Przez tydzień po całym zdarzeniu nie pozwalałam, nikomu
oprócz Marysi, do siebie podejść. Nawet mamę przez chwilę traktowałam jak
intruza. To było dla mnie nie pojęte, ale tak niestety było. Bałam się każdego.
Bałam się, że ktoś może zrobić mi krzywdę; potraktować jak tamten mężczyzna,
który mnie więził. Nie wychodziłam na zewnątrz, nie chodziłam do pracy, nie
odpisywałam na smsy i nie odbierałam połączeń. Jedynie czasem sporadycznie
zamieniłam parę słów z Marysią. Kompletnie zamknęłam się w sobie. W nocy
dręczyły mnie koszmary. Śniło mi się, że On po mnie przyszedł i znowu będę
musiała przeżywać to piekło. Krzyczałam prawię całą noc, nie dając spać
siostrze, która praktycznie zawsze przy mnie czuwała. Gregor był również w moim
domu częstym gościem. Nie wiem czemu, ale bardziej bałam się Natana, niż właśnie
Jego. Mimo, że jeden z nich był moim bratem, a drugi- osobą, która dostarczyła
mi niesamowicie wiele cierpień w życiu. Ale i tak, gdy przychodził siedzieliśmy
w milczeniu, oddaleni od siebie o parę metrów. Jednakże, chciałam się z nim
widzieć, a to już był wyczyn dla mnie.
-Powinnaś iść do psychologa- namawiała mnie, po raz enty już,
Marysia.
-Ja jestem psychologiem- warknęłam. Nie dopuszczałam do
siebie myśli, że… Ja mam pomagać, nie inni mi. To był dla mnie cios, po którym
normalnie jest się ciężko podnieść, a ja dodatkowo posiadałam jeszcze inny
bagaż utrudnień. Ale w sumie… Tak dalej nie da się żyć. Nie chciałam nawet tak
żyć, to przede wszystkim. W ciągłym strachu i obojętności. Co z Maćkiem?
Dzwonił, pisał parę razy dziennie, lecz ja jeszcze nie potrafiłam mu nawet
odpisać krótkiej wiadomości. Nie chciałam nawet myśleć kim teraz jestem w
głowie chłopaka.
-Pójdę do lekarza- wyznałam Marysi, kiedy oglądałyśmy jakąś
tandetną komedię. Ciągle oglądałyśmy jakieś komedie, a mnie nękało wrażenie, że
dziewczyna robi to specjalnie, abym na chwilę chociaż się zaśmiała. I tak nie
działało, a ja czułam, że ranię ją, gdyż z jej dobrych chęci nic nie wychodziło.
Tak bardzo się starała a ja nawet nie potrafiłam wykazać, że jestem jej za to
niesamowicie wdzięczna. Obiecałam to, bo już nie mogłam znieść tego, co mnie
otaczało. Tak żyć się nie dało na dłuższą metę. Klęską było, przyznać się samej
sobie, że nie radzę sobie.
-Naprawdę?- ucieszyła się- Tak cieszę się, że się w końcu
zdecydowałaś- powiedziała, rzucając mi się na szyję, co przyznam, iż mnie
trochę wystraszyło- ubieraj się.
-Ale zaraz… Przecież trzeba się umówić na wizytę i takie
tam…- jąkałam się.
-Dzwoniłam do lekarza. Trzymają dla Ciebie wolne miejsce o
każdej porze dnia i nocy- odpowiedziała, podając mi płaszcz.
-Marysiu… Ale… Pójdziesz ze
mną?- zapytałam nieśmiało.
-Tak, oczywiście- odpowiedziała z troską i współczuciem w
głosie. Moje pierwsze zetknięcie ze świeżym powietrzem to połaskotanie mojej
twarzy zimnym, orzeźwiającym wiaterkiem. Na ulicy mijałam wiele ludzi, których
się bałam. Co chwilę ciągnęłam Marysię za płaszcz i prosiłam byśmy wróciły do
domu. Ta, z kolei nie posłuchała moich próśb. Kiedy dotarłyśmy w końcu na
miejsce, na poczekalni czekało pięć osób. Usiadłam szybko w kącie i chciałam
jak najmocniej wcisnąć się w krzesło, aby nie było mnie widać. Abym zniknęła z
zasięgu ludzkich oczu. Zaczęłam się wstydzić mojej wizyty tutaj. Gdy przyszła
pora na wizytę jednej z osób, która czekała ze mną w wąskiej poczekalni;
kobieta wstała z krzesła, a moje ciało… To nie byłam wtedy ja… Wstałam
gwałtownie z krzesła, piszcząc. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie co się
naprawdę ze mną dzieje. Moim ciałem coś kierowało, jak bezwładną marionetką.
***
Byłam
przerażona widząc reakcję Meli na poczekalni, gdy jedna z pacjentek trochę się do
niej zbliżyła. Po całym tym zdarzeniu siedziała jeszcze bardziej przygnębiona i
wprost w oczach się czerwieniła. Było mi jej tak strasznie szkoda… Nie zdawałam
sobie sprawy do dziś, że jest aż tak źle… Zdawałam sobie sprawę, że nie jest
kolorowo, ale nie, że jest aż tak tragicznie. Powinnam była wcześniej siłą
zaciągnąć ją do lekarza.
-Panie doktorze- powiedziałam po wizycie siostry, kiedy ta
powoli ubierała się na poczekalni- możemy porozmawiać?
-Tak oczywiście- odpowiedział doktor.
-Mela, zaczekaj tam na mnie-zwróciłam się do siostry a ta
zgodnie kiwnęła głową i usiadła na jednym z krzeseł na poczekalni.
-I jak?- zapytałam wchodząc do gabinetu.
-Powiem krótko- zaczął- Po tym co przeżyła jest zaskakująco
dobrze, chociaż może się tak nie wydawać- mówił pod wrażeniem- Sądzę, że
dzisiejsza sesja to duży krok w przód. Amelia, przychodząc tutaj, pokonała samą
siebie. A co do terapii to parę wizyt u mnie wystarczy, by wszystko wróciło do
normy. No może, nie całkiem, ale to już zależy od chęci i silnej woli
pacjentki. Jednakże, Mela to wszystko posiada. To mądra i silna dziewczyna. W drodze
powrotnej zobaczy Pani poprawę. Taki przypadek jest rzadkością, ale z czystym
sercem mogę przyznać, że od razu otwarła się przede mną, wyznała co ją trapi, a
ja tylko wyjaśniłem jej kilka rzeczy.
I rzeczywiście tak było. Z powrotem Mela szła o wiele
odważniej i pewniej wśród tłumu ludzi. Nie ciągała mnie już za płaszcz i
namawiała do schowania się w jakieś „bezpieczniejsze” miejsce. Patrząc na nią
byłam pełna podziwu. Jedna rozmowa z kimś właściwym wystarczyła by odwrócić
sytuację o 180 stopni. W jej oczach tylko nadal widziałam strach. Ale znacznie
mniejszy. Byłam dumna ze swojej siostry. Mądra i silna kobieta. Byłam wprost
przepełniona dumą, że mam taką siostrę. Miałam tylko za złe sobie, że nie
potrafiłam Jej pomóc.
***
Trzy tygodnie
później:
Wizyty
u psychologa bardzo mi pomogły. Wiedziałam, że to jeszcze nie koniec sesji, ale
czułam poprawę. Nie bałam się ludzi; bardziej się otworzyłam. Baaa… Zamierzałam
nawet jechać na konkurs ze skoczkami do Bad Mitterndorf. Jak się okazało Gregor
umiejętnie „poczarował” w taki sposób, że nie wyleciałam z pracy. Nie
wiedziałam jak mu się mam za to odwdzięczyć. Często przychodził odwiedzić mnie;
dużo rozmawialiśmy. Mój wyjazd miał także jeszcze jeden, główny powód, a
nazywał się on Maciek. Nie chciałam załatwiać tego przez telefon. Musiałam mu
wszystko wyjaśnić w cztery oczy. Tyle czasu się nie odzywałam.
Zaraz
po ostatnim konkursie na mamucie, udałam się na poszukiwania Maćka. Pisałam
wcześniej z prośbą o spotkanie, ale nie odpowiadał. Przez te dwa dni tutaj,
próbowałam trzymać się w cieniu. Czemu? Bo nie chciałam rozmawiać z chłopakiem
przed konkursami, żeby go nie dekoncentrować i burzyć jego dobrej dyspozycji.
Zobaczyłam go! W ostatniej chwili kiedy wchodził do hotelu. To się nazywa
szczęście.
-Maciek!- zawołałam donośnie i podbiegłam do chłopaka, a ten
zatrzymał się i zmierzył mnie wzrokiem.
-O, postanowiłaś się odezwać?- zapytał niemiłym tonem.
-Przejdźmy się, błagam. Nie masz pojęcia co się stało…-
mówiłam przerażona tym, że zaraz będę musiała o tym wszystkim opowiadać a nie
wiedziałam czy jeszcze byłam na tyle mocna.
Maciek spojrzał na mnie swymi brązowymi oczami i w końcu
przystał na moją prośbę. Szliśmy wolnym krokiem w ciszy. Maciek czekał aż ja
coś powiem, a ja? Nie wiedziałam jak cokolwiek powiedzieć. Była we mnie jakaś
blokada, której nie potrafiłam umiejętnie ominąć.
-Nie pisałam, ani nie dzwoniłam, bo chciałam to wszystko z
Tobą wyjaśnić w cztery oczy. Bo ja… uprowadzili mnie…- dukałam. Dalej nie
wiedziałam jak o tym rozmawiać. Na dobrą sprawę trudno było mi o tym wszystkim
myśleć a co dopiero mówić… Jednak nie byłam na tyle silna.
-Ciii- powiedział i ujął moją twarz w swe dłonie z
czułością. Odczułam, że już nie ma mi nic za złe. Widziałam to w jego oczach. Ulżyło
mi- wiem wszystko… Spokojnie.
-Skąd?- zapytałam, przytulając się do chłopaka.
-Gregor mi powiedział- odburknął- nawet nie masz pojęcia jak
bardzo się zdziwiłem, kiedy on do mnie podszedł i mi to wszystko opowiedział-
powiedział- A wiesz co bolało najbardziej? Że on wiedział więcej niż ja… To on
był blisko Ciebie, a ja nie… On Ci pomagał, a ja nie…
-To nie było tak- zaczęłam śmielej- On razem z moim bratem
odnaleźli mnie. Owszem, Gregor często mnie odwiedzał, ale nie rozmawialiśmy
znowu tak dużo… Ja… Nie byłam w za dobrej kondycji. Szczerze mówiąc, bałam się
własnego brata i mamy. W każdym widziałam uosobienie tego…
-Wiem, wiem- powiedział przytulając mnie do siebie jeszcze
mocniej- Nie musisz o tym mówić, jeśli nie potrafisz.
-Wtedy kiedy napisałam do Ciebie… To było dosłownie minutę
przed tym, kiedy on mnie złapał. Pisałam prawdę. Maciek, kocham Cię- wyznałam
na gorąco.
-Ja też Cię kocham, Amelko- powiedział po czym złączyliśmy
się w pocałunku. Naszym pierwszym pocałunku.
Na
drugi dzień byłam już w moim Innsbrucku. Pokochałam to miasto, niemal tak jak kochałam
Kraków. To tutaj chciałam zostać. Tu było moje miejsce na ziemi. Mając przy
sobie Marysię, przyjaciół, cudownego chłopaka, nie potrzebowałam niczego
więcej. Tylko czasem miałam przeświadczenie, że czegoś mi brakuje. Że moje
serce czegoś głośno się domaga. Wiedziałam nawet czego. Jednakże, nie mogło
tego dostać. Już nigdy tego nie posmakuje. Tak. Gregora.
-Chyba znalazłam pracę- powiedziała mi pewnego razu Marysia-
jak dobrze pójdzie to niedługo nie będziesz miała mnie na głowie- pochwaliła
się z dumą.
-Wcale tak nie mów- odpowiedziałam drażliwie- bardzo dobrze
mi się mieszka z moją ukochaną siostrzyczką- powiedziałam i pogłaskałam ją po
jej brązowych włosach. Jakoś dziwnie zebrało się mi na czułości- co to za praca?
-Asystentka w salonie fryzjerskim- powiedziała zwięźle-
Takie nic, ale żadna praca nie hańbi.
-To świetny pomysł!- ucieszyłam się- a jak Twój niemiecki?
Czujesz się na tyle mocna?- zapytałam podejrzliwie.
-Twoja mama bardzo mi pomogła. Korzystam z książek, które mi dałaś. Jakoś to
idzie- przyznała.
-Jestem z Ciebie dumna- odpowiedziałam, lecz tym razem po
niemiecku- muszę iść do sklepu kupić coś z czego będziemy mogły zrobić jakiś
przyzwoity obiad i to uczcić.
-Iść z Tobą?- zapytała troskliwie i nieśmiało. Nie wiedziała
pewnie jak się zachować. Nic dziwnego.
-Nie- powiedziałam pewnie- Poradzę sobie- odpowiedziałam z
uśmiechem. Naprawdę czułam się na tyle mocna, by iść sama do sklepu, jakkolwiek
głupio to brzmi. Wszystko układało się naprawdę
dobrze. Byłam w końcu sobą. Tą samą zagubioną w uczuciach, nie
potrafiącą zapełnić dziury w swym sercu, dziewczyną. Coraz bardziej
rozpoznawałam samą siebie, co sprawiało mi nieopisaną radość.
Na zewnątrz było zimno, ale czego się spodziewać w grudniu?
Pod butami strzelał śnieg. Wiał lekki, zimny wiaterek. Na ulicach nie było zbyt
tłoczno, jak to bywa zawsze około południa. Większość ludzi zapewne już
pracowała. W drodze wymyśliłam, że na obiad zrobimy pierogi z serem. Szybko kupiłam to co potrzeba i marzyłam
tylko by wrócić do domu. Było strasznie zimno, a ja nie ubrałam się zbyt
ciepło. Przechodząc przez jezdnię, nie zobaczyłam rozpędzonego, jadącego z dala
samochodu, który nie zdążył wyhamować, gdy przechodziłam ja. To co zapamiętałam
z tego zdarzenia to moment, kiedy owy samochód we mnie uderzył.
Obudziłam
się na drugi dzień w szpitalu. Miałam już do czynienia z tą wonią i
charakterystycznym zapachem szpitali, która wprawiała mnie o zawroty głowy,
dlatego też nie miałam większych problemów, by rozpoznać gdzie się obecnie
znajduję. Wokół mojego łóżka znajdowała się cała moja rodzina. Uśmiechnęłam
się, widząc ich wszystkich razem. To był piękny widok.
-Co się stało?- zapytałam, a zaraz po tym syknęłam, gdyż przeszył
mnie straszny ból głowy z jakim jeszcze nigdy nie miałam do czynienia.
-Miałaś wypadek- odpowiedział poważnie Natan.
Wtedy zachciało mi się śmiać z samej siebie. Takie szczęście
mogę mieć tylko ja.
-Jestem ostatnią ofiarą losu- powiedziałam otrząsając się.
Widziałam jak z przejętej Marysi, schodzi stopniowo ciśnienie. Musiała
straszliwie przejąć się moim wypadkiem.
-Masz mnie tak więcej nie straszyć, jasne?!- przemówiła w
końcu i ona.
-Jak się Pani czuje?- przerwała nam wysoka kobieta, w białym
fartuchu. Zapewne lekarka, która mnie diagnozowała.
-Dobrze- odpowiedziałam pewnie. Bo tak naprawdę było. Było
zadziwiająco dobrze. Może ten wypadek nic nie zmieni w moim życiu, jak myślałam
wcześniej?
-Powiedziała już Pani rodzina o tym co się stało?- zapytała
lekarka, błądząc wzrokiem po sali.
-Tak- kiwnęłam głową- Wiem, że miałam wypadek.
-Nie mówię o tym- oznajmiła kobieta z grobowym wyrazem
twarzy.
__________________
Jeśli czytacie, to oczywiście
komentujcie. :) Komentowanie, jest równoznaczne z motywacją, a motywacja- z
dalszym pisaniem. ^^
Pozdrawiam. ;*
świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńno no :) ciekawie :)
OdpowiedzUsuńciekawie co się Meli stało? :(
pozdrowienia :) :**
jeju... jak udało jej się pozbierać po ostatnich zdarzeniach, to teraz wypadek... Strasznie mi jej szkoda. Fajnie, że wyjaśniła wszystko Maćkowi i, że są (razem?), ale ona nadal myśli o Gregorze...
OdpowiedzUsuńkurde a jeszcze na koniec słowa tej lekarki....
Świetny rozdział, jak zwykle. Czekam na kolejny.
Pozdrawiam :*
Znowu urwałaś w takim momencie ! Co się jej stało ? Ona to ma pecha ! Maciek jak zwykle słodki misio <3 Uwielbiam uwielbiam i chcę więcej !
OdpowiedzUsuńZapraszam na 1 powiew-milosci.blogspot.com
Ufff... Nadrobiłam wszystko i orientuję się już w całej sytuacji ^^
OdpowiedzUsuńMaciek jest naprawdę uroczy <3 Podoba mi się bardzo, jak kreujesz jego postać :)
Dobrze, że po uprowadzeniu, Amelia odzyskała nieco swoją kondycję psychiczną. To musiał był cios, dla jej psychiki, jej rodziny, przyjaciół... Szczęściem jest też fakt, że młody Kot wybaczył dziewczynie jej brak odzewu. Gdyby nie otrzymała wybaczenia, chyba by się załamała ;c
Kolejny wypadek? Tak, takie 'szczęście' ma tylko Mela ;-; Oby nie było to nic poważnego, bo wszyscy - łącznie z samą poszkodowaną - popadną w rozpacz. A ona sama, nie dość, że prawdopodobnie jest jej coś poważnego, co wywnioskowałam po słowach lekarki, to jeszcze nie może odnaleźć się w uczuciach.
Skrycie liczę na więcej scen z Maćkiem ;** Bardzo mi się podoba i z niecierpliwością czekam na następny ^^
Hahaha, ofiara losu? To witaj w klubie Mela! Ależ ci się udało!
OdpowiedzUsuńMistrzostwo! Po prostu mistrzostwo!
Ach... Mela dalej kocha Gregora, a jednocześnie Maćka (albo tak tylko mówi). Fajnie, że Maciek zrozumiał i tak ją pokochał. Ale dalej jestem po stronie Gregora.
Te słowa, że brakuje jej tylko Jego były świetne!
Całość to cudo!
Cudnie, naprawdę. Namieszałaś i to cholernie, jednak czuję, że zrani Maćka...Kurde, ciężko będzie i jestem bardzo ciekawa i nie zdziwię się, jeżeli Mela była w ciąży i poroniła.. To jest bardzo prawdopodobne, jednak to ty wszystko sobie wymyśliłaś, więc poczekam na nexta. :D Pozdrawiam. ;*
OdpowiedzUsuńNo no..nieźle,nieźle ...
OdpowiedzUsuńAkcja się rozwija coraz bardziej. 8_________8
NIe mg się doczekac nexta.Pisz szybko :*
A no i życzę weny <3
a jeśli masz czas to wpadnij na nowy rozdział.
http://themoordeath.blogspot.com/
jestem bardzo ciekawa co wymyśliłaś :) Moja pierwsza myśl Mela wyląduje na wózku tylko nie to :( Czekam na next. Ciekawe czy trafiłam :*
OdpowiedzUsuńDziewczyno, dlaczego ty chcesz, abym dostała zawału :C
OdpowiedzUsuńCo z nią? jejciu ma niezłego pecha biedna ;c
Maciek, wspaniały. choć tak czy tak wolę Gregora :D
Czekam z niecierpliwością na kolejny
Ściskam mocniutko <3
Oooł.. wypadek? No to nie zaciekawie tam u niej, eh. Nie wiem dlaczego, ale uważam, że to z Gregorkiem powinna być, a nie z Maćkiem, chociaż nic do niego nie mam. Po prostu. ;-)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak krótko, ale od dziś znów szkoła po feriach i ledwo żyję... ;c
mistrzostwo, chcę więcej!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
phoebe z http://dangerousfeelings-fanfiction.blogspot.com/ :)
Przepraszam że tutaj ale naprawdę nie wiem gdzie Cię informować :)
OdpowiedzUsuńPolecam dodać blog do obserwowanych lub zostawić u mnie jakiś kontakt (mail,gg,twetter lub nie wiem co jeszcze)
Ale informuję że u mnie szóstka! -http://let---it---go.blogspot.com/2014/03/vi.html
uwielbiam zagłębiać się w kolejne odcinki , to takie fascynujące!:D
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością!
Pozdrawiam , Ann.
http://difficult-love-austria.blogspot.com/
Rany boskie... ta dziewczyna to ma dopiero przejścia....
OdpowiedzUsuńOkrutna jesteś, wiesz? Ale dzięki temu to opowiadanie jest takie niesamowite.