Nadeszły w końcu dni wyczekiwane przez wszystkich. 25 i 26
grudzień. Każdy zna te daty. To był czas do refleksji dla każdego. I dla mnie. Co
zmieniło się przez ten rok? Diametralnie dużo. Do jakiego wniosku doszłam?
Prostego. Moje życie to porażka, ale
karty kiedyś się odwrócą. Wierzyłam w to, a wiara jest najważniejsza. Nadzieja
zawsze zostaje, kiedy zabrane zostało już wszystko. To, co
się wydarzyło, wzmocniło mnie. Nie wyobrażałam sobie, że płaczę. Już nie
umiałam. Za dużo łez było przeze mnie wylanych przez ostatni czas. Czułam, że
stałam się jak skała, której nic nie może zniszczyć. Ni woda, ni ogień. Jedynie
można trochę ukruszyć, co i tak nie ma dla skały poważniejszych konsekwencji na
przyszłość. Po wszystkim trzeba się potrafić podnieść. Jeśli chodzi o moje
stosunki z Gregorem nie wiedziałam czy potrafię się z nim przyjaźnić. Tamten
wieczór, gdy jeździliśmy razem samochodem, coś między nami zburzył. Od tamtego
czasu musieliśmy uważać w swoim towarzystwie, by uczucia nie poniosły nas za
daleko . Ostatnio ledwo co opamiętaliśmy się w ostatniej chwili, dzięki czemu
nie doszło do naszego pocałunku.
Wigilię
i pierwszy dzień świąt spędziłam, razem z Natanem i Marysią, u mamy. Dawno nie
spotykaliśmy się wszyscy razem. Ostatni raz w szpitalu po moim wypadku. Dawno
nie czułam tak rodzinnej atmosfery. Jeszcze był jeden powód do radości. Natan i
Marysia przyznali się w końcu, że są razem. Faktycznie, to była idealna okazja.
Nawet przestałam mieć im to za złe, że ukrywali się długi czas. Mało z tym, że
byli razem. Zaręczyli się! To był na pierwszą chwilę dla mnie szok. Uważałam, że
to za wcześnie, ale byli przecież dorośli. Wiedzieli co robią. Cieszyłam się
razem z nimi. Przynajmniej oni byli szczęśliwi, jak ja nie potrafiłam.
W drugi
dzień świąt zostałam zaproszona do sąsiadów. Bałam się trochę tego spotkania.
To było raczej niemożliwe, że na rodzinnym spotkaniu miało nie być Gregora z tą
jego laską. Ale jak miałam się wykręcić? Widzieliby przecież jak na dłoni, że
nigdzie nie wyjechałam ani nie mam żadnych gości, bo mieszkam w końcu
naprzeciwko nich, a głupio byłoby mi ich tak oszukiwać. To tacy serdeczni
ludzie.
-Amelko- usłyszałam za swoimi plecami męski głos. Wiedziałam
kto był jego właścicielem. On mógł być tylko jeden. Niepewnie odwróciłam się,
kompletnie nie chcąc widzieć przed sobą właściciela głosu, który do mnie mówił.
-Maciek co Ty tutaj robisz?! I jak do cholery tutaj
wszedłeś?!- wrzeszczałam z bijącym, przestraszonym sercem w piersi. Niedawno
mówił, że mnie nie kocha i nie wie jak to z nami jest, a teraz przychodzi do
mnie z dnia na dzień bez zapowiedzi, nie wiadomo czego oczekując.
-Musisz zamykać drzwi- powiedział- bałem się, że jak zadzwonię do drzwi i
zobaczysz że to ja, nie wpuścisz mnie do środka.
-I wiesz co? Nie myliłeś się- powiedziałam opryskliwie- Idź
stąd. I tak Ci na mnie nie zależy- rzuciłam obojętnie siadając na kanapie przed
włączonym telewizorem, próbując udawać, że oglądam film, lecz tak naprawdę nie
miałam pojęcia co aktualnie dzieje się w świecie bohaterów owego, przypadkowo
włączonego, filmu. Ten gest miał dać tylko obraz mojej sztucznej i udawanej
obojętności.
-Chodzi o to, że ja Cię kocham najmocniej na świecie. Zaraz
po tym co powiedziałem… To nie byłem ja. To nie była prawda- gdzieś już to
słyszałam. Każdy ma taką samą wymówkę. Mogli by się chociaż trochę postarać i
wymyślić coś bardziej kreatywnego.
-A teraz to jesteś Ty?- zapytałam złośliwie.
-Tak. Daj mi szansę- prosił błagalnie.- Ja… Chyba po prostu
nie mogłem znieść, że Schlierenzauer jest tak blisko ciebie. Mojego jedynego
szczęścia. Mojej nadziei na lepsze jutro. Mela, ja nie dam ci odejść- chwycił
mnie za ramiona i zbliżył do siebie.- Nie mam pojęcia co Ty takiego w sobie
masz, ale ja chcę to poznawać każdego dnia coraz bardziej i bardziej. To nigdy
mi się nie znudzi. Kocham cię- szepnął- Kocham cię i będę to powtarzał do
oporu.
-Masz szczęście, że są święta- powiedziałam i rzuciłam się na chłopaka, mocno go do
siebie przytulając. Bardzo za nim tęskniłam. Do tego stopnia, że puściłam w
niepamięć to wszystko, co było wcześniej. A może popełniłam błąd tak szybko mu
wybaczając? Jednakże słowa, które do mnie skierował kompletnie mnie zmiękczyły.
Wydawało mi się, że są takie głębokie i płynące z głębi serca. Krótko po tym,
złączyliśmy się w namiętnym pocałunku i razem spędziliśmy resztę dnia.
A po
świętach- sylwester, który spędziłam w wąskim gronie. A nawet bardzo wąskim.
Siedziałam w domu sama przy lampce wina, rozmyślając nad tym wszystkim.
Przeddzień Marysia wyprowadziła się do swojego narzeczonego. I tak znowu
zostałam sama. Maciek wyjechał dwa dni po świętach, gdyż miał treningi. Jeśli
chodzi o skoki, to jak na razie udało mi się uprosić szefa abym dała sobie
spokój z Japonią. Zmiana klimatu, strefy czasowej… To męczące doświadczenie. Nie
wybierali się tam także Polacy oraz czołowi skoczkowie Austriaccy, więc nie
byłam tam potrzebna i nie miałam większej motywacji tam jechać. Nowy rok rozpoczął się wspaniale, gdyż z
samego rana zadzwonił do mnie Maciek z wiadomością, że jadą na treningi do
Hinzenbah. Co prawda to (dla mnie aż, dla Maćka-tylko) 3 godziny jazdy do
Innsbrucka, co oznaczało to dla nas
wspólny tydzień. Cieszyłam się bardzo. Na samą myśl uśmiechałam się sama do
siebie. Czekałam na ten czas jak na coś niezwykłego.
Tydzień później:
Maciek, jak chciał, tak jeździł
dwa razy dnia w tę i z powrotem, lecz sądzę, że chyba nie żałował. Było nam ze
sobą świetnie. Zbliżaliśmy się do siebie z każdą chwilą coraz bliżej.
Poznawaliśmy coraz bardziej. Mimo to,
czułam w sercu pustkę. Po kim- można się łatwo domyślić. Zdawałam sobie sprawę,
że tej dziury nikt nigdy nie zapełni, chociaż tak bardzo chciałam. Część mojego
serca zawsze będzie należeć właśnie do Niego. Zawsze będzie w nim miejsce dla
Gregora i tylko Gregora. Nikt nigdy go nie zastąpi. On będzie jednym jedynym,
co nie znaczyło, że Maciek nie jest dla mnie ważny. Był i to strasznie. Trudne
do zrozumienia. Wiem. Życia, często nie można pojąć rozumem.
Codziennie
chodziłam na treningi Austriaków. Spędzałam z nimi sporo czasu. Miałam
poczucie, że staliśmy się jak jedna wielka rodzina. Jeden poświęciłby się dla
drugiego. Jedynie tylko Morgi trochę odstawał, lecz ja potrafiłam zrozumieć, iż
nie chce utrzymywać ze mną bliższych kontaktów… Postąpiłam wobec chłopaka za
ostro i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.
-Halo-, przyglądanie i podziwianie skoków treningowych
kolegów, przerwał mi telefon od Maćka.
-Mela, dziś i jutro nie przyjadę do ciebie. Z samego rana
mamy jakieś zajęcia i sama rozumiesz…- mówił smutno, pozbawiony wszelkiej
radości.
-No tak, to zrozumiałe- powiedziałam i rozłączyłam się. Było
mi smutno… Ale cóż poradzić? Życie skoczka właśnie polega na wyjazdach.
Musiałam się z tym pogodzić oraz do tego przyzwyczaić. Postanowiłam te dwa dni
spędzić u mamy. Tak dawno nie miałyśmy okazji rozmawiać ze sobą w cztery oczy. Oddaliłyśmy się od siebie. To
dało się zauważyć. Było w tym sporo mojej winy. Zaniedbałam ją po przyjeździe
do Austrii. Nie dziwiłam się, że serdeczniej odnosi się do Marysi, która się o
nią troszczyła, niż do mnie… Córki marnotrawnej.
Jak postanowiłam,
tak zrobiłam. Zauważyłam, że mama przez cały mój pobyt nie była taka jak
kiedyś… Coś mi się w niej nie podobało.
-Mamo, zapytam jeszcze raz. Wszystko ok?- zapytałam pakując
już ostatnie rzeczy do swojej torby.
-A czemu miałoby być coś źle?- powiedziała podając mi moje
etui na laptopa.
-Jesteś jakaś inna… Odnoszę wrażenie, że niechętnie ze mną
rozmawiasz… - wyznałam- Czy to przez to, że masz mnie już dosyć? Żałujesz, że
mnie adoptowałaś? Odkąd pojawiła się Marysia, inaczej mnie traktujesz. Nie to,
że jestem zazdrosna, ale… Nie wiem co się dzieje. Mam wrażenie, że żałujesz, że
adoptowałaś mnie, a nie ją- wiedziałam, że przesadziłam, ale te słowa same ze
mnie wypłynęły. To była już rozpacz. Nigdy mnie tak nie traktowała. Kompletnie
nie wiedziałam jak się zachować. Usłyszawszy to, spojrzała na mnie swoimi
zielonymi i wyblakłymi oczami, po czym widziałam, że zaczęła się dusić,
trzymając zaciśniętą w pięść dłoń na klatce piersiowej.
Szybko
wezwałam pogotowie. Ledwo zdołałam wybrać numer. Byłam cała roztrzęsiona. Nie
wiedziałam co robić. Karetka przyjechała momentalnie. Diagnoza- wylew. Lekarze
mówili, że dobrze, iż tak szybko wezwałam pomoc. Miałam i tak poczucie, że
zrobiłam za mało. Siedziałam na
zatłoczonej poczekalni szpitalnej. Minęły już dwa dni, a mama ciągle była
nieprzytomna. To wszystko moja wina. Gdybym bardziej liczyła się ze słowami…
Czy ja jestem człowiekiem w ogóle?! Czy jakimś gruboskórnym potworem?! Nie
miałam odwagi wejść do mamy na salę gdzie leżała. Patrzyłam na nią zza szklanej
szyby. Wszyscy próbowali mnie pocieszyć. Marysia, Natan, nawet Gregor. Ale ja
nikogo nie słuchałam. To były tylko puste słowa, a mama nadal się nie ruszała i
nic tego nie mogło zmienić. Widok tych wszystkich maszyn podłączonych do niej,
wzbudzał we mnie przerażenie i coraz bardziej dobijało mnie oraz utwierdzało w
przekonaniu, że nie jestem człowiekiem a potworem.
Minął
tydzień, potem dwa. Ja nadal nie wychodziłam ze szpitala. Musiałam również
wziąć wolne w pracy. Nie liczyło się nic więcej. Był tylko szpital. Ale
przecież ja nie mogłam opuścić mamy. Kiedy się obudzi, ja muszę być przy niej.
Muszę od razu ją za to wszystko przeprosić.
Muszę…
-Idź do domu. Też jesteś człowiekiem. Musisz spać, jeść,
odpocząć- powiedziała Marysia. Z podobną radą przyszedł do mnie wcześniej Natan i Gregor. Na nic zdały się ich słowa.
Czułam się współwinna temu wszystkiemu. Nie wiadomo jak wielkie mogły być
skutki tego wylewu. Przecież mama mogła już nigdy nie obudzić się ze śpiączki
czy też stracić sprawność. Przeze mnie… Ładnie potrafię się odpłacić za
wszystko co dla mnie zrobiła.
-Amelko…- usłyszałam kobiecy głos. Odwróciłam się. Moje
zdziwienie nie znało końca. Spodziewałabym się każdego, lecz nie tego
człowieka, który przed momentem stał obok mnie…
_____________
No i nie było pocałunku... Ale
spodziewałyście się, że Mela będzie jednak z Maćkiem?
We wtorek 22. rozdział. :))
Komentujcie!
Buziaki. ;*
Świetny.. :D Muszę się zagłębić do pozostałych. ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://kolorowa-biel.blogspot.com są to niepowiązane ze sobą opowiadania, mam nadzieję, że któreś Ci się spodoba. :)
Genialny rozdział :) Przyznam, że miałam ogromną nadzieję, że się pocałują i wrócą do siebie, ale cóż stało się inaczej, jednak dalej mam nadzieję, że będą razem. ;3
OdpowiedzUsuńSwoje wiem i doskonale zdaję sobie sprawę , że Gregor tu namiesza!:D
OdpowiedzUsuńWięc związek z Maćkiem , na chwilę obecną trochę mnie cieszy :!
Oby z Mamą Mel wszystko było w porządku!
http://difficult-love-austria.blogspot.com/
Pozdrawiam , Ann.
Bosko :-*
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie:
http://piszczekidurm.blogspot.com/2014/03/dwa.html?m=1
Nie, ale jak? dlaczego ? :C
OdpowiedzUsuńKotełku mój kochany uwielbiam cię bardzo, ale Mela miała być z Gregorem :C
Tak się cieszyłam noo ;c
Rozdział przepiękny wiesz ? <3
Szkoda mi jej mamy...
Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Czekam z niecierpliwością na kolejny
Buziaki ;*
Jest , jest ona jest znów z Mackiem ! Cudownie poprawilas mi humor od razu . Ty nie zamierzasz uśmiercić jej Matki . I kogo ona tam zobaczyła? Czekam na kolejny pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńNiech z jej mamą będzie wszystko ok.
OdpowiedzUsuńA ona ma być z Gregorem no <3
śliczny ;***
pozdrawiam <33
http://asiek2104.blogspot.com/
Jejku, dalej z Maćkiem? Wiesz, jak wolę dla niej Gregora. Bo sama powiedziała, że nikt nie zajmie pustki w jej sercu. Ale to na pewno jeszcze nie koniec! Ja wiem, że on będzie walczył.
OdpowiedzUsuńMama Meli... No cóż, bywa. Ale Melka niech się nie obwinia. Ale zachowanie mamy było trochę dziwne. Ale może się po prostu czegoś bała?
I kto to był na końcu? Kobiecy głos... Tajemniczo wyleczona matka Meli? Dziewczyna Gregora? Tylko to przychodzi mi do głowy. Mama Gregora?
Znakomity rozdział! Szczerze? Sama nie wiem którego z nich wybrać dla Meli...Co mówić? Podoba mi się, a do tego jeszcze Twój sposób pisania! Czekam na więcej i życzę weny ! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam również do siebie .:
http://law-of-death.blogspot.com/
Świetny rozdział, ale uwielbiam Maćka całym sercem, jednak w tym opowiadaniu jestem za Gregorem. Dzisiaj krótko, bo nauka. Czekam na wtorek i pozdrawiam. : )
OdpowiedzUsuńJejku cudowny rozdział *.*
OdpowiedzUsuńPomimo mojej ogromnej sympatii do Maćka, tutaj kibicuje Gregorowi i mam nadzieję, że jeszcze będą razem. Jeszcze mama Meli, ta dziewczyna i tak jest dzielna, tyle przetrwała, a teraz znowu takie coś.. No cóż mam nadzieję, że się wszystko ułoży. Czekam na kolejny.
Pozdrawiam :*
Jeju jednak Maciek ją kocha? Co oni tacy niezdecydowani. Najpierw Gregor, teraz Maciek. Marysia i Natan szybko się biorą za narzeczeństwo, nie ma co.. No ale skoro mają być szczęśliwi. I kurde. Biedna Mela. Teraz się obwinia o wylew matki.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny. Pozdrawiam :*
Moje życie to porażka, ale karty kiedyś się odwrócą. To zdanie podoba mi się zdecydowanie najbardziej.
OdpowiedzUsuńPustka w sercu po Gregu? Jasne, no pewnie. Ale on chyba nie odpuści. Tak mi się wydaje.
Mężczyźni mają to do siebie, że kreatywni są wtedy jak im pasuje. A jak nie to klepią jeden przez drugiego te same frazesy. No cóż.
Pozdrawiam ;)
http://www.w-ogniu.blogspot.com
No dobra trochę się pogubiłam, on ją kocha czy nie, boże mam jakieś złe przeczucia do Maćka...
OdpowiedzUsuńA pustka po Gregorze, nie minie nawet Maciek i załata jej w jej sercu.. Co nie oznacza że i tak mam złe przeczucia do Maćka.
Pozdrawiam i całuję
Werooo....
Ps. przepraszam że nie skomentowałam poprzedniego posta
Całuski :*
JAKIM CUDEM PRZECZYTAŁAM TO DOPIERO DZISIAJ, NO JAK?
OdpowiedzUsuńświetne, z TOTALNĄ niecierpliwością czekam na kolejne. <3
buziaki od phoebe z http://dangerousfeelings-fanfiction.blogspot.com/
x