Obudziły mnie jasne światła i ten zapach… taki… taki
charakterystyczny dla szpitali? Kojarzący mi się ze śmiercią… Czułam, że wokół
mnie unosi się rozpacz, płacz i cierpienie. Czy to tak wygląda to nasze drugie
życie? Chciałam otworzyć swoje oczy, ale czułam tak jakby ktoś uderzył mnie
stukilowym młotem w głowę, co powodowało, że nawet oddech powodował ból.
Przyznam bez bicia, że zarazem bałam się tego, co zobaczę. Tchórz ze mnie,
wiem…
-Rusza się- usłyszałam- Mela… Melcia… Kochanie…
Kiedy usłyszałam to ostatnie słowo na „K”, coś we mnie
drgnęło. Coś w stylu mojego wewnętrznego trzęsienia ziemi. Nie zważając na
żaden ból, otworzyłam z pewną brawurą oczy, chcąc jak najszybciej skarcić tego
kogoś za to, że mnie tak nazwał. Jakże wielkie jednak było moje rozczarowanie…
-Jak się czujesz?- zapytał troskliwie, lecz po chwili troska
z twarzy chłopaka zniknęła i pojawił się pretensjonalny gniew- Matko kochana. Mela, coś Ty chciała ze sobą
zrobić?!- moje oczy widziały tylko Morgiego. Chciałam zabrać głos. Wygarnąć mu
wszystko. Doszło do mnie, że jednak żyję. Moje życie się jeszcze nie skończyło.
A teraz… Co teraz w ogóle będzie? Nie potrafiłam wyobrazić sobie swojego życia…
Ale z drugiej strony, szczerze nie wiedziałam czy chłopakowi za to dziękować,
czy też nie.
-Nie mów do mnie kochanie- odgryzłam się stanowczo od razu.
Nie czułam się za dobrze. Wręcz okropnie. Moja głowa była
strasznie ociężała; o bólu który mi z jej strony dokuczał, nie wspomnę. Na
dodatek dokuczały mi dreszcze i było strasznie niedobrze. Ale kto by się dobrze
czuł po czymś takim? Odpowiedź była jedna. Nikt. Nie pytałam co się stało, czy
gdzie jestem, bo doskonale to wiedziałam a bałam się tylko wyrzutów, które będą
mi robić, kiedy już wszyscy dowiedzą się o tym. Ja naprawdę nie miałam na to
siły a wręcz wstydziłam się tego co zrobiłam.
-Dobrze- chwycił mnie za rękę, głaszcząc moją dłoń- jak
wydobrzejesz, muszę Ci coś powiedzieć.
-Nie mów nikomu o tym, dobrze?- powiedziałam, nie słuchając
wcześniejszych słów chłopaka- zaraz… Co masz mi do powiedzenia?- dopiero teraz
doszły do mnie słowa, które wypowiedział przed momentem.
-Musisz najpierw wyzdrowieć do końca- powiedział stanowczo.
-Morgi… Jak długo tutaj jestem?
-Dziś będzie drugi dzień. Wczoraj zrobili Ci płukanie
żołądka. Dzień, dwa jak będziesz grzeczna wyjdziesz, zdrowa jak rybka-
powiedział z uśmiechem- muszę lecieć na trening.
-Poczekaj- chwyciłam chłopaka za rękę. Mój uścisk nie był
mocny. Nie miałam jeszcze na tyle siły, ale widocznie to wystarczyło, by
chłopak go wyczuł. Promiennie się uśmiechnął. Zauważyłam, że Jego oczy śmiały
się - przyjdziesz potem?
-Tak pewnie, że przyjdę. Jeszcze pytasz- powiedział z
uśmiechem i radością w głosie.
-Jeszcze jedno- chwyciłam chłopaka za jego niebieską,
kraciastą koszulę, w której wyglądał naprawdę uroczo, co musiałam przyznać sama
przed sobą. Chłopak spojrzał na mnie pytająco, swymi niebieskimi oczętami.
-Nie mów nikomu o tym…- wyjąkałam nieśmiało.
-O to możesz być spokojna- powiedział delikatnie, po czym
musnął równie delikatnie mój policzek.
Nie powiem, że nie byłam zdziwiona tym co zrobił chłopak, ale próbowałam jakoś
opanować swe nerwy. Zawsze denerwowały
mnie takie dwuznaczne gesty ze strony innych, lecz tym razem musiałam zachować
spokój. Thomas dostatecznie dużo dla mnie zrobił.
Leżałam
wpatrując się w wyblakłą, żółtą ścianę. Co teraz? Czy będę po tej nieudanej
próbie samobójczej, potrafiła spojrzeć mojemu ukochanemu w oczy? Czy to wyryje
jakąś bliznę na mojej psychice? To jeden
wielki znak zapytania. Właściwie, całe moje życie to jeden wielki znak
zapytania. Dlaczego moje życie musi tak wyglądać? Czemu nie potrafię normalnie
żyć? To coś we mnie jest chyba nie tak… Jednocześnie, miałam już dość szpitala.
Nie lubiłam tej atmosfery. Z resztą kto lubił? W powietrzu unosił się zapach śmierci
i świadomości, jakże to nasze życie ludzie jest kruche a ja tak bardzo teraz
pragnęłam znajdować się już w domu, siedząc przed kanapą z kubkiem gorącej
herbaty w ręce, głowiąc się co będzie dalej.
-Dobrze się już czujemy?- zapytał doktor, który wszedł do sali
na tyle cicho, że nie usłyszałam go. Był
to rosły mężczyzna, w połowie łysy, w średnim wieku, a w głębokich oczodołach
znajdowały się czarne oczy, przypominające okrągłe węgielki.
-Tak- odpowiedziałam ze zdecydowaniem-kiedy będę mogła
wyjść?- z grubej rury zapytałam.
-Za jakieś dwa, trzy dni. Zobaczymy- odpowiedział, wpisując
coś w kartę.
-Chcę wyjść już dziś na własne żądanie- zażądałam nie łamiąc
przy tym ani razu swego głosu- czy mógłby mi Pan dostarczyć odpowiednie
dokumenty?
-Tak. Zaraz poproszę siostrę, aby przyniosła to co trzeba-
powiedział nieco zaskoczony-Nie radziłbym jednak. Pani jest jeszcze jednak bardzo
osłabiona. A może Pani chciałaby porozmawiać z psychologiem?- zapytał, a
pytanie to zadziałało na mnie jak czerwona płachta na byka.
-Nie- odpowiedziałam ze złością, która wzięła się we mnie
właściwie znikąd.
- Przepiszę Pani jakieś lekarstwa, skoro taka jest Pani
decyzja- powiedział nieco zmieszany. Kolejny, który wziął mnie za jakąś wiedźmę… Świetnie. Nie chciałam taka być, ale
nie potrafiłam opanować wszystkich swoich emocji. Nie radziłam sobie…
-Dziękuję- powiedziałam, potulnym głosem. Następnie lekarz
wręczył mi receptę i wyszedł. Po chwili przyszła pielęgniarka, która wręczyła
mi potrzebne dokumenty, które musiałam wypełnić. Zabrałam się więc do roboty.
Nie sądziłam, że trzeba tam tyle pisać. W międzyczasie wysłałam do Morgiego
smsa, żeby wziął mi jakieś ubrania do szpitala. Po 15 minutach katorgi z
papierami, z ulgą oddałam je tam gdzie trzeba i teraz zostało mi nic innego niż
czekać na Thomasa i rzeczy, które miał mi dostarczyć, po czym byłabym wolna. W
końcu przyszedł. Dochodziła już godzina 14.00.
-Proszę- wręczył mi torbę z uśmiechem na ustach. Były w niej
podstawowe rzeczy codziennego użycia takie jak np. szczoteczka do zębów itp.
-Dzięki wielkie. Poczekasz tu na mnie? Pójdę się przebrać-
powiedziałam i wyciągnęłam z torby
T-shirt, dżinsy i trampki, uśmiechając się pod nosem z
wyrazu twarzy Thomasa, który kompletnie nie wie o co chodzi. Morgi nie mógł
lepiej trafić. Chociaż… Trampki w zimę? Chłopak też był chyba nieco
rozkojarzony.
Starałam się streszczać. Po 5 minutach byłam już gotowa do
wyjścia. Wróciłam do sali, do której nie chciałam już nigdy w życiu wracać. Z
satysfakcją podeszłam do łóżka i chwyciłam torbę. Wtedy omal nie upadłam.
Zrobiło mi się strasznie słabo, a przed oczami pojawił się czarny obraz. Jednak
przeceniłam swoje możliwości.
-Wszystko dobrze?- zapytał troskliwie chłopak. Wtedy
spostrzegłam się, że praktycznie leżę na jego torsie. Poczułam się skrępowana i
jeszcze mimo braku pewności w swoje siły, zerwałam się na równe nogi.
-Tak. Zawróciło mi się w głowie. Przeszarżowałam się. Co tak
stoisz? Chodźmy- rzekłam, by załagodzić nieco zaistniałą sytuację.
-Ze niby gdzie?- zapytał.
-Ja do domu. Wypisałam się- odpowiedziałam z triumfem w
głosie.
-Niech zgadnę na własne życzenie?- kiwnęłam głową- Nie
znałem Cię z tej strony, uparciuchu- powiedział, wziął torbę z podłogi i powoli
powędrowaliśmy na parking. Gdy wyszłam na dwór, moją twarz lekko połaskotał
zimny powiew wiatru. Nie wiedziałam czemu, ale od czasu kiedy no… Zaistniała ta
sytuacja, postrzegałam inaczej ten świat. Ale ból był nadal. Może trochę
mniejszy, ale nie wiedziałam czy to tak boli mnie mój brzuch, czy też właśnie
moje serce znowu się kruszy. Morgi jechał szybko. Mnie zaś na każdym zakręcie
robiło się niedobrze, ale nie chciałam mu znowu narzucać swego dyktanda.
Uratował mnie, opiekował się mną, był przy mnie, pomagał mi… Jak ja mam się mu
za to odwdzięczyć?
-Już jesteśmy.
-Widzę- w rzeczywistości nie spostrzegłam się, że aż tak
szybko dotarliśmy do celu. Nadal, wręcz z obsesją, chłapałam powietrze, tak by
ponownie nie zasłabnąć - dziękuję.
-Ależ proszę. Wpadnę do Ciebie dziś na kontrole-
zapowiedział.
Chwyciłam dłoni Morgiego, która obecnie spoczywała na
skrzyni biegów. Nasze oczy spotkały się. Były ładne. Tak, tylko ładne. Tylko na
tyle było mnie teraz stać. Piękne oczy miał tylko jeden chłopak. Ten, którego
przypuszczalnie zraniłam i straciłam na zawsze. Uśmiech Thomasa też był
cudowny. Ale nie wyjątkowy. Wyjątkowy uśmiech posiadał tylko jeden mężczyzna.
Czy ja kiedykolwiek o nim zapomnę? Czy kiedykolwiek przestanę porównywać innych
do Niego?
-Chodź teraz- zaproponowałam. Potem położyłam mu dłoń na
policzek i wyszeptałam- przecież miałeś mi coś ważnego powiedzieć.
W końcu chłopak uległ. Zauważyłam, że jego klatka piersiowa
szybko się podnosi. Zrobiłam coś nie tak?
-Napijesz się czegoś?- zapytałam w progu.
-Nie, dziękuję.
-To idź usiądź na kanapie, ja muszę się napić wody-
powiedziałam a po chwili wróciłam ze szklanką wody w ręce.
-Mela… Jak ja Ci mam to powiedzieć, no?!- pytał chyba sam
siebie. Przestraszyłam się. Co to mogło być?
-Najlepiej spokojnie- powiedziałam z taktem, przysiadając się
do niego. Położyłam mu rękę na kolanie, co było niekontrolowanym ruchem dla
mnie, ale gdybym gwałtownie ją zabrała, mogłoby to dziwnie wyglądać.
-Na wstępie chce powiedzieć, że bardzo mi się podobasz.
Odkąd Cię zobaczyłem, coś między nami zaiskrzyło. Czułem to. Ale Ty potem dałaś
mi jasno do zrozumienia, że nie ma tego czegoś między nami- zaczął- Ty wybrałaś Gregora. Za każdym razem, gdy widziałem Was razem
takich wpatrzonych w siebie, nie widzących nic poza sobą… Nie wiedziałem co mam
ze sobą zrobić- przyznał- Kiedy zobaczyłem Cię wtedy w barze byłaś naprawdę
bardzo pijana. Mówiłaś coś o tym, że gdyby nie Gregor to już dawno byś ze sobą
skończyła; że został Ci tylko on..
-To Ty wiedziałeś o nas?- przerwałam.
-Tak. W końcu sama mi o tym powiedziałaś. Kiedy ludzie są
pijani, mówią szczerze.
-Dobrze… Nie ważne. Co dalej?- zapytałam zniecierpliwiona.
-Potem już po prostu usypiałaś się na siedząco, więc
zaprowadziłem Cię do hotelu. Tam, Ty już sama rozebrałaś się, weszłaś do łóżka
i usnęłaś, a ja siedziałem na krześle obok. Najpierw wpatrując się w Ciebie, a
potem sam usnąłem. Do niczego nie doszło. Nie wiem, czemu tak powiedziałem
wtedy. Może chciałem, żeby tak było? Nie wiem. Przepraszam, przepraszam i
przepraszam. Tak mi głupio.
Wszystko we mnie zamarło. Chciałam wykrzyczeć chłopakowi
wszystko w twarz, ale nie dałam rady powiedzieć ani jednego słowa. Szklanka,
którą trzymałam w ręce, roztrzaskała się w drobny mak, po tym, jak rzuciłam nią
w ścianę, a ja sama wybiegłam z domu. Nie zwracałam uwagi na ból. Czułam, że
niedługo zejdę z tego świata, ale biegłam. Dalej biegłam. Ile sił.
-Halo, Stefan?- wysapałam do telefonu, zachowując nadal
tempo wolnego truchtu.
-O hej Mela. Już zdrowa? Słyszałem, że byłaś przeziębiona-
usłyszałam.
-Tak zdrowa, zdrowa- rzuciłam szybko i z obojętnością- Nie
wiesz gdzie jest Gregor?- zapytałam bez ogródek.
-Na skoczni. Oddajemy właśnie skoki treningowe. Tylko Morgi
się wykręcił jakimiś sprawami rodzinnymi- wyjaśnił.
-Dzięki- i pobiegłam
w stronę Bergisel. Nie myślałam nawet o złapaniu taksówki. Za dużo czasu by to
zajęło. Musiałam już teraz być przy Nim. Teraz. Już. Zaraz. Świadomość, że
zaraz będę obok Niego dodawała mi skrzydeł. W końcu dobiegłam. Dobrze, że po
drodze napatoczył się akurat asystent trenera, który znał mnie dobrze i
wprowadził mnie bez żadnych problemów na teren skoczni, gdyż oczywiście nie
miałam przy sobie przepustki. W oddali zobaczyłam dwie, stojące, męskie
sylwetki. Podbiegłam bliżej. To był Stefan i Manuel.
-Matko! Mela! Jest koniec listopada, a Ty w cienkiej bluzce
sobie paradujesz?- zabrał głos Stefan.
-Gorąca dziewczyna- wtrącił się Manuel. Uśmiechnęłam się.
Nie wiem, czego to było skutkiem. Ale jednak uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy
od dłuższego czasu, bez przymusu. Może to dlatego, że byłam niedaleko Niego?
-Chodź ze mną- powiedział i odszedł na bok. Z niechęcią
ruszyłam za Stefanem. Wyciągnął ze swojego plecaka dres- ubierz to, bo na
Ciebie patrzeć nie można a ja mam jeszcze kurtkę, więc się o mnie nie martw-
dodał szybko.
-Dziękuję, jesteś nieoceniony-powiedziałam cmokając chłopaka
w policzek i wtulając się w miękki , o wiele rozmiarów za duży dres chłopaka-
gdzie Gregor? Mam pilną sprawę.
-Tam- wskazał palcem na belkę startową. Teraz miał oddawać
skok właśnie On. Czułam jak moje serce wariuje. Raz przyśpiesza, drugi raz
zwalnia. Czułam to tylko przy Nim. W końcu znalazł się na rozbiegu. Wybicie. I
leci. W końcu wylądował szczęśliwie a wówczas zerwałam się i pobiegłam w stronę
Gregora, nie patrząc na przeszkody pod nogami. Zdziwił się. I to było widać. On jechał na
nartach w moją stronę a ja biegłam w jego stronę. Wpadłam mu w ramiona.
Przytuliłam go najmocniej jak tylko mogłam. Znowu go czułam! Był przy mnie. Tak
blisko. Nie zwracałam uwagi na to jak wyglądam; że zaraz omal nie zemdleję; że
wszyscy patrzą. To co mówił Morgi, było prawdą. Kiedy byłam przy Nim, był tylko
On i ja. Cały świat znikał.
-Gregor, to wszystko okazało się tylko pomyłką. Ktoś mi to
wcisnął- wysapałam, próbując złapać powietrze i nie chcąc zdradzić Thomasa- Jak
ja Cię k…- nie dokończyłam, gdyż przerwał mi żeński, cienki głos. Z trudnością
odrywając się od chłopaka, odwróciłam się.
-Gregor! Gregor!- wołała. Wtedy moim oczom ukazała się
wysoka blondynka, z włosami sięgającymi do ramion - co to ma być?- zbliżała się
coraz bliżej nas.
_________________________________________________________
Witam! ;D ;* Postanowiłam dziś już dodać ósmy rozdział z racji, że jutro niestety nie będę miała takiej możliwości. ;c Jednak następny rozdział dodam już w niedzielę. :]
A już jutro ceremonia otwarcia IO w Soczi! :D Macie zamiar oglądać? ;)
I pamiętajcie o komentowaniu. To paliwo napędowe do dalszego pisania. ^^
Pozdrawiam. ;**
Boże, Boże, Boże.. Co to ma być na koniec?? No ale od początku. Jest mi tak cholernie szkoda Thomasa, no widać, że on tak bardzo kocha Melę. Jejku no, po prostu mam ochotę go przytulić, ale z drugiej strony i nakopać. To jego wina, że ona chciała się zabić, a co by było, gdyby on się wtedy nie zjawił?? No ale dobra. W szpitalu omal nie zemdlała, a zaraz potem biegła na Bergisel? Szalona dziewczyna, co ta miłość nie robi z ludźmi. No i Stefan taki słodki, aaawwwwww :D Dał jej swój dres, uroczo, doprawdy uroczo ^^ Niepokoi mnie jednak ta blondyna, domyślam się, że to Sandra. Czyżby Gregor grał na dwa fronty? Albo może znalazł sobie pocieszenie..
OdpowiedzUsuńKurde, zaciekawiłaś mnie i to bardzo, z niecierpliwością czekam na kolejny.
Życzę dużo weny i pozdrawiam cieplutko :**
No, nadrobiłam wszystkie rozdziały i muszę powiedzieć, że bardzo mi się podoba. Szkoda mi Meli. Wiele przeszła w swoim życiu,a ono dalej się komplikuje. Szkoda tylko, że chciała po prostu popełnić samobójstwo. Osobiście uważam, że powinna stawić czoła wszystkiemu i żyć pełnią życia.
OdpowiedzUsuńŻal mi Thomasa, biedaczek. Ale gdyby wcześniej wszystko wyjaśnił, to Mela prawdopodobnie byłaby szczęśliwa z Gregorem. Ale coś mi nie pasuje - Gregor za szybko "ułożył" sobie życie bez niej. Może to tylko moje domysły, a może on sam zdradzał ową blondynkę z końcówki rozdziału?
Pozdrawiam i zapraszam do siebie :D
Dobrze, że wyjaśniła sobie wszystko z Thomasem, ale on nie postąpił wobec niej fair. Chociaż pod wpływem chwili mówi się różne dziwne rzeczy... Tylko ta końcówka. Co to za dziewczyna?? Tylko żeby to nie było jakieś pocieszenie Gregora, czy coś... Czekam na kolejny,
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
czy-to-jest-przyjazn.blogspot.com
Thomas zachodzi mi za skórę ;oo Mógł wcześniej wszystko wytłumaczyć Meli, a ona nadal byłaby szczęśliwa z Gregorem. Coś mi się wydaje, że Schlierenzauer zdradzał już wcześniej Amelię z blondynką... Albo po prostu chciał dać nauczkę Bogu ducha winnej Melce.
OdpowiedzUsuńNadrobiłam wszystko pięknie i zabieram się do pisania u siebie ^^
Pozdrawiam ;3
Ha wiedziałam! Wiedziałam, że ona z nim nic nie ten teges... Wiedziałam, że skłamał!
OdpowiedzUsuńI dlatego wciąż się cieszę! Jak dziecko.
Ale dobrze, że on jej to powiedział.
Ale zaraz? Co to ma być?
Że Gregor ma już inną?
Czy to jest możliwe?
Znaczy z głupoty i bólu można zrobić wszystko, ale...
Coś czuję, że teraz to Melcia mu nie wybaczy.
Czyli będzie ciekawie. Zresztą jak zawsze.
Ściskam i pozdrawiam :***
Co ten Thomas zrobił?! Przez niego, oni nie są już parą, jak ja go nie lubię, chociaż... miło z jego strony, że pomógł dla Meli, ale i tak zdania o nim nie zmienię. A i jeszcze Gregor, czyżby już szybko znalazł sobie pocieszycielkę? Oby nie ;///
OdpowiedzUsuńhttp://i-love-ski-jumping.blogspot.com
Thomas.. no cholera jasna, miałam rację! Jednak sama nie wiem co mam napisać po tej straszliwej końcówce, co to za laska w ogóle? Boże, żeby to tylko była Gregora siostra. Bardzo ładnie ze strony Morgiego, że się nią zaopiekował, odwiedzał itp., ale i tak jest chamem po tym co zrobił i wcale nie dziwię się, że ona tak zareagowała. Także czekam na nexta i pozdrawiam. :*
OdpowiedzUsuńDopiero dzisiaj odkryłam ten blog. Piszesz bardzo ciekawe opowiadania. Będę następną wierną czytelniczką. Pozdrawiam Ania :)
OdpowiedzUsuń