Próbowałam krzyczeć, lecz ręka nieznajomego na moich ustach
uniemożliwiała mi to. Próbowałam wyrwać się, lecz napastnik okazał się zbyt
silny. Byłam kompletnie bezsilna. Ciągnął
mnie w stronę ciemnej uliczki. Tam poczułam, że coś mocno uderzyło mnie w
głowę. Straciłam przytomność. Obudziłam się na drugi dzień w jakiejś ruderze, w
której unosił się odór wilgoci. Wszystko mnie bolało. Czułam się podobnie, jak
wtedy kiedy obudziłam się w szpitalu. Chciałam się ruszyć, ale moje nogi i ręce
były związane. Leżałam na starym, potarganym materacu. Wokół panowało
przerażające zimno.
-Obudziłaś się już- usłyszałam męski gruby, męski głos.
Słyszałam kroki, które zmierzały coraz bliżej mnie. Przeszły mnie dreszcze. Nie
tyle, co zimna, lecz strachu. Straszliwie się bałam. Nie mogłam złapać oddechu.
Dławił mnie ten obrzydliwy zapach wilgoci. Byłam głodna, ale wiedziałam, że
gdyby przyszło co do czego, nie przełknęłabym nic. To było straszne. Chciałam
coś powiedzieć. Nie potrafiłam. Język stanął mi w gardle kołkiem. Wreszcie
usłyszałam dźwięk własnego telefonu. Ktoś dzwonił i wysyłał ciągle smsy.
-Dobijają się do Ciebie cały czas- powiedział wysoki i
dobrze zbudowany brunet. Jego czarne oczy pełne były nienawiści. Kto to był?
Nigdy nie widziałam tego człowieka na oczy. Za co mógł mnie tutaj więzić? Może
to jakaś pomyłka?
-Jak nie Maciek pisze, to Marysia, w jakimś dziwnym języku.
Potem Gregor, Stefan, Thomas- mówił patrząc na mój telefon- Po prostu telefony się urywają. Ciekawe, co
powiedzą kiedy się dowiedzą, że ich mała przyjaciółeczka nie żyje.
Usłyszawszy to, zaczęłam się dławić. Zachłysnęłam się
powietrzem. Co On powiedział?!
-Konsekwencją życia, jest śmierć- mówił odkładając mój
telefon- Co Ci zależy, czy umrzesz teraz
czy potem?- powiedział zimnym tonem- dlaczego nie płaczesz?- zdziwił się- Chce
widzieć jak cierpisz! Jak nie możesz
nabrać powietrza w swe płuca!
Faktycznie. Nie uroniłam ani jednej łzy. W duszy- czarna
rozpacz, lecz na zewnątrz nie wyrażałam tego. Byłam twarda jak stal.
-Co ja Ci takiego zrobiłam? Nie znam Cię nawet-
wykrztusiłam, po czym ponownie zaczęłam się krztusić.
-A znasz Kasię?- zapytał, a imię dziewczyny wypowiadał z
czcią- Znasz. Wiesz jak ją potraktowałaś? Wiesz. Nazwałaś ją złodziejką? Tak,
nazwałaś. Wiesz jak ją upokorzyłaś? Nie wiesz. Więc ja Ci to wszystko
uświadomię. Będziesz umierała z dnia na dzień coraz bardziej. Każdego dnia, będę
wyrywać ci po jednym palcu- mówił bezwzględnie.
-Nic nie rozumiem… Jak mam już umrzeć…- przerwał mi dźwięk
przychodzącego sms- możesz mi przeczytać te smsy, które przyszły? Błagam.
-Czego jeszcze? Frytki do tego?!- zirytował się.
-Proszę- szepnęłam- jeden sms od Maćka- teraz nie miałam już
nic do stracenia a chciałam chociaż wiedzieć, co takiego napisał mi w
odpowiedzi Maciek. Wczoraj przecież wyznałam mu miłość, a dziś nie odpisywałam.
To musiało z boku wyglądać okropnie.
-Który?- zgodził się.
-To ile ich jest?
-Około trzydziestu- rzucił- Szybko, nie mamy całego dnia.
-Ten pierwszy, który przyszedł wczoraj- powiedziałam
zdecydowanie. Musiałam wiedzieć, jak chłopak zareagował na moje wczorajsze
wyznanie.
Mężczyzna podszedł do mnie z telefonem w ręku i pokazał mi
wiadomość o treści:
„Czuję to samo…
Kocham Cię. ;*”
A więc wszystko w tej chwili zrobiło się dla mnie jasne.
Maciek mnie kocha. Wyznał mi miłość. A ja? Ja mu nie odpisałam, nie
oddzwoniłam. Zero. Co mógł sobie pomyśleć? Co napisał w reszcie smsów? To była
wielka niewiadoma. Prawdopodobne już nigdy się tego nie dowiem. Kim jestem
teraz w Jego myślach? Jasna natomiast była moja przyszłość. Umrę z ręki
mężczyzny, który siedział obok mnie. Za coś, czego właściwie nie rozumiałam…
Tydzień później:
-Gregorek, zastanawia się czemu nie ma Cię w pracy-
powiedział pewnego ranka. Byłam uwięziona tutaj już tydzień. Cała w siniakach,
głodna, opadnięta z sił, zmarznięta. Mężczyzna pierwszego dnia miał rację.
Czułam jak umieram. Jak najprędzej chciałam zakończyć te męczarnie. Już nie
miałam sił. Tak cholernie miałam dosyć. Chwilowo pragnęłam śmierci.
-Cały czas dzwonią- mówił. Widząc Go dzisiejszego dnia był
jakiś inny. Coś jakby przygnębiony, smutny. Nie odpowiadałam mu. Nie miałam na
to sił. Towarzyszyło mi jedynie wrażenie, że moja dusza z każdą sekundą coraz
bardziej opuszcza moje ciało. Czekałam na śmierć jak na wybawicielkę. Nie
mogłam doczekać się jej przyjścia.
-Pół miliona- odezwał się po chwili milczenia.
-Myślałam, że Kaśka jest dla Ciebie bezcenna- powiedziałam
wykrzesując z siebie resztki sił na dodatkowy sarkazm. Teraz było mi już
wszystko jedno. Miałam nadzieję, że uderzy mnie, bądź zada ostateczny cios, a
moje cierpienia zakończą się.
-Zostawiła mnie!- warknął urażony wstając z krzesła, które
po chwili rzucił z impetem o ścianę. Potem spojrzał na mnie wściekłym wzrokiem
i zbliżał się coraz bliżej mnie. Skurczyłam się. Nie wiedziałam czego się
spodziewać.
***
-Dzień
dobry- przedstawiłem się- Jestem Gregor, przyjaciel Meli. Czy jest ona może u
Pani?- powiedziałem widząc kobietę w wieku mojej mamy, która przed sekundą
otwarła mi drzwi. W środku zastałem brata Amelii i jeszcze jakąś dziewczynę,
która była nawet dosyć podobna do Meli. Martwiłem się o Nią. Nie odzywała się,
nie było Jej w domu. Działo się coś niedobrego -Przyszedłem do Pani, bo nie ma
jej w pracy ani w domu, ani nigdzie. Nie wiem co się dzieje…
-My też nie wiemy- odezwał się wysoki brunet ze
zrezygnowaniem w głosie brat dziewczyny. Siedząca obok niego dziewczyna
schowała twarz w dłoniach i prawdopodobnie zaczęła płakać.
-Policja już o tym wie?- zapytałem głupio.
-Tak. Zgłosiliśmy zaginięcie już przedwczoraj- odpowiedział
chłopak. Wydawać się mogło, że tylko On potrafił zachować resztki zimnej krwi.
Mama Meli- patrzyła nieprzerwanie w podłogę, a –jak podejrzewałem- Jej siostra,
nadal skrywała twarz w dłoniach i
płakała.
-I co?- pytałem bezradnie.
-Właśnie nic. Wiedzą tyle co my teraz…- przyznał ponuro
chłopak.
-Dzwoniłem do niej wczoraj i ktoś widocznie przez przypadek
musiał odebrać, bo słyszałem same szmery, jakby ktoś gdzieś szedł, a
odblokowany telefon miał w swojej kieszeni- opowiedziałem.
-Czyli, że Ona chyba… Została uprowadzona?- ledwo co
wypowiedział te słowa.
Wtedy obydwie kobiety zaczęły jeszcze bardziej płakać. Były
załamane. Chciałem je jakoś pocieszyć, ale nie potrafiłem. Tutaj nie dało się
nikogo pocieszyć w żaden sposób. Ja sam byłem sparaliżowany na samą myśl, że
ktoś robi krzywdę mojej Amelce. Zaraz… Czy ja… MOJEJ?
-Może gdyby się dało jakoś zlokalizować jej komórkę-
poddałem propozycję, szukając jakiegokolwiek rozwiązania.
-Zaraz… zaraz… Gregor, nie wiesz jaki ona miała telefon?-
zapytał z nadzieją chłopak.
-Taki biały- odpowiedział.
-Ten telefon miała ode mnie, a ja miałem w nim aplikację
namierzającą go- wstał gwałtownie od stołu. Pojawiła się nadzieja.
Obydwie kobiety podniosły wzrok z nadzieją.
***
-Nie
mam pół miliona-powiedziałam- po co Ci te pieniądze? Tyle jest warta Twoja
miłość do Kaśki?- przesadziłam i dobrze sobie z tego zdawałam sprawę, ale
chciałam żeby w końcu zadał ostateczny cios. Powoli już zaczęłam się
niecierpliwić. Miałam dosyć tego co tutaj przeżywałam. Widziałam jak mężczyzna
się zezłościł.
-Robisz wszystko dla Niej, a ona co?- postanowiłam wziąć
chłopaka pod włos- Zostawiła Cię. Ryzykujesz dla niej swoją wolność. Przecież w
końcu kiedyś ktoś się dowie, że nie żyję. I myślisz, że co? Że nie dojdą do
Ciebie? Dojdą jak po sznurku.
-Przestań!- wrzasnął z przerażeniem.
-Taka jest prawda. Pogodziłam się ze swoją śmiercią. Umrę
tutaj przy Tobie. Długo nie pociągnę- drążyłam dalej.
Wtedy poczułam, że dolałam oliwy do ognia. Już czułam pięść
mężczyzny na swoim ciele, kiedy ktoś wszedł do budynku, gdzie się
znajdowaliśmy. Moje oczy ujrzały oddział policji uzbrojonej aż po zęby. Obok
nich dumnie maszerowały psy. Zaraz za nimi szedł Natan i… Gregor. Mój oprawca
próbował jeszcze uciec przez okno, ale nie przyniosło to żadnych rezultatów i
ostatecznie złapano go. Zobaczyłam go potem ostatni raz, kiedy wyprowadzano go
skutego w kajdanki. Spoglądał na mnie przepraszającym i błagalnym wzrokiem.
Zdawał sobie sprawę, jaki los go teraz czekał.
-Amelka!- krzyknął Natan i wraz z Gregor pobiegli do mnie. Mój brat już chciał mnie przytulić,
kiedy ja odsunęłam się jak oparzona ze strachem w oczach.
-Nie!- krzyknęłam głośniej niż się spodziewałam, podczas
próby przytulenia mnie, Natana. Po chwili podszedł do mnie Gregor. Jego się nie
obawiałam. Utonęłam w Jego ciepłych objęciach, ciesząc się, że doczekałam
takiej chwili, mając zarazem nadzieję, że to nie tylko piękny sen. Ta cała
sytuacja wywołała coś dziwnego we mnie… Bałam się własnego brata. Co dalej? Nie
działo się za dobrze…
___________________________________
Łapcie siedemnastkę!
;*
Miało być bardziej
dramatycznie, ale jakoś tak nie miałam serca…
Komentujcie. :)
Ściskam. ;**