mogę zapytać… Nie mam nic do
stracenia…- mówił w taki sposób, że przez sam jego ton chciało mi się jeszcze
bardziej płakać. Jak to jest, że w ciągu krótkiej chwili może się kogoś
szczerze znienawidzić? Bo przecież Maciek mnie znienawidził…
-Kiedy cię po raz pierwszy zobaczyłam w Zakopanem…- zaczęłam
swój monolog.- Coś kazało mi cię poznać za wszelką cenę. Nawet kiedy odrzuciłeś
mnie, ja nadal walczyłam, zauważyłeś?- spojrzałam na chłopaka rozpaczliwie.-
Potem myślałam o tobie w dzień i w noc. Później właściwie samo wyszło, że
byliśmy razem. Czas spędzony z tobą zawsze traktowałam jak dar od losu.
-Ale ja nie jestem Schlierenzauerem…- bąknął złośliwie,
nadal patrząc mi w oczy.
-Nikt nim nie jest…- jąknęłam.- Ale rozmawiamy teraz o nas, prawda? To problem
tkwił we mnie. To ja nie umiałam zapomnieć a ty tyle dla mnie zrobiłeś…
-Kiedy mówiłaś, że mnie kochasz, to kłamałaś?
-Nie!- powiedziałam zdecydowana.- Bo ja cię kocham. Kocham…-
szepnęłam.- Tylko na swój inny, odmienny, wyjątkowy sposób. Może jak brata… Nie
wiem… Od samego początku było między nami coś, czego nie potrafiłam zrozumieć.
I po chwili w sali pojawił się Gregor. Przyszedł. Wybrał nienajlepszą
chwilę… Jednak nawet to mi nie przeszkadzało. Zaczęłam cieszyć się jak małe
dziecko, które właśnie dostało lizaka. Teraz już mogłam umrzeć. Najważniejsze,
że widziałam go przed śmiercią… Spełniło się moje marzenie. Drgnęłam, co wyczuł
Maciek. Uśmiechnęłam się promiennie, tak jakbym nigdy nie była chora. Obecność
Gregora podziałała na mnie w niesamowity sposób. Niepojętny raczej dla nikogo.
Nawet dla mnie samej… Maciek spojrzał na mnie swymi brązowymi oczami, po czym
wstał i przed wyjściem klepnął po przyjacielsku Gregora w plecy. Zarówno ja,
jak i on byliśmy strasznie zdziwieni tym gestem. To taki niecodzienny i wręcz
dziwny widok.
-Maciek!- krzyknęłam, a chłopak w miejscu się zatrzymał,
patrząc na moją osobę swymi smutnymi oczami.- Wspomnij o mnie czasem ciepło…
Chociaż nie wiem czy to możliwe…- dodałam zakłopotana.
-Zawsze będę cię bardzo ciepło wspominać. Pamiętaj, że cię
kocham, Mela…- powiedział a przed tym zerknął na mnie po raz ostatni, a ja
miałam wrażenie, że się tak śpieszy, gdyż nie wiedział czy zaraz ta
rozpacz, która w nim buzowała, nie wybuchnie. W sumie to nie dziwię mu się… W takich chwilach
najlepiej jest zostać samym ze sobą. Ma się czas, kiedy można wszystko sobie
poukładać bez żadnego udawania przed drugą osobą…
-Powodzenia!- uśmiechnęłam się do Macieja.- Podbij cały
świat skoków!- dodałam wesoło.- Mogę mieć do ciebie prośbę?- zatrzymałam go po
raz drugi.
-Słucham…- mówił, siląc się na normalny ton głosu, lecz nie
udało mu się. Przejrzałam go.
-Przytul mnie. Tak mocno, jak tylko ty potrafisz…-
wyszeptałam.
Chłopak zaśmiał się pod nosem, podszedł do mnie, po czym
mocno, i z taką czułością jak dawniej, przytulił do siebie. Kochałam go… Tego
byłam pewna, ale inaczej. Może jak brata? Chyba tak. Łączyło nas coś, czego nie potrafiłam
zrozumieć sama przed sobą, jakże dziwnego i niewytłumaczalnego.
-I jak się trzymasz?- zapytał Gregor, tuż po wyjściu Maćka.
Z troską odgarnął moje włosy na bok, by mi nie przeszkadzały. Był taki kochany.
-A jak mogę się czuć?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie,
tym razem bez udawania, jak to robiłam przed każdym, kto mnie wcześniej
odwiedził.
-Wybacz… Głupie pytanie…- skarcił się i zaraz po tym
zapanowała między nami cisza, lecz nasze spojrzenia mówiły sobie wszystko. Nie
potrzebowaliśmy słów, aby się porozumieć.
-Gregor…
-Mela…- zaczęliśmy w tym samym czasie. Obydwoje trochę
speszyliśmy się wynikłą sytuacją.
-Umieram…- wyznałam, jemu jako
pierwszemu, co mnie dręczyło. Niby pogodziłam się z faktem, ale bałam się.
Najzwyczajniej w świecie się bałam.
-Nie… Nie… Mel, ty nie umrzesz… Nie możesz…- mówił dukając,
a w jego oczach zauważyłam łzy.- Nie chcę… Nie będę żyć na świecie, na którym nie
ma ciebie!- powiedział, właściwie trochę przy tym piszcząc.
-Nawet tak nie mów! Po mojej śmierci masz żyć długo i
szczęśliwe, jasne?!- zirytowałam się i również podniosłam lekko głos.
-Kocham cię!- mówił jeszcze ton głośniej.- Kocham cię
najmocniej na świecie! Miłością, jaką jeszcze nikt na świecie nikogo nie
kochał… Mela, nie umrzesz…- wyszeptał, chwytając moją rękę, z jakże ogromnym
wyczuciem, troską a zarazem pragnieniem. Zupełnie tak, jakby pragnął poczuć mój
dotyk…
-Nie prawda.- oznajmiłam pewna swego.- Tak kocham tylko ja…
I to ciebie. Nigdy nie sądziłam, że jedno spojrzenie wystarczy bym już nigdy o
tobie nie zapomniała…- odrzekłam ochryple, a w moich oczach zgromadziły się
łzy. Łzy wzruszenia… On mnie kochał… To co poczułam, kiedy to usłyszałam w tej
chwili, było niewytłumaczalne. Tak, jakby wszystkie siły życiowe do mnie
wróciły… Ogarnęło mnie wszechobecne uczucie, że coś odzyskałam. Coś ważnego.
Coś, za czym strasznie tęskniłam. Tylko… Za późno.
-To co mówiłem w Polsce…- zaczął kłopotliwie.- To naprawdę
nie była prawda. Już nie wiedziałem po prostu jak się bronić przed tym
uczuciem, którym obdarzałem właśnie ciebie. To co ze mną zrobiłaś przerażało
mnie. Widziałem, że się oddalasz a ja nie mogłem być przy tobie… To przez tą
całą pompę… Sponsorów, dziennikarzy… Nie chciałem i ciebie narażać na tą
rzeczywistość, wśród tych hien, dla których nie liczy się ludzka prywatność…
-Dobrze… Już dobrze…- uspokajałam chłopaka, gładząc jego
kasztanowe włosy.
-Nie możesz odejść… Obiecałaś jechać ze mną za rok na ten
cholerny obóz!- mówił przez łzy, a przez to ja również całkowicie się rozkleiłam
i razem płakaliśmy bezradnie, zupełnie jak małe dzieci.
-Jedno wiem… Nie poddam się…- wycedziłam.- Nie teraz. Teraz
mam powód, żeby żyć.- może było to zupełne głupstwo, powiedziane pod wpływem
chwili, ale jakoś dziwnie dodało mi sił.
-Zawsze go miałaś!- naskoczył na mnie.
-Nie.- powiedziałam przecząco.- Po co miałam żyć, jak
wiedziałam, że mnie nie kochasz? Po co było mi takie życie? Przez ten cały
czas, nie miałam nawet siły na kolejne dni…
Dziura w moim sercu nie dawała mi spokoju… Zabijała jeszcze bardziej niż
choroba.
-Gdyby nie ja, żyłabyś…- zakrył twarz w dłoniach.
-Tak miało być… Nie byliśmy sobie pisani…- spod moich powiek
uwolniła się pojedyncza łza.- Najgorszy był fakt, że musiałam pogodzić się z
tym, że tylko w najpiękniejszych snach, mogę być z tobą…- zrobiłam pauzę.- Muszę ci coś powiedzieć…- zebrałam się na
odwagę- A nawet dwie rzeczy. Nie chcę byś dowiedział się od innych…- posłał mi
pytające spojrzenie. Ale nie tylko pytające… Rozżalone, zrozpaczone, obłędne,
smutne spojrzenie.- To pierwsza sprawa, to nie podjęłam się leczenia…
-Mela!- spojrzał na mnie niedowierzając. Musiałam mu się do
tego przyznać. Nikomu innemu o tym nie powiedziałam. Dotychczas przyjmowałam
tylko leki, które miały jakkolwiek uśnieżyć mi ból oraz jakoś normalnie
doprowadzić do śmierci.
-A druga sprawa to…- nie wiedziałam jak to powiedzieć.
Męczyłam się sama ze sobą. Do tego czasu właściwie się z tym nie pogodziłam.-
Byłam w ciąży… O mało co nie zostałbyś ojcem.
Cały czas trzymaliśmy się za ręce. Chłopak patrzył na mnie
ciężko oddychając. Jak to jest, że ludzi dopiero w
takich chwilach stać na wyrażanie własnych uczuć? Dlaczego tak późno
dostrzegłam, że chcę żyć chociażby dla jednego widoku Gregora? Dlaczego nie
potrafiliśmy być razem, skoro nie widzieliśmy poza sobą świata?
-Zawsze kiedy siedzę na belce startowej wspominam nasze
pierwsze spotkanie…- zaczął łamiącym się głosem.- Wtedy ty jesteś moim aniołem,
który niesie mnie coraz wyżej i dalej…
Zaśmiałam się. Teraz czułam się tak dobrze. Nic nie
ukrywałam, o nic się nie starałam… Byłam sobą. Nie chciałam tego tracić, ale to już nie
zależało od mojej woli. Zaraz nadejdzie mój
koniec. Czułam to. To głupie i bezmyślne z mojej strony… Obiecałam, że
będę walczyć dopiero teraz… Śmieszne, prawda? Jednakże dopiero teraz miałam
motywację, by żyć. Umrę na własne życzenie. To mój błąd. To ja nie chciałam żyć
i nie podjęłam się trudów leczenia.
Nagle poczułam, że ból mojej głowy z sekundy na sekundę,
staje się coraz bardziej nie do wytrzymania. Było mi strasznie duszno. Przed
oczami robiło się ciemno.
-Gregor, zawołaj lekarza…- wysapałam.
***
Stałem
bezradnie przed salą, gdzie znajdowała się Ona. Lekarze ciągle nerwowo
wbiegali, wybiegali z owego pomieszczenia. Chciałem wiedzieć co się dzieje, ale
nikt nie chciał mi udzielić żadnych informacji. Ciągle myślałem o tym, co
wyznała mi Mela… Dziecko. Nie to się nie działo naprawdę. Czemu byłem taki
głupi, że wtedy jej nie zrozumiałem? Przecież ona mnie nie zdradziła. Ktoś jej
to wmówił. A nawet nie ktoś, tylko Morgenstern. Jednak ona go nie wkopała.
Nigdy nie wspomniała o nim nawet źle. Podziwiałem ją jako człowieka. Każdy
chciałby być jak ona. Przeze mnie, wszystko moja wina… Gdybyśmy się nie
poznali… A najbardziej żałowałem, że wybrałem wtedy sponsorów i dziewczynę „na
pokaz”, niż moją ukochaną, drobną, delikatną, kruchą Melkę. Nigdy sobie tego
nie wybaczę… Nigdy…
-Tak bardzo mi przykro…- powiedział jeden z lekarzy
wychodzący z sali Meli po jakimś czasie a jego słowa mogły oznaczać tylko jedno.
Nie mogłem w to uwierzyć. Świat wokół mnie zaczął wirować. Nie mogło to do mnie
dotrzeć. Czy to znaczy, że już nigdy nie dotknę jej ciepłych ust? Już nigdy w
życiu nie poczuję jej zapachu? Nie doznam jej dotyku? Nie posmakuję jej
uroczego, ciepłego uśmiechu? Nie. To nie mogło się dziać naprawdę…
Z
biegiem czasu uświadomiłem sobie, że życie Meli miało jakiś głębszy sens. Owszem,
tęskniłem za Nią strasznie. Niewyobrażalnie. Codziennie, gdy zaraz po
przebudzeniu otwieram oczy, widzę przed nimi, chwile, które razem spędziliśmy.
Wspólną jazdę na łyżwach, długie spacery, biwak… Żałowałem, że to wszystko tak
krótko trwało. W moim sercu już na zawsze została wyszargana blizna w kształcie liter
tworzących imię „Amelia”. Zrobiła tyle dobrego… Wyciągnęła z kompletnego bagna
Marysię, potem swoją matkę, która po otrzymaniu listu od starszej z córek,
postanowiła rzucić alkohol i znaleźć sobie pracę, a w tym wszystkim pomagała Jej
Marysia razem z mamą –co prawda nie biologiczną- Amelki. Wierzę, że ona nadal z
nami jest. Z każdym promieniem słońca, powiewem delikatnego wiatru oraz w
każdej kropli deszczu. Pomaga nam, tam z góry. Jest wszechobecna w naszym
życiu. Gorąco kibicuje nam w ważnych chwilach oraz przestrzega przed złymi
wyborami. Przychodzi do mnie w snach. Jest na skoczni razem ze mną. Na każdych
zawodach trzyma za mnie mocno kciuki. Nadal ją kocham… Nie zapomnę… Nigdy nie
zapomnę… O takiej miłości, która łączyła naszą dwóję trzeba pamiętać. Ona nie zdarza się na co dzień. Jest
unikatowa… Jedyna… Niezniszczalna…
_________________________
I nadszedł koniec… Każda historia musi
przecież kiedyś się skończyć.. Mam nadzieję, że spodobał się Wam epilog.
Próbowałam włożyć w rozmowę Meli z Gregorem wiele uczuć…
Ale przyznam, że naprawdę szkoda mi
kończyć to opowiadanie…
I co chciałam na koniec dodać? Hmm…
Miałam w głowie tyle rzeczy, które chciałam tutaj napisać, ale teraz to nagle
gdzieś zniknęło.
Także tylko dziękuję. Bardzo dziękuję…
Dziękuję absolutnie każdemu, kto odwiedził ten blog, nie mówiąc już o
komentowaniu postów. To dzięki Wam chciało mi się pisać kolejne rozdziały… DZIĘKUJĘ.
;*
No i co dalej? No kocham Was za to
wszystko…
To moje pierwsze opowiadanie tego typu,
więc emocje związane z zakończeniem tego opowiadania są nie do opisania… Jak oceniłybyście mnie na koniec? ;))
Ale jeśli nie macie mnie jeszcze dosyć,
to chciałam Wam powiedzieć o moim nowym blogu, który znajdziecie TUTAJ
Zapraszam każdego.^^
I na koniec- jeszcze raz DZIĘKUJĘ!
Żegnam, ostatni raz na ‘arytmii’. ;*