Obudziłam się nazajutrz w szpitalu. Przez silnie
przeszywający moją głowę ból, z trudnością otworzyłam oczy. Obok mnie siedział
Gregor. Niemo uśmiechnęłam się na jego widok. Chciałam okazać mu jak bardzo się
cieszyłam z jego obecności. Trzymał mnie za rękę… Uśmiechnęłam się jeszcze
szerzej.
-Spokojnie…- usłyszałam, ale nie był to głos Gregora.
Zdziwiona, a zarazem zawiedziona, szerzej otworzyłam oczy. To Maciek czuwał
przy moim łóżku, nie Gregor. Jak to się stało, że pomyliłam sobie Maćka z
Gregorem? Czyżby to moja podświadomość płatała mi już figle?
-Zemdlałaś na weselu…- przemówił po raz kolejny.- Znalazł
Cię Gregor i przywiózł tutaj, bo wiedział, że nie chciałabyś psuć przyjęcia
nowożeńcom.
-I bardzo dobrze postąpił.- pochwaliłam go ochrypłym głosem.
Wszelakie siły życiowe uchodziły ze mnie z prędkością światła. Na dodatek ten
przeraźliwy ból głowy… Tego nie dało się opisać. Przymrużyłam oczy. Niby byłam
już pogodzona ze swoją śmiercią, ale bałam się. Cholernie się bałam. Co mnie
tam czekało? Tego nie wiedział nikt, a wiadomo przecież, że to co nie znane
jest najstraszniejsze. Przeszywały mnie zimne dreszcze, a czułam, że w środku
się gotuję.
-Melka…- usłyszałam szloch. Wykrzesałam z siebie na tyle
siły, by otworzyć swe ociężałe powieki. Odwiedziła mnie Marysia. Była cała
zapłakana. Obok niej- Natan z żelaznym wyrazem twarzy. Czy mógł być na mnie
zły, że zepsułam im ślub? Ale ja nie chciałam… Nie miałam nawet pojęcia jak ich
przepraszać. Chciałam tyle rzeczy powiedzieć, jednak nie potrafiłam tego
wszystkiego ubrać w słowa, a i nawet nie miałam na to sił. Tak po prostu po
ludzku, nie miałam sił…
-Marysiu, mogłabyś przynieść mi kartkę papieru i długopis?-
poprosiłam.
-Tak, oczywiście…- powiedziała i chwiejnym krokiem wyszła z
sali. Zaraz po tym obok mojego łóżka usiadł Natan.
-Nie wiem, co powiedzieć…- przemówił po raz pierwszy
dzisiaj, jak zawsze szczerze. I całkowicie go rozumiałam. Sama nie wiedziałabym
co komuś powiedzieć w takiej sytuacji. Uśmiechnęłam się do chłopaka.
-Wyglądasz okropnie.- dodał po chwili.
-Yyy… Dziękuję?- uśmiechnęłam się blado.
-Nela… Powiedz dlaczego ty?
-Sama chciałabym znać odpowiedź na to pytanie…- przyznałam
smutno.
-Przyznam, że na początku Ccę nie lubiłem.- zaczął.-
Wydawało mi się, że jesteś zagrożeniem… Że znów ktoś będzie ode mnie lepszy i
znów mnie oddadzą do bidula…- wyznał.- A potem? Stałaś się najlepszą
przyjaciółką, siostrą… Najbliższą osobą na świecie.
-Każdy potrzebuje trochę czasu…- wykrztusiłam.
-Mam teraz wyrzuty sumienia…- przyznał.
-Nie potrzebnie. Też cię nie lubiłam.- zaśmiałam się.
-Powiedz szczerze… Boisz się?- zapytał nieśmiało.
-Jak cholera…- zaczęłam.- Natan boję się jak cholera…- z
moich oczu popłynęły łzy. Chłopak popatrzył na mnie ze smutkiem, a po chwili do
sali wpadła zdyszana Marysia z kartką i długopisem w ręce.
-Natan, mógłbyś zostawić nas na chwilę samych?- poprosiła
dziewczyna. Jej małżonek nic nie powiedział, tylko posłusznie wyszedł ze
spuszczoną głową w dół.
-Mela ja nie chcę! Ty nie możesz odejść!- zaczęła płakać.-
Co ja bez ciebie zrobię? Ledwo cię odzyskałam, a już Cię mam stracić?! Nie…-
szlochała.
-Marysiu… Spokojnie…- starałam się ją uspokoić.- Konsekwencją
życia jest śmierć…- przytoczyłam słowa mojego oprawcy, który mnie więził.- Przepraszam…
Zepsułam ci ślub…
-Wcale nie. Gregor dopiero dziś do nas zadzwonił i
powiedział, że jesteś w szpitalu.- zaczęła płakać jeszcze bardziej.- On cały
czas przy tobie był, jak spałaś. A ja nie!
-Co mówią lekarze?- zapytałam, chcąc zmienić temat, ale
wewnątrz mnie odbijały się niczym echo słowa dziewczyny. „On cały czas przy robie
był jak spałaś”… Poczułam takie
przyjemne ciepło w środku. Na moje pytanie dziewczyna nie odpowiedziała, tylko
spojrzała na mnie swymi zapłakanymi oczami, a ja wiedziałam już co to oznacza.
To coś mnie coraz bardziej zjada…
-Skoro nie zostało mi dużo życia, chcę cię przeprosić… Tyle
lat nie miałam odwagi cię odnaleźć…- powiedziałam zadumana.
-Przyznam, że wszystkie te lata miałam ci to za złe, że mnie
zostawiłaś, ale teraz co? Dzięki tobie w końcu stanęłam na nogach…- wyznała
łamiącym się głosem.- Odbiłam się od dna.
-Postawiłam sobie jeden cel. A brzmiał: „ Spełnić marzenia Marysi”.
Nie było dnia, żebym o tobie nie myślała… Każdego ranka, gdy spojrzałam w
lustro, zastanawiałam się co robi moja młodsza siostrzyczka… Jak jej tam jest.
Przyznam, że kiedy mnie odebrali wierzyłam, że rodzice się zmienią…
-I się zmienili… Tata przestał pić, znalazł porządną pracę i
przede wszystkim rozstał się z mamą… A
Ona? Ona zaczęła jeszcze bardziej pić… Cały czas po naszym domu szwędali się jacyś
pijani mężczyźni… Zrobiła z domu kompletną ruderę. Cała wieś się z niej śmiała.
Mnie było strasznie wstyd…
-A tata?- zapytałam zaciekawiona.- Dlaczego On się Tobą nie
zaopiekował?
-Sąd przyznał opiekę Jej… -
odpowiedziała krótko.- A tata naprawdę bardzo mi pomagał… Jednak
odnalazł sobie nową rodzinę, która zabraniała mu bliższych kontaktów ze mną…-
wyjaśniła i zapadło krótkie milczenie.- Szukał cię. Szukał, ale nie mógł znaleźć…
Wielokrotnie pytał mnie o ciebie, ale ja… Ja byłam tak cholernie zazdrosna…
Mela przepraszam…- rozkleiła się ponownie.
-Marysiu, nie płacz, proszę cię…
-Ale ja nie mogę się
z tym wszystkim pogodzić…
-Mam prośbę.- zmieniłam temat.- chcę napisać list do mamy…
Czy wysłałabyś go? Ja raczej… No wiesz…- nie chciałam używać słowa „ nie
dożyję”. Nie chciałam jeszcze bardziej rozklejać dziewczyny, a teraz jakoś
nawet mnie te słowa z trudem przechodziły przez gardło.
-Marysiu, idź do bufetu.- usłyszałyśmy głos mamy.- Tam czeka
na ciebie Natan… Kochana, musisz się troszkę uspokoić…
-Ale ja…- protestowała.
-Idziesz!- powiedziałyśmy chóralnie i takim prawem dziewczyna
była zmuszona mnie opuścić. Teraz czekała mnie następna, prawdopodobnie ostatnia
rozmowa z mamą… Miałam jej tyle do powiedzenia, wyjaśnienia, podziękowania,
przeproszenia…
-Mamo…- zaczęłam szybko.- ja ci strasznie dziękuję…
-Przestań Mela!- naskoczyła na mnie natychmiastowo.-
Przestań mówić, jakbyś się już ze mną żegnała. Ty będziesz żyć! Rozumiesz?!-
mówiła tonem wyższym niż zazwyczaj.- Kiedy do mnie trafiłaś byłaś małą,
wystraszoną dziewczynką, która była przekonana, że coś takiego jak miłość nie
istnieje. A teraz? Teraz jesteś piękną kobietą, która dużo w swoim życiu
osiągnęła…- mówiła bawiąc się moimi włosami.
-Teraz też nie wiem, czy miłość istnieje…- przyznałam
ponuro.
-Jak to? A Maciek?
-Mamo… Bo ja nie wiem…
-Powiem tak, że jeśli go kochasz nigdy nie miałabyś
najmniejszych wątpliwości co to do tego… Z każdym jego dotykiem przechodziły by
cię pozytywne dreszcze, a serce zwalniało a zarazem przyśpieszało…
-Będziesz ich miała na oku?- zapytałam uśmiechając się i
wskazując na Marysię i Natana stojących w drzwiach sali, przy czym odbiegłam od
tematu.
-Ależ oczywiście.- rzuciła ponuro.
-Nie chcę was wyganiać, ale każde z was powinno już odpocząć.-
powiedziałam. Chciałam powiedzieć „do zobaczenia”, ale nie byłam pewna czy
następne spotkanie kiedykolwiek na tym świecie się odbędzie. Kiedy wyszli
zdałam sobie sprawę, że każde z nich rozmawiało ze mną w sposób, jakby każde
było wręcz przekonane, że nie dożyję jutra. Oni wiedzieli więcej o mojej osobie
niż ja… To im lekarze mówili całą prawdę, a mnie- odpowiadali zwięźle i „na
odczep”…
-Puk, puk…- wyrwałam się z rozmyślań. Zdezorientowana
obróciłam głowę i zobaczyłam całą kadrę austriackich skoczków. Uśmiech od razu
zawitał na mojej twarzy. Był każdy… Znaczy się, prawie każdy. Nie było jednego.
Najważniejszego szatyna z czekoladowymi oczkami w całym moim życiu. Ich wizyta trwała aż trzy godziny. Opowiadali
mi wszystkie nowości ze świata sportu, jak i całego świata. Tematy nam się nie
kończyły. Chociaż głównie to ja słuchałam, a oni mówili. Czułam ich wsparcie,
lecz widziałam również w ich oczach współczucie.
-Idźcie chłopaki, ja zaraz do was dołączę.- rzucił Morgi,
kiedy chłopaki zbierali się już do wyjścia. Usłyszawszy to, przeraziłam się.
Nie wiedziałam czego mogłam się spodziewać po Thomasie.
-Tak, jesteś teraz zdziwiona, ale ja chciałem podziękować…-
zaczął.- Będę mówił zwięźle, bo chłopaki na mnie czekają, ale chcę ci
podziękować za każdą chwilę, którą mi poświęciłaś. Nigdy żadnej z nich nie
zapomnę.
-Thomas…- chciałam zbabrać głos, ale blondyn szybko
przerwał.
-Przepraszam… To przeze mnie rozstałaś się z Gregorem i
potem wszystko między wami zaczęło się psuć…- przyznał smutno i wstydliwie.
-To nie Twoja wina!- powiedziałam szybko.
-Zawsze w jakimś stopniu jest i nigdy sobie tego nie
wybaczę… Bo Mela… Ty mi się tak strasznie podobałaś… Od pierwszego razu kiedy cię
zobaczyłem, myślałem o tobie. Byłaś wyjątkowa… Jesteś wyjątkowa i zawsze taka
pozostaniesz.
Nie wiedziałam kompletnie co powiedzieć. Chłopak patrzył na
mnie swymi niebieskimi oczami z żalem i smutkiem. Ja z kolei- błądziłam
wzrokiem po wszystkim co było wokół mnie, ale nie miałam odwagi spojrzeć mu
prosto w oczy. Wstydziłam się. Czułam się niezręcznie.
-I jeszcze raz dziękuję, że w porę sprowadziłaś mnie na
ziemię…- dodał, po czym pożegnał się i wyszedł.
Następny, który się ze mną żegna… Miałam trochę tego dosyć,
ale doceniałam to wszystko. Musiało, a na pewno nie było, to łatwe. Zamyślona i
analizująca każde słowo, które zostało wypowiedziane przez moich dzisiejszych
gości, zaczęłam skrobać na kartce papieru list.
„ Droga mamo,
Tak. To ja Amelia.
Przyznam, że nie mam pojęcia co teraz napisać… To może napisze Ci co u mnie.
Otóż, zaopiekowali się mną dobrzy i troskliwi ludzie; wykształciłam się, a
teraz obecnie mieszkam w Austrii. Niestety nie na długo… Przepraszam, że
wcześniej nie próbowałam się z Tobą skontaktować, lecz nie potrafiłabym
spojrzeć Ci nawet prosto w oczy. Chcę, żebyś wiedziała, iż naprawdę teraz tego
żałuję, stąd też mój list. Nie myśl o mnie źle i staraj się wspominać ciepło.
Żegnam,
Amelia.”
Pisząc to, walczyłam sama z sobą. Teraz czułam, że Ona nigdy
nie przestała być moją matką. Jak mogła się czuć, kiedy własne dziecko się od
niej odsunęło? Powinnam Jej pomóc. Alkoholizm to choroba, jak każda inna. W
moich oczach szybko zgromadziła się fala łez.
-Hej…- przywitał się ponuro Maciek, po czym musnął mnie
delikatnie w policzek. Nie zauważyłam nawet jak wszedł- Ja…
Nie mógł znaleźć słów. Błądził gdzieś sam w sobie. Wyglądał
strasznie dziwnie. Nie wiedziałam już co o tym wszystkim myśleć… Chciał ze mną
zerwać w miarę szybko, by po mojej śmierci nie było żadnych niejasności? A w
sumie to tak by było chyba najlepiej… I tak nigdy na niego nie zasługiwałam. A
może ta choroba to kara za to, że w pewnym sensie zabawiłam się uczuciami
Maćka? Tak. Dosyć późno zdałam sobie sprawę z tego, że powinnam przerwać ten
związek zanim się jeszcze zaczął, by nie ranić Maćka tyle razy i tak mocno…
________________________
Miało wyjść fajnie, chwytająceo za
serce, a wszyło jak zawsze… -.-‘
No, ale tak dobrnęliśmy prawie do końca…
Z epilogiem pojawię się w niedzielę…
Trzymajcie się kochane.! ;*
O Jezuniu... Nie wiem co napisać... Uroniłam kilka łez... Ale czuję, że najgorsze jeszcze przede mną. I chwyciło za serce. Więcej nie trzeba mówić. Czekam niecierpliwie. Choć smutna :(
OdpowiedzUsuńO Maryjo i Jezusie!! Że epilog?! Nieee!! Nie potrafię rozstać się z tą historią. Piszesz, że miło być chwytające za serce, i uwierz było. Boje się epilogu... Ta końcówka... Co ja mam o niej sądzić? Czy na koniec życia (oby nie) chciała zerwać z Maćkiem i wyznać wszystko Gregorowi? Chciałabym, ale nie chciałabym, żeby umarła.
OdpowiedzUsuńNo to cóż czekam na ten (niestety już) epilog.
Pozdrawiam :*
*miało
UsuńNo przyznam racje Meli zabawiła się uczuciami Maćka ale jakich błędów nie popełnia się przez swoje krótkie życie. Dobrze że Morgi ją przeprosił, bo tak zepsuł im związek lecz ona wkońcu też by się dowiedziała że Gregor ma dziewczynę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i całuje
Weroooo....
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŁzy same się cisną do oczu i nie wiadomo co napisać.
OdpowiedzUsuńTakie to strasznie smutne.
Nie powiem, Mela swojego czasu wkurzała mnie niemiłosiernie, ale teraz mi jej po prostu szkoda. Bo dziewczyna dużo w życiu przeszła. Jest jej ciężko.
Szkoda, że do tych najmądrzejszych wniosków dochodzimy wtedy, kiedy zamyka się ta ostatnia furtka i prawie nic już nie można naprawić.
Ale może jeszcze da się coś zdziałać?
Rozdział oczywiście świetny, bardzo mi się podoba. Dużo uczuć i emocji, to dobrze.
Trzymaj się, kochana! ;*
Nadrobiłam wszystko ! Przepraszam , że dopiero teraz komentuje , ale nadrobienie tego trochę mi zajęło , jeszcze szkoła ... <3
OdpowiedzUsuńBlog i. W ogóle rozdziały wciągnęły mnie , że z trudem odrywałam się od koputera aby odrobić lekcje xd
No , ale co do rozdziału XD
Rozdział smutny ... nie ukrywam , że łezki się pojawiły .. :'( Mela była wkurzająca i denerwująca , ale teraz strasznie mi jej szkoda ...
I ta końcówka <33
Czekam z niecierpliwością na następny ! :3
Zapraszam do siebie i informuj mnoe w spamie o nowych rozdziałach jeśli byś mogła ^^
Buźki i pozdrawiam :***
A ja znowu ryczę ... dlaczego ona nie powiedziała mu prawdy, że go kocha, że nie może bez niego żyć.
OdpowiedzUsuńEhh te ich takie gierki, że: "kocham Cię ale nie będę z tobą dla twojego własnego dobra", a w sercu: "potrzebuję cię. jesteś mym powietrzem".
Przykre. bo mogli by przeżyć razem wiele wspaniałych chwil ...
Nienawidzę gdy coś się kończy, jak ktoś umiera ale z wiekiem zaczynam coraz bardziej oswajać się z tą myślą że no przecież wszystko się kiedyś kończy ...
P.S. Nie no. Ja się do niedzieli wykończę ! <3
Miałam napisać składny komentarz, ale końcowe słowa mną wstrząsnęły. Epilog?!
OdpowiedzUsuńA poza tym "rozdział wyszedł jak zawsze", czyli świetny.
I skojarzyła mi się ta część kiedy Marysia mówiła, że odbiła się od dna z moim blogiem. Co oznacza, że chyba muszę się wziąć za pisanie.
Jejku, to było takie smutne! Dlaczego każdy się z nią żegna? Całość tak mnie zachwyciła, że weź. Bo wszyscy mówili takie piękne słowa.
I ten list do matki... Brawo Melka!
A odwiedziny skoczków! No po prostu kochani chłopcy! Słowa Thomasa zaskakujące.
I czekam na Gregora!
Hej, hej, hej - STOP! Jaki epilog. Spokojnie, nie należy tego kończyć!
OdpowiedzUsuńNo, ale przechodząc do rozdziału... Znów szpital... Nasza Mela nie ma szczęścia ;c I to jeszcze na weselu ;-;
Teraz tak... - list do matki, był genialnym pomysłem. Również odwiedziny skoczków, to był wspaniały gest :')
I NIE MA KOŃCZENIA TEGO BLOGA. NIE MA. NIE BĘDĘ MIAŁA JUŻ CO CZYTAĆ.... ;____________;
Ale coś myślę, że jeżeli już ma dojść do epilogu, to będzie wystrzałowy ^^
Pozdrawiam i czekam do niedzieli ;*
Ścisnęło za serce i łezka poleciała, jestem wręcz pewna, że nie zakończy się to dobrze. Na lepszy komentarz nie mam czasu, bo jutro wyjeżdżam, a mam kilka rzeczy jeszcze do zrobienia, więc trzymaj się z dodaniem epilogu, bo wiem, że to boli i pozdrawiam.;)
OdpowiedzUsuńTAK BARDZO PŁACZĘ, O BOOOOOOOOŻE...
OdpowiedzUsuńkocham to opowiadanie.
pozdrawiam,
phoebe z http://dangerousfeelings-fanfiction.blogspot.com/
O mój boże, prawie się poryczałam, no jak nie ja po prostu. No bo taki smutny rozdział, do tego już niedługo ukaże się epilog ... ale ten czas szybko leci, eh. :/
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem co zrobi Maciek. No i jak zachowa się Gregor? Jak oni obaj się zachowają? Jejku, jejku, jejku! <3 Nie mogę się już doczekać tego, niestety, epilogu, gdzie mam nadzieję, wyjaśnią się wszystkie sprawy.
PS. nie wiem czy czytałaś, ale zapraszam do mnie na nowy rozdział :
another-story-about-ski-jumping.blogspot.com
płakać mi się chce ;( niech Mela nie odchodzi ;( ale odejść musi :( czekam na epilog :(
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam :)
http://piszczekidurm.blogspot.com/2014/03/henrich-obudzi-mnie-dzwiek-dzwoniacego.html